IMDb wygrał z internetem. Wkurzeni Internauci bombardują serial z czarną Anną Boleyn, ale serwis pokazuje im gest Kozakiewicza
Kiedy tylko ogłoszono odtwórczynię głównej roli w nowym serialu o angielskiej królowej, wiadomo było, jak to się skończy. Rasistowskie komentarze i hejt na poprawność polityczną były tylko prequelem dla akcji zaniżania oceny w największej bazie filmów i seriali w sieci. IMDb pokazało jednak internautom figę z makiem.
„Anne Boleyn” to trzyodcinkowy serial przygotowywany przez brytyjską stację Channel 5, który w zwykłych okolicznościach pewnie obejrzałaby garstka osób. Zrobiło się o nim głośno za sprawą czarnoskórej aktorki grającej główną postać – Jodie Turner-Smith.
Już po pierwszym odcinku serialu o Annie Boleyn wpłynęło... 167 skarg.
Serial ma iść pod prąd historii nie tylko z powodu koloru skóry tytułowej bohaterki. Anna Boleyn została w nim ukazana jako feministka walcząca z patriarchatem. Można więc przyjąć, że to niekonwencjonalny dramat kostiumowy, alternatywna wersja historii poruszająca aktualne zagadnienia, a nie produkcja stricte historyczna.
Nie wszyscy widzowie patrzą jednak na to od tej strony. W zeszłym tygodniu, po emisji pierwszego odcinka, do stacji Channel 5 wpłynęło aż 167 skarg. Rzecz jasna dotyczyły one koloru skóry królowej z dynastii Tudorów, a także nieścisłości historycznych.
Turner-Smith przyznała w wywiadzie dla „Independent”, że nawet osoby czarnoskóre pytały ją, dlaczego wzięła tę rolę. „Nie wszystko jest dla wszystkich” — odpowiedziała aktorka.
Niuansem, który wiele osób nie zauważa, jest to, że historycznie, osoby innej rasy niż biała byli wygumkowywani z opowieści i tym samym ich człowieczeństwo zostało wymazane. W tym wypadku nie wymazujemy człowieczeństwa białych ludzi, ale wymazujemy ogólnie rasę z konwersacji, by opowiedzieć ludzką historię.
— powiedziała Jodie Turner-Smith w „Independent”
Internauci zaatakowali stronę serialu „Anne Boleyn” na IMDb
Na skargach się jednak nie skończyło. Przeciwnicy wariacji na temat historii postanowili wyrazić swoje zdanie w serwisie IMDb (jego polskim odpowiednikiem jest Filmweb, który ma na razie zablokowany system ocen). „Anne Boleyn” ma na swojej stronie wyświetloną ocenę 6,9/10. Jednak kiedy wejdziemy w oceny szczątkowe, sytuacja prezentuje się zgoła inaczej
W chwili pisania artykułu oddano ponad 17 tysięcy głosów. Zdecydowana ich większość, ponad 15 tys., to najniższa nota – 1/10. Najwięcej takich ocen wystawili mężczyźni w wieku 30-44 lata.
No dobrze, ale skąd IMDb wytrzasnął w takim razie wynik 6,9? Ze średniej ważonej. Przy ocenie została dodana notka, że mechanizm oceniania wykrył „nietypową aktywność głosujących”. Dla zapewnienia rzetelności systemu ocen zastosowano alternatywne liczenie na podstawie średniej ważonej. Twórcy serwisu wyjaśniają jak to działa na tej stronie.
Najprościej można wyjaśnić tym, że choć akceptujemy i bierzemy pod uwagę wszystkie głosy otrzymane od użytkowników, to nie wszystkie mają taki sam wpływ (lub „wagę”) na ocenę końcową. (…) Aby zapewnić skuteczność naszego mechanizmu ocen, nie ujawniamy dokładnej metody użytej do wygenerowania ocen.
— IMDb „wyjaśnia” jak działa system średniej ważonej
To musi być jakiś naprawdę skomplikowany wzór, bo naprawdę nie wiem, jakim cudem z 88 procent „jedynek” wyszło 6,9.
Review bombing to niestety plaga naszych czasów. I trudno będzie rozwiązać ten problem.
Niestety, bo nie zawsze mamy przez to wiarygodne informacje dotyczące danego filmu lub serialu. Czasem review bombing pokrywa się w pewien sposób z rzeczywistością. Miało to miejsce przy okazji kwietniowej akcji o kryptonimie „Smoleńsk”. Użytkownicy Wykopu i fani fanpage'a „Tygodnika NIE” skrzyknęli się i wystawiali filmowi Antoniego Krauze również 1/10. Wiekopomne dzieło trafiło na szczyt listy najgorszych produkcji świata z oceną 1,2/10, ale to też zależało od rankingu. Wspomniana akcja nie była jednak potraktowana jako „nietypowa aktywność”
Przy czym wcześniej „Smoleńsk” nie miał o wiele wyższej oceny – ani od krytyków, ani od widzów. Jednak w wyniku zmasowanych ataków internautów w tarapatach były takie tytuły jak gra wideo „The Last of Us II” czy film „Kapitan Marvel” – recenzenci piali nad nimi z zachwytu, ale ocena zwykłych użytkowników była zgoła inna. Niektórzy nie zdążyli się nawet z tymi tytułami zapoznać, ale masakrowali je ocenami, bo feminizm i homopropaganda.
Wydawało się, że memy będą już ostatnią sferą wojny ideologicznej, ale ta dotarła do nawet tak nieoczywistego obszaru jak serwisy agregacyjne. Z tego powodu np. Metacritic czy Rotten Tomatoes, wprowadziły zmiany w swoim funkcjonowaniu i ograniczyły możliwość oceniania nowości przed premierą. Jednak co potem, jak w przypadku „Anne Boleyn”? Rozwiązanie IMDb nie jest idealne, ale na ten moment najlepsze. Po pewnych poprawkach.
Większa waga dla kont, które nie powstały przed chwilą dla oddania jednej oceny, wydaje się uczciwe. O ile taki system „awansów” na domorosłego krytyka będzie transparentny i sprawiedliwy (na taką odznakę zapracujemy sobie np. po miesiącu aktywności, a ocena kogoś, kto ocenił 10 tys. filmów, nie będzie mocniejsza niż tego, kto ocenił tylko tysiąc). W innym wypadku pozostanie nam już chyba tylko oglądanie wszystkiego w ciemno.