REKLAMA

Obejrzałem na Netfliksie film z Daisy Ridley. Już rozumiem, dlaczego studio przekupiło recenzentów

„Ofelia” w reżyserii Claire McCarthy wpadła niedawno do biblioteki Netfliksa. Semi Chellas napisała scenariusz w oparciu o powieść Lisy Klein, która to zdecydowała się przedstawić Szekspirowską historię Hamleta z perspektywy jego ukochanej. Do seansu przekonały mnie dwie kwestie: pomysł wyjściowy (lubię, jak twórcy podejmują próby przeformułowania znanych opowieści) oraz głośna aferka z opłaceniem kilku recenzentów. 

ofelia film netflix opinia hamlet william shakespeare daisy ridley
REKLAMA

„Ofelię” po raz pierwszy pokazano na festiwalu Sundance w 2018 r. Film walczył później o regularną kinową dystrybucję, jednak po pierwszych pokazach niespecjalnie przypadł on do gustu dziennikarzom. Tragedii nie było, ale entuzjazmu też zabrakło. Z czasem całościowy odbiór krytyczny filmu nieco się poprawił - 49 proc. pozytywnych opinii w popularnym agregatorze recenzji Rotten Tomatoes wzrósł do  62. To wciąż wynik bardzo przeciętny, ale wystarczył, by przekonać amerykańskiego dystrybutora. W czerwcu 2019 r. obraz trafił w ograniczonym zakresie na wielkie ekrany, a już w lipcu można go było zobaczyć w VOD.

W Polsce produkcja ominęła kina, a i streaming przez dłuższy czas nikomu „Ofelii” nie proponował. Obecnie można ją wypożyczyć w paru serwisach, pokazuje go też SkyShowtime (ale tylko do 30 czerwca br.), a od niedawna seans umożliwia także Netflix. Subskrybenci tego ostatniego ewidentnie się filmem zainteresowali, bo ten błyskawicznie wdarł się na listę TOP 10 najchętniej obecnie oglądanych pełnometrażowych produkcji.

Co zaś tyczy się wspomnianej afery: okazało się, że promująca film agencja PR-owa Bunker 15 postanowiła sypnąć groszem, by nieco podnieść wyniki na Rottenie i przekonać dystrybutora. Jak ujawnił portal „Vulture” w swoim raporcie, pracownicy firmy zgłaszali się do mniej znanych recenzentów (siłą rzeczy - u czołowych krytyków z popularnych serwisów i magazynów nigdy by to nie przeszło, a machinacje Bunker 18 zostałyby momentalnie ujawnione). Byli to przede wszystkim blogerzy. I tak część z nich przyznała, że za pozytywną ocenę otrzymali co najmniej 50 dol. Rotten nie zezwala co prawda na takie działania, ale zanim sprawę nagłośniono, przekupieni recenzenci zdążyli już opublikować swoje materiały. Za ich sprawą średnia skoczyła o 12 proc., co przekonało dystrybutora.

Po ujawnieniu sprawy, Rotten Tomatoes wycofał z serwisu promowane przez firmę produkcje, usunięto też kupione recenzje „Ofelii”. Cała ta akcja była - wbrew zadziwiającemu przekonaniu sporego grona osób co do tego, że studia regularnie opłacają recenzentów na całym świecie - na przestrzeni lat raczej bezprecedensowa. Podobne praktyki są piętnowane i niedopuszczalne, a mało kto chce ryzykować choćby proponowanie przekupstwa, bo najpewniej skończyłoby się ono medialną burzą.

A czy pierwsi krytycy rzeczywiście ocenili sam film zbyt surowo? 

REKLAMA

Ofelia: opinia o filmie dostępnym w ofercie Netfliksa

No cóż: nie spodziewajcie się rewolucji. Znacie tę historię - opowiedziano ją już wielokrotnie. Perspektywa Ofelii mogła (i powinna była) ją odświeżyć, wzbogacić, uaktualnić, wydobyć z niej coś nowego - gdyby tylko twórcom nie zabrakło odwagi. Niestety, nic z tego. Jasne, w tej wersji Ofelia nie jest już tylko bezbronną dziewczyną, doprowadzoną do szaleństwa i prawdopodobnie samobójstwa za sprawą odrzucenia przez kochanka. Ta bohaterka jest inteligentna, odważna, uczciwa i - przede wszystkim - sprawcza. Całość, choć nie oddaje „Hamleta” jeden do jednego, pielęgnuje Szekspirowskie korzenie. Słowa dźgają jak sztylety, dowcipy są wyrazem indywidualności myślenia i postrzegania świata; bohaterowie planują i knują, sprzeciwiają się władzy, podkopują i osłabiają przeciwników. Symbolika, dualizm, duch - nikt tu nie zbezcześcił dziedzictwa wielkiego dramaturga.

Ofelia
REKLAMA

Rozbudowanie części postaci wyszło im na dobre. Gertruda - podobnie jak Ofelia - stała się bardziej złożona, wiarygodna w bardziej współczesnym rozumieniu. Obsada - zarówno pełna werwy i szczera Daisy Ridley, jak i Naomi Watts, Clive Owen, George MacKay czy Tom Felton - daje z siebie wszystko. Kostiumy i scenografie prezentują się świetnie, ożywiają tę opowieść.

Niestety, to trochę za mało, by mówić o dobrym filmie i udanym wykorzystaniu tego ciekawego przecież konceptu. Narracja prowadzona jest w sposób, który przez dobrą godzinę uniemożliwia emocjonalnie zaangażowanie. Jest sucho, powściągliwie, spokojnie, a cała masa scen jakimś cudem zdaje się nie wpływać w znaczący sposób na sedno opowieści. W efekcie film zdaje się oferować znacznie mniej „mięsa”, niż oryginał. Tak jakby go rozwodniono, co w pewnym sensie się stało.

Co gorsza, choć mówiliśmy tu o perspektywie Ofelii, ta opowieść i tak nie należy do niej. Nie rzuca prawdziwie nowego światła na tę postać, nie pozwala jej rozwinąć skrzydeł i faktycznie inaczej spojrzeć na dramat. Koniec końców twórcy zapominają, że mieli nam opowiedzieć historię Ofelii - jej punkt widzenia nic nie dodaje, nic nie zmienia, niczego nie ubogaca. To wykorzystanie świetnego pomysłu w zachowawczy, bezpieczny, nieciekawy sposób. Dlatego też koniec końców „Ofelia” niczym się nie wyróżnia - jest przeciętniakiem ze zmarnowanym potencjałem. 

Czytaj więcej o filmach w Spider's Web:

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA