REKLAMA

"Schody" już na HBO Max. Ta mrożąca krew w żyłach historia wydarzyła się naprawdę

Gdy policja przybyła do domu Michaela Petersona, jego żona była już martwa. Leżała u podnóża schodów - cała we krwi. Podejrzane okoliczności sprawiły, że Peterson - w chwili śmierci Kathleen jedyny obecny mieszkaniec domu - stał się głównym podejrzanym. Do dziś nie ma pewności, co tak naprawdę wydarzyło się tamtej nocy.

schody hbo max serial recenzja opinie kathleen peterson colin firth
REKLAMA

Tym, co najbardziej wyróżnia opowiedzianą w "Schodach" historię - poza tym, że wydarzyła się naprawdę - jest unikalny, szczegółowy poziom jej udokumentowania. Oskarżony o morderstwo Michael Peterson wynajął ekipę, która przez lata rejestrowała proces w sprawie "morderstwa" Kathleen Peterson. Wziąłem to słowo w cudzysłów, ponieważ do dziś nie wiadomo, w jaki sposób doszło do śmierci żony amerykańskiego powieściopisarza. Jedna z najdziwniejszych, a jednocześnie całkiem prawdopodobnych teorii, mówi o... ataku sowy. W chaotycznie prowadzonym śledztwie nie ustalono jednak szczegółów. W winę Petersona niektórzy wierzą do dziś.

Po kolei: 9 grudnia 2001 roku Michael Peterson zadzwonił na 911 i wezwał pomoc. "1810 Cedar Street, błagam! Moja żona miała wypadek! Oddycha! Spadła ze schodów, wciąż oddycha! Proszę, przyjedźcie!" Niedługo później ponowił telefon. Gdy służby zjawiły się na miejscu, Kathleen Peterson już nie żyła, a podnóże schodów na parterze domu przywodziło na myśl miejsce krwawego morderstwa. Denatka, cała we krwi, wyglądała jak ofiara zabójstwa. Nic dziwnego, że prokuratura wkrótce oskarżyła powieściopisarza - rany na głowie kobiety nie wyglądały jak efekt upadku ze schodów, a ślady po agresywnych ciosach.

Peterson to weteran wojny w Wietnamie, który napisał do tamtej pory trzy powieści - był też współautorem dwóch innych książek i felietonistą Durham Herald-Sun. Jego dzieła czerpały z doświadczeń wojennych. W chwili śmierci Kathleen - w środku nocy - jako jedyny znajdował się w pobliżu. Co więcej, w trakcie śledztwa zwrócono uwagę na kilka niepokojących drobiazgów i rozbieżności w zeznaniach. Policja dotarła do niewygodnych faktów - Peterson zdradzał żonę, co w oczywisty sposób mogło doprowadzić do konfliktu w małżeństwie. W przeszłości odnalazł też ciało innej związanej z nim kobiety, która… również spadła ze schodów.

Broniąc się przekonywał, że jego biseksualność i skok w bok nie były dla żony tajemnicą. Twierdził też, że oskarżyciele naciągają fakty, by jak najszybciej skazać. Zatrudnił ekipę filmowców, którzy przez kilka lat trwania procesu rejestrowali każdy jego szczegół. Dokument pod tym samym tytułem ("Schody") jest materiałem wyjątkowym. A fabularna adaptacja z Colinem Firthem w roli Petersona dość wiernie trzyma się faktów.

REKLAMA

"Schody" od HBO Max to znakomita adaptacja niewyjaśnionej do dziś historii

REKLAMA
Schody - HBO Max

Jak dobrze opowiedzieć historię, która już kiedyś została opowiedziana w serialu - i to za pomocą ogromu świetnych materiałów dokumentalnych? Twórcy "Schodów" znaleźli na to sposób. Momentami precyzyjnie odtwarzają fragmenty wspomnianego dokumentu, kiedy indziej zaś rzucają więcej światła na bohaterów - choćby na samą Kathleen. Retrospekcje, czyli uwzględnione przez scenarzystów elementy życiorysu postaci - również te wymyślone na potrzeby serialu (ale nie kolidujące z faktami!) - nadają niezbędnego do osobistej analizy, zaangażowania i zrozumienia kontekstu, którego siłą rzeczy brakowało w oryginale. Dzięki temu m.in. poczucie rodzinnej straty, niepewności i zagubienia po śmierci granej przez Toni Collette kobiety wybrzmiewają znacznie intensywniej.

Przy okazji "Schody" stopniowo ilustrują rozłamy w relacjach - coś, co początkowo wydaje się spójną, szczęśliwą rodziną, okazuje się poprzeszywane rysami, które po tragedii pękają. Skrywane urazy i rany dają się we znaki - twórcy "Schodów" poświęcili dużo czasu dynamice między dziećmi Petersonów i ich związkiem z dalszą rodziną (m.in. siostrami Kathleen). W dokumencie mieliśmy do czynienia z emocjonalnymi wypowiedziami tych osób - gadające głowy zostały zastąpione pełnokrwistymi postaciami, których bolączki i konflikty śledzimy z zapartym tchem. Nacisk na rozwój charakterów objął właściwie każdego dotkniętego tą śmiercią członka rodziny - nikt nie jest tu jednowymiarowy, zredukowany do postaci szlachetnej czy niegodziwej.

Colin Firth - zgodnie z przewidywaniami - wyróżnia się na tle pozostałych poprawnych kreacji aktorskich. Jego Peterson wypowiada się w sposób rzeczowy i nieco wzniosły - wahania nastroju i tłumione przebłyski gniewu mężczyzny (wynikające ze zmęczenia przedłużającym się procesem i ciągłym obwinianiem) Firth oddał z rzemieślniczą wiernością. Maniery i dyskretna arogancja prawdziwego Petersona zostały drobiazgowo odwzorowane przez artystę.

"Schody" to true crime, które unika elementów zbędnych. Nie doświadczycie tu dłużyzn, niepotrzebnych wątków, miałkich epizodów. Twórcy nie mieli możliwości odsłonić przed nami prawdy - tej prawdopodobnie nigdy już nie poznamy - skupili się więc na względnych obliczach rzeczywistości, manipulacjach, efekcie domina i niepewności. Wreszcie: na potężnym wpływie śmierci i procesu na kondycję psychiczną związanych z tragedią osób, na kruchej tkance więzów rodzinnych i sprawiedliwości, która zbyt często błądzi. Warto sprawdzić.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA