REKLAMA

Grała dziewczynę z Dubaju, a teraz wciela się w faceta. Paulina Gałązka opowiada nam o nowej roli

Takiej polskiej komedii jeszcze nie widzieliście. "Na twoim miejscu" korzysta bowiem z motywu zamiany ciał, dzięki której para głównych bohaterów otrzymuje szansę, aby naprawić nadszarpnięte relacje. Udało nam się porozmawiać z gwiazdą produkcji - Pauliną Gałązką. Znana z "Dziewczyn z Dubaju" aktorka wciela się tu w rolę Kaśki... a właściwie Krzyśka.

paulina gałązka wywiad na twoim miejscu
REKLAMA

Główną rolą w "Dziewczynach z Dubaju" szturmem wdarła się do świadomości szerokiej publiczności. Od dzisiaj, 6 stycznia, Paulinę Gałązkę możemy oglądać na wielkich ekranach w komedii "Na twoim miejscu". Wciela się ona w Kasię - przedszkolankę, której małżeństwo wisi na włosku. Jej związek z Krzyśkiem ogranicza się do niekończących się kłótni. Aż w końcu... zamieniają się ciałami.

REKLAMA

Na twoim miejscu - wywiad z Pauliną Gałązką

Z okazji premiery "Na twoim miejscu" udało nam się porozmawiać z Pauliną Gałązką. Aktorka opowiedziała nam o nowej produkcji ze swoim udziałem, uchylając jednocześnie nieco rąbka tajemnicy na temat funkcjonowania w polskiej branży filmowej.

Rafał Christ: Co takiego zafascynowało cię w "Na twoim miejscu", że zdecydowałaś się wziąć udział w tym projekcie?

Paulina Gałązka: Jak mogłabym przepuścić możliwość zagrania mężczyzny w kobiecym ciele? To było ciekawe wyzwanie. Już wcześniej trafiały mi się różne role, bo przecież wcielałam się nawet w niepełnosprawną dziewczynę w serialu "Znaki" i byłam sutenerką, która pracowała też jako eskorta w "Dziewczynach z Dubaju". To wszystko miałam w swoim CV, ale kreacji faceta jeszcze nie. Bardzo chciałam sprawdzić, jak mi to wyjdzie. Ten zawód uprawiam przede wszystkim z pasji, dlatego staram się, tak dobierać projekty, żeby mnie to rozwijało i uskrzydlało jednocześnie.

Na twoim miejscu - Paulina Gałązka - wywiad

Faktycznie przeglądając twoją filmografię, widać, że wyzwań się nie boisz. Czy jest w tym jakaś doza strachu przed zaszufladkowaniem?

Oczywiście jest w tym część świadomej strategii, bo wiem, jak wygląda ten rynek w Polsce. Aktorstwo kreacyjne jest zarezerwowane przede wszystkim dla topowych festiwalowych produkcji lub parodii. Tylko tam można kreować postać od podstaw. Wszędzie indziej jest typecasting, czyli obsadzają cię zgodnie z warunkami. Dobieram sobie tak różnorodne projekty, bo nie byłoby dla mnie nic gorszego niż banicja do jednej szufladki. Chcę mieć jak najwięcej możliwości. Taka jest moja filozofia zawodowa i robię to też dla siebie. Jestem zadaniowcem i nie tyle nie boję się wyzwań, co je kocham. Teraz do roli uczę się na przykład jeździć na motorze, a przecież śmiertelnie mnie to przeraża. Mam wizje, że zaraz na pewno coś mi się stanie, ale do skutku pracuję, żeby to opanować.

Patrząc jednak nawet na tak różnorodne projekty jak "Dziewczyny z Dubaju" i "Na twoim miejscu" w twoich kreacjach widać pewne cechy wspólne. Obie role są bardzo cielesne – w inny sposób, ale jednak…

Nie myślałam o tym w ten sposób, ale rzeczywiście coś w tym jest. Jako laureatka nagrody za najbardziej organiczny ruch sceniczny, na festiwalu szkół teatralnych powiem jednak, że ruch zawsze jest potem. Pierwsza idzie psychologia. Bo każdy impuls, coś co jest poza naszą kontrolą, wynika z psychologii. Nie można jej oddzielać od ruchu. Dlatego przy obu rolach pracowałam przede wszystkim psychologicznie. W "Dziewczynach z Dubaju" było to podyktowane rodzajem filmu. To kino komercyjne, skierowane do szerokiego widza, mające być rozrywką. Poznajemy w nim losy mojej bohaterki od jej nastoletniości do 35 roku życia. Czy ktoś by uwierzył, że są tak barwne, gdyby były niespójne psychologicznie? No właśnie nie. Dlatego chciałam oddać postaci sprawiedliwość. W "Na twoim miejscu" strategią reżysera było budowanie kreacji od podstaw, bo nasi bohaterowie zamieniają się duszami, więc musieliśmy dojść do tego, jakie one są.

A jak się patrzy, jak grasz tego wyluzowanego Krzyśka, wygląda, jakbyś się przede wszystkim dobrze bawiła…

Znowu słuszna uwaga, bo rzeczywiście tak było. Ale wynika to przede wszystkim z założeń naszego reżysera i scenarzystów. One były proste. Bierzemy stereotypową parę – taką na maksa zgeneralizowaną – i tymi stereotypami się bawimy. Kasia bazuje więc na tej części aktorki Pauliny Gałązki, która jest typowo kobieca - funkcjonuje w schematach samopoświęcania, opiekowania i poczucia winy. Tak samo Miron Jagniewski dał Krzyśkowi dużo od siebie. Ta postać w swoje DNA ma wpisane męskie olewactwo. Wszystko przykrywa luzem i frajdą. W ten sposób radzi sobie z problemami. W filmie widać, jak dojrzewa, uczy się akceptować i pracować ze swoimi emocjami, co jest trudne. Wcześniej nawet nie zdawałam sobie nawet sprawy, jak wielkim jest to dla mężczyzn wyzwaniem.

Pracując psychologicznie nad Krzysztofem odkryłam, że mam wpojone krzywdzące stereotypy na temat mężczyzn. Zawsze uważałam się za osobę bardzo otwartą - jestem za egalitaryzmem i absolutną wolnością, a tu nagle wychodzi jak błędne są moje oceny. To pokolenie 30-letnich facetów ma dzisiaj przerąbane. Sytuacja społeczna się zmienia, a oni muszą się do tego dostosować, nie mając odpowiednich wzorców. Widać to właśnie u Krzyśka. Wymaga się do niego, żeby w pracy był agresywny, żartował sobie z kumplami, a w domu musi się wykazać miękkimi cechami, które pozwolą mu budować satysfakcjonujące relacje z żoną i dzieckiem. On się od tego wszystkiego dystansuje poprzez humor. Nikt go przecież nie nauczył jak radzić sobie z emocjami, ani o nich rozmawiać, bo przecież całe życie słyszał "chłopaki nie płaczą, nie przytulaj się jak baba, nie siadaj rodzicom na kolanach, bo jesteś na to za duży".

Dziewczyny z Dubaju - Paulina Gałązka - wywiad

Myślisz, że widzki też tę opowieść tak odczytają, a przez to skończą się kłótnie w związkach?

Sama jestem w związku heteronormatywnym i na pewno stałam się lepszą partnerką. Przestałam patrzeć na niego przez swoją perspektywę. Ciekawi mnie w sumie, czy tak będzie z widzami. Według mnie ten film dobrze pokazuje, że warto pracować nad relacjami i rozmawiać, bo trudno jest postawić się w czyjejś sytuacji. To opowieść o empatii. Nigdy nie wiemy, jak to wygląda z drugiej strony i żeby kogoś zrozumieć, musimy dopiero wejść w jego buty.

Pomagaliście sobie z Mironem w pracy nad bohaterami?

To była fajna, solidarna współpraca. Mieliśmy przede wszystkim bardzo dużo prób, rozmów i spostrzeżeń. Mieszkamy praktycznie obok siebie, więc to nam dodatkowo ułatwiało sprawę. Mogliśmy wszystko dokładnie przegadać. I na początku faktycznie do siebie podchodziliśmy, staraliśmy się sobie pomagać nawzajem, mówić jak myślimy, że dana kobieta czy mężczyzna, by się w danej sytuacji zachowali. Razem tworzyliśmy obie role i mam takie poczucie bliskości, jakby Miron był moim bratem [śmiech].

Na samym planie mieliśmy już wszystko wypracowane i nie wtrącaliśmy się w swoje kreacje. To byłoby zresztą stresujące, jakby ktoś prócz reżysera, próbował tobą jeszcze kierować. Podglądaliśmy się oczywiście. I muszę powiedzieć, że Miron to przede wszystkim świetnie scastingowany aktor. Z naszą trenerką aktorstwa Anią Skorupą pracowaliśmy na podstawie teorii Carla Gustawa Junga. Chodzi w niej o to, że ja jako kobieta mam swojego animusa – część męską, a ty jako facet masz swoją animę – część damską. I mi się wydaje, że Miron tę swoją animę ma świetnie zintegrowaną. Jest pozbawiony tych wszystkich kompleksów, które są w polskim maczyźmie. On się po prostu nie boi wykorzystywać nowych środków wyrazu. Gdy patrzyłam jak odgrywa sceny w korporacji, gdzie Kasia idzie pracować za Krzyśka, to umierałam ze śmiechu.

REKLAMA

Brzmi jakby na planie panowała bardzo rodzinna atmosfera…

Było naprawdę super. To był jeden z najlepszych moich planów od lat. Reżyser stworzył cudowne warunki do pracy. Czułam się przy nim bardzo bezpiecznie, bo wiedziałam, że ma całą wizję tego fikcyjnego małżeństwa i chciałam się w nią wpasować. Zresztą nie tylko ja. Ze wszystkimi z ekipy chyba tak było. Każdy dał z siebie kawałek serca. Dlatego z takim rozrzewnieniem to wspominamy.

No właśnie, dla ciebie plan "Na twoim miejscu" to już wspomnienie i spotykamy się na chwilę przed tym, jak lecisz do Afryki realizować kolejny film. Możesz coś więcej powiedzieć o tym projekcie?

To projekt angielskiego twórcy Ashera Rosena, który za krótki metraż o tej samej tematyce dostał się do Cesar Selection i możliwość realizacji pełnego metrażu od Sovereign Films – wytwórnia odpowiadająca za nagrodzone Złotą Palmą w Cannes "W trójkącie". Operatorem jest Polak, Mateusz Czuchnowski i to on polecił mnie reżyserowi.

Głównymi bohaterami filmu jest trójka członków plemienia Batwa z Ugandy, którzy zostali wygonieni ze swoich terenów, gdzie żyli, polowali i budowali społeczność. Zmieniono je na park narodowy i oni teraz w nim pracują, odgrywając role dla turystów. Nie mogą się jednak w tej sytuacji odnaleźć. Ja wcielam się w turystkę, chcącą im pomóc, ale jak wiadomo droga do piekła dobrymi chęciami jest wybrukowana. Mój wątek jest o empatii i – znowu - żeby nie oceniać potrzeb drugiej osoby, bo nie jesteśmy w stanie jej zrozumieć, dopóki nie wejdziemy w jej buty. Ogólnie jest to film o ignorancji i zderzeniu kultur, a cała opowieść została poparta rocznym researchem reżysera. Mnie najbardziej zafascynowało, że to jest bez lukru. Płakałam jak czytałam scenariusz.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA