REKLAMA

Oszukać przeznaczenie: Więzy krwi - recenzja filmu. Do sześciu razy sztuka

Nic nie trwa wiecznie. Może poza niektórymi seriami filmowymi, które raz na jakiś czas są z różnymi skutkami reanimowane po latach. Właśnie to spotkało "Oszukać przeznaczenie" - ikoniczną serię horrorów, która po 14 latach doczekała się kolejnej, szóstej części. Jak się okazało w praniu, najlepszej.

oszukac przeznaczenie 6 recenzja
REKLAMA

Szczerze mówiąc, do filmów spod tego szyldu moje uczucia zawsze miały formę mieszaną. Jako psychofan kina grozy dawałem kredyt zaufania każdej części "Oszukać przeznaczenie", ale żadna mnie nie ujęła tak, bym ją rzewnie rozpamiętywał. Jasne, wiele scen śmierci było pomysłowych i efektownych, ale im dalej w las, tym bardziej miałem wrażenie zmęczenia materiału, pustki tego mięsno-krwawego spektaklu. Tym większą nadzieję żywiłem wobec "Więzów krwi" i z przyjemnością donoszę, że ta, w przeciwieństwie do wielu bohaterów serii, nie umarła.

Wszystko zaczyna się dziesiątki lat przed współczesnością - wtedy to młoda Iris (Brec Bassinger) zdaje się być na wstępie do pięknego życia - wybiera się na ekskluzywną randkę, jej ukochany się oświadcza, a jakby tego było mało, na wieść o ciąży mężczyzna jest zachwycony. Radosny wieczór zostaje jednak przerwany brutalnym splotem okoliczności, w związku z którym wszyscy giną. To właśnie ta historia prześladuje w snach młodą studentkę Stefani (Kaitlyn Santa Juana). Dziewczyna decyduje się na powrót do rodzinnego domu by odkryć prawdę i, jak się później okaże, ocalić rodzinę od nadchodzącego fatum.

REKLAMA

"Więzy krwi" to podtytuł, który reżyserujący film Zach Lipovsky i Adam B. Stein potraktowali na poważnie i chwała im za to. W ich rękach nie jest to jedynie tani wytrych, a bardzo istotny element fabuły użyty do rozgryzienia najważniejszej zagadki: kto jest nastepny w kolejce do spotkania ze Śmiercią? Scenariusz przyniesie nam po drodze pewne twisty, ale skonstruowane na tyle zmyślnie, że momentami "Więzy krwi" bardziej przypominają detektywistyczną zagadkę aniżeli krwawy spektakl. Nie jest to jednak wada, tym bardziej, że twórcy pozwalają widzowi na to, żeby choć minimalnie poznać niektórych bohaterów, nadać im więcej niż jedną cechę i sprawić, że obcujemy z czymś więcej niż mięsem, które zaraz zostanie zmielone. Mamy jednocześnie świadomość, że protagoniści mierzą się z bytem, który jest wyjątkowo potężny i trudny do pokonania.

Uspokajam - najnowsza część "Oszukać przeznaczenie" nie aspiruje do miana wielce złożonego horroru psychologicznego, który skrywa w sobie ogromną głębię. Faktem jest jednak to, że scenarzyści rzeczywiście ubogacają ten dyrygowany przez Śmierć koncert takimi tematami jak dziedziczenie traum czy oddziaływanie pogłębiającej się psychozy zarówno na jej ofiarę, jak i na najbliższe otoczenie. Pozwalają zastanowić się nad tym, jak się zachowywać w momencie czyjejś śmierci, a tym bardziej wiedząc o własnej? Żyć w paraliżującym, niepozwalającym na normalne życie strachu, odseparować się od wszystkiego i wszystkich, a może nie próbować stosować tytułu filmu i przyjąć, przygotować się to, co ma nadejść? Ta część serii najlepiej eksploruje te, bądź co bądź, oczywiste tematy.

Na szczęście twórcy znają i szanują dziedzictwo serii, a co za tym idzie - wyciskają z niej to co najlepsze. "Więzy krwi" oferują sporo humoru, spektakularnych, brutalnych i momentami naprawdę kreatywnych inscenizacji, przywodzących momentami na myśl inną tegoroczną perełkę, "Małpę" Oza Perkinsa. Bywa naprawdę ostro, dość często powinniście odczuć pragnienie odwrócenia wzroku od tego danse macabre, ale film i tutaj zrobił spory progres. Jakkolwiek mocne zbiegi okoliczności zobaczymy, tak zarazem wynikają one z całkiem realnych sytuacji, nie zawsze wynikających z bezmyślności czy głupoty osób znajdujących się w ich centrum. Po tym filmie część osób pewnie dwa razy zastanowi się przy wkładaniu lodu do drinków czy wizycie w salonie piercingu. 

Jak już też wspomniałem wcześniej, czas oczekiwania na werdykt Śmierci spędzamy w gronie bohaterów, którzy, jak na tego typu kino, są zaskakująco ludzcy i nie wprawiają widza w konieczność przewracania oczami na ich widok. Głównej bohaterce, Stefani, raczej daleko do miana final girl, która przejdzie do legendy, natomiast Kaitlyn Santa Juana bardzo dobrze oddaje jej pogłębiający się obłęd. Na drugim planie najwięcej charyzmy ma Richard Harmon w roli Erika, dla którego scenarzyści przygotowali chyba najciekawsze w tym filmie niespodzianki. Bardzo poprawnie wypadają postacie brata bohaterki, Charliego (Teo Briones) i matki rodzeństwa Darlene (Rya Kihlstedt). Kilka minut otrzymał także nieżyjący już Tony Todd, który zaiste dokonał pięknego, pełnego klasy pożegnania, a wypowiadane przez jego postać słowa rezonują tym bardziej, że aktora rzeczywiście zabrała Śmierć.

"Oszukać przeznaczenie: Więzy krwi" to nieidealny, ale zdecydowanie najlepszy film spośród wszystkich sześciu, które powstały. Odświeża koncept, który wydawał się już przemielony do granic możliwości, wnosi w niego nowe życie i wciąga nieźle skonstruowaną fabułą. Jedno z największych pozytywnych zaskoczeń tego roku.

Więcej recenzji przeczytacie na Spider's Web:

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-05-11T09:01:00+02:00
Aktualizacja: 2025-05-10T10:10:00+02:00
Aktualizacja: 2025-05-09T14:29:48+02:00
Aktualizacja: 2025-05-08T13:25:09+02:00
Aktualizacja: 2025-05-08T08:44:03+02:00
Aktualizacja: 2025-05-08T08:29:24+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA