Kino szpiegowskie to gatunek, którego popularność zdecydowanie nie słabnie, a pomimo dominacji takich marek jak Bond czy "Mission: Impossible", wciąż udaje się zorganizować przestrzeń do opowiedzenia świeżej, wciągającej historii. Przykładem tego pozytywnego trendu są "Szpiedzy", najnowszy film Stevena Soderbergha.
OCENA

Wspomniany reżyser jest twórcą, który, choć ma już swoją utwardzoną pozycję w kinie, nie poddaje się, lubi eksperymentować i czuć, że ma energię do pracy na planie. Ostatnio zaintrygował thrillerem "Presence", wkręcił w "Koło czasu", lata temu dał nam świetny serial "The Knick", słynną trylogię "Ocean's" a wcześniej takie dzieła jak "Seks, kłamstwa i kasety wideo" czy "Erin Brockovich". Tym razem oferuje nam (naprawdę!) odświeżające dzieło z gatunku kina szpiegowskiego.
Szpiedzy - recenzja filmu
W centrum filmu są George (Michael Fassbender) i Kathryn (Cate Blanchett). Oboje pracują dla tej samej "firmy" (tzn. brytyjskich służb specjalnych), są dość szczególnym przypadkiem małżeństwa osób nie tylko z tej samej branży, ale i agencji. Okazuje się, że wśród jej członków jest kret, a gdy George otrzymuje od zaufanej osoby listę podejrzanych, jest skonfundowany - w owym gronie znajduje się Kathryn. Mężczyzna, niezwykle doświadczony w swoim fachu, stanie przed niezwykłym wyzwaniem - oprócz zadania wykrycia tożsamości sprawcy przecieku, zmierzy się także z własnym postrzeganiem swojego małżeństwa.
Filmy szpiegowskie cieszą się niezmienną renomą, ale także, jak każdy gatunek, podlegają pewnym prawidłom, dzięki którym potrafimy rozpoznać, z jakim kinem mamy do czynienia. Przyzwyczailiśmy się (z pewnymi wyjątkami) do produkcji w stylu "dobry agent, femme fatale, zewnętrzne zagrożenie, odpowiedzialność za losy świata, intensywna akcja i pościgi". Zwolennicy tego ostatniego mogą być rozczarowani - "Szpiedzy" od fabuły wypełnionej strzelankami i międzynarodowymi gonitwami są najdalej, jak się tylko da. Czy to sprawia, że film jest nudny bądź nieciekawy? Ani trochę - Soderbergh robi kino szpiegowskie, jakiego już dawno nie było.
Reżyser wraz z Davidem Koeppem (autorem scenariusza) najwięcej uwagi zwracają ku - jakkolwiek banalnie to zabrzmi - codzienności szpiegowskiego życia, w przypadku George'a oraz Kathryn. Szczególnej codzienności, biorąc pod uwagę ich profesję i stan cywilny. Oboje wiedzą, kiedy się nawzajem obserwują, jedno za drugie by zabiło. Love is love. W tę rutynę wkrada się zmienna, która nie wywróci wszystkiego do góry nogami, ale skutecznie zasieje ziarno wątpliwości. Czy George coś przeoczył? Czy miłość do Kathryn go zmyliła, zaburzyła jego nieskazitelny dotąd ogląd rzeczywistości i umiejętności dedukcji?
Może przez swoją "nieprofesjonalną" słabość do żony naraził na szwank służby i bezpieczeństwo tysięcy ludzi?
Intryga zawiązana przez twórców zaczyna się bardzo nietypowo, bardziej niż klasyczny, śledczy obraz, przypomina bowiem "Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie" Genovesego - wszyscy siedzą przy jednym stole, grają w grę, w wyniku której wyjdą na jaw rzeczy, które nie powinny ujrzeć światła dziennego. Później mamy do czynienia z typowymi dla gatunku elementami, ale Soderbergh obraca je na korzyść dla filmu, dzięki czemu opowiadaną przez niego i Koeppa historię ogląda się z ekscytacją, poczuciem nieprzewidywalności, a postacie są na tyle porządnie zarysowane, że ciężko wytypować, kto kim w tej układance naprawdę jest. Ba, twórcy jakoś po godzinie dopiero ujawniają szerzej stawkę, ale to zupełnie nie przeszkadza w byciu wkręconym - rzekłbym nawet, że "ratowanie świata" jest tutaj zdecydowanie mniej interesujące niż intelektualna rozgrywka pomiędzy bohaterami.
Sama fabuła jest inteligentnie prowadzona, a aktorzy tylko w tym pomagają. Najwięcej czasu ekranowego należy do Michaela Fassbendera, który bardzo dobrze sprawdza się w swojej roli bezwzględnego, metodycznego, coraz bardziej napakowanego wątpliwościami szpiega, a poza tym po prostu faceta i męża, który próbuje dociec kto, co i dlaczego. Cate Blanchett wykazuje się niezmienną, warsztatową klasą - jej Kathryn intryguje, budzi podejrzenia i bardzo niełatwo ją rozgryźć. Poza tym, Fassbender i Blanchett mają znakomitą, wręcz elektryzującą, choć zarazem oszczedną we wzajemnej manifestacji chemię. Łatwo uwierzyć w ich miłość, równocześnie czuć, że każde ma bagaż tajemnic, o których sobie nawzajem nie mówi.
"Szpiedzy" to nie tylko teatr dwojga świetnych aktorów.
Drugi plan jest bogaty w niezłe nazwiska, a noszący je aktorzy skutecznie sekundują Fassbenderowi i Blanchett. Najlepiej wychodzi to Marisie Abeli, którą szersza publiczność miała ostatnio okazję zobaczyć w biografii Amy Winehouse. Świetnie zagrana przez Abelę Clarissa jest zdolna, dobra w tym co robi, a także intrygująco bezczelna. Regé-Jean Page jest tutaj trochę połączeniem swoich kreacji z "Bridgertonów" i "Gray Mana" - czuć w nim taką wyraźną męskość, ale więcej wybija się jego mroczno-tajemniczego "ja". Dobrze wypada też Tom Burke w roli pozornie pierdołowatego Freddiego, czy nie do końca wykorzystany fabularnie Pierce Brosnan jako twardy szef wszystkich agentów, Stieglitz. Jedynie Naomie Harris, wcielająca się w dr Zoe Vaughan wypadła w tym gronie dość bezbarwnie.
"Szpiedzy" to bardzo dobrze poprowadzony film - zarówno przez twórców, jak i obsadę wcielającą ich wizję w życie. Pomysłowo i inteligentnie gra z gatunkiem, w którym jest osadzony, potrafi przynieść sporą dawkę ekscytacji, oferuje wciągającą, nieprzekombinowaną historię. Jeden z najciekawszych tytułów tego roku.
Więcej recenzji filmów i seriali przeczytacie na Spider's Web:
- Cztery pory roku - recenzja. Na tę wycieczkę z Netfliksem nawet się nie szykujcie
- Thunderbolts* - recenzja. Czy to najlepszy Marvel i film motywacyjny od lat? Być może
- Until Dawn - recenzja. Gra: wspaniała? Ekranizacja: cóż, przynajmniej się stara
- Ty: finał był świetny, ale nie będę tęsknić. Recenzja 5. sezonu serialu Netfliksa
- Braci się nie traci, braci się świetnie ogląda. Księgowy 2 - recenzja filmu