REKLAMA

"Pajęcza głowa" wyleczy was z bezsenności. Nowy hit platformy Netflix urwał się z ramówki TV Puls

"Pajęcza głowa" wdarła się na pierwsze miejsce najpopularniejszych filmów na platformie Netflix w naszym kraju. Pytanie tylko jakim cudem, skoro jest to całkowicie wyprana z emocji produkcja? Chris Hemsworth gra tu szalonego naukowca, ale po seansie w pamięci pozostaje jedynie jego uśmiech. A przecież nazwiska stojące za tym tytułem, obiecywały rozrywkę na wysokim poziomie. Zamiast tego dostaliśmy nudną psychodrama, która mogłaby znaleźć się w ramówce jednej z podrzędnych stacji telewizyjnych.

pajęcza głowa recenzja netflix chris hemsworth
REKLAMA

"Pajęcza głowa" to adaptacja opowiadania zdobywcy nagrody Bookera - George’a Saundersa. Za jej kamerą stanął Joseph Kosinski. Niestety, reżyser bijącego rekordy popularności "Top Gun: Maverick" przesiada się tu z kokpitu odrzutowca do awionetki, którą zabiera nas na wyizolowaną od reszty świata wyspę. W "Pajęczej głowie" zamiast blockbusterowej przesady, mamy psychodramę rozgrywającą się w dwóch pokojach na krzyż, a emocjonujące sceny akcji zastępują niekończące się dialogi.

Ten klaustrofobiczny thriller science fiction o tajemniczym eksperymencie bardziej niż do biblioteki platformy Netflix pasuje on do nocnej ramówki TV Puls (odkąd stacja przestała emitować soft porno). Gdzieś między "Atakiem morderczych mrówek" a kolejną częścią "Amerykańskiego ninjy" odnalazłby się perfekcyjnie. Paradoksalnie dlatego, że "Pajęcza głowa" bierze siebie zbyt poważnie.

REKLAMA

Pajęcza głowa - recenzja filmu platformy Netflix, w którym zagrał Chris Hemsworth.

Może się to wydawać dziwne, bo za scenariusz odpowiada duet, który dał nam "Deadpoola". Uśmiejecie się tutaj może z raz, w trakcie opowiadania jak to ojciec jednego z bohaterów odwiózł go do rodziny zastępczej zamiast na obóz letni. Oprócz tego autoironii jest tu jak na lekarstwo. Gdyby humorystyczne wstawki stały się główną atrakcją filmu, to "Pajęcza głowa" miałaby nam cokolwiek do zaoferowania, bo na jakiekolwiek napięcie nie ma tu co liczyć. Twórcy z kamienną twarzą podają nam nudną B-klasówkę. Nie potrafią też wykorzystać kilku interesujących pomysłów, które mają, ani połączyć ich w spójną opowieść. Dlatego zanim dojdzie do zawiązania akcji, czeka nas niemiłosiernie rozciągnięta w czasie ekspozycja.

Pajęcza głowa - Netflix

Szalony naukowiec Absenti (w tej roli Chris Hemsworht) wierzy, że może ulepszyć świat, więc testuje na więźniach wymyślone przez siebie leki. Jeden zmusza do śmiechu przy najbardziej suchych żartach, inny sprawia, że człowiek czuje chuć do najbliżej stojącej osoby, a jeszcze inny każe bać się zwykłego zszywacza. "Kroplóweczka?" - to jego standardowe pytanie. Jeden z osadzonych w tytułowej „Pajęczej głowie” potwierdza i wtedy widzimy jak dany specyfik wpływa na jego postrzeganie świata.

Mówiąc w skrócie wszyscy chodzą tu naćpani i motają się bez celu. Lwia część filmu wygląda, jakby twórcy się zapętlili. Pokazują eksperyment za eksperymentem, ale nic z tego nie wynika. Musimy więc czekać, aż ujawnią nam jakąkolwiek myśl przewodnią (opcja przyśpieszenia odtwarzania na platformie Netflix dawno nie była tak kusząca). Niestety, cierpliwość w tym wypadku nie popłaca, bo Kosinski rozmienia się na drobne, z każdą chwilą bałaganiąc na ekranie coraz bardziej.

Pajęcza głowa - hit platformy Netflix to nieudolny i pretensjonalny slow-burner.

Jakie tematy nie zostają tu w końcu podjęte! W „Pajęczej głowie” obok pytań o wolną wolę i poczucie winy idzie przepracowywanie traumy i walka o samoświadomość, a cyberpunkowe obsesje grają w rytm behawiorystycznych idei. Abnesti zdaje się wypadkową Nathana z "Ex Machiny" i doktora Moreau. To szalony geniusz, dla którego cel uświęca środki, przez co nie cofnie się przed niczym. Uważnie obserwuje swoich podopiecznych, aby potem bezlitośnie wykorzystać ich słabości. Takie zabawy w boga, w kinie nigdy nie kończą się dobrze. Musi więc dojść do przewrotu, kiedy ktoś odkryje tajemnice naukowca. Trafia na Jeffa i Lizzy. Mają oni dość robienia za króliki doświadczalne. Będą walczyć o wolność, stając się przy tym reinkarnacjami Johna i Karen Brennicków z "Fortecy".

Cała "Pajęcza głowa" składa się z przemielonych już przez popkulturę pomysłów. Odkąd tylko Steve Jobs, Mark Zuckerberg i Elon Musk stali się powszechnie znani, mózgowcy w kinie przestali wyglądać na stereotypowych nerdów. Dlatego nawet obsadzenie Chrisa Hemswortha w roli naukowca nie jest tak subwersywne względem utartych klisz, jak mogłoby się wydawać. Znany z roli Thora aktor staje tu co prawda na wysokości zadania. Gra z lekkością i widać, że bawi się swoją kreacją. Co z tego, skoro cały film niemiłosiernie ugina się pod ciężarem kolejnych dłużyzn. Twórcy nie pozwalają też, żeby narodziła się jakakolwiek chemia między nim a grającym Jeffa Milesem Tellerem.

"Pajęcza głowa" to film zmarnowanych szans, a mimo to trafił do Netflix Top 10.

REKLAMA

Jego bohaterowie gadają i gadają, aż widzów przestaje interesować, o czym w ogóle mówią. Netflix zapewnił sobie kolejny hit głośnymi nazwiskami po obu stronach kamery. Szkoda, że po raz kolejny w parze z popularnością nie idzie jakość. Kosinski nie ma tu nam do zaoferowania nic ponad 100 minut nudy. A przecież dwoi się i troi, aby ta mieszanka gatunkowa ostatecznie okazała się strawna. Brakuje w nim jednak thrillerowego napięcia, ciekawych przemyśleń na temat ludzkiej kondycji godnych science fiction i treściwej psychodramy. Dlatego "Pajęcza głowa" to ostatecznie tylko nieudolny slow-burner, który wyleczy was z bezsenności.

"Pajęczą głowę" obejrzycie na platformie Netflix.

Disney+ zadebiutował w Polsce. Tutaj kupisz go najtaniej.

Publikacja zawiera linki afiliacyjne Grupy Spider's Web.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA