Zapowiedziany przed laty film akcji z Jackiem Chanem i Johnem Ceną wylądował na Netfliksie. Jest tragiczny
"SNAFU" to chińsko-amerykańska koprodukcja, którą dystrybuuje Netflix. Zapowiedziany przedlaty akcyjniak z Jackiem Chanem i Johnem Ceną nie okazał się, jak można było przypuszczać, wtórną, ale przyjemną rozrywką. Obraz w reżyserii Scotta Waugha nie broni się właściwie na żadnym polu.
OCENA
"SNAFU" (oryginalnie "Hidden Strike", a wcześniej "Project X-Traction") to film w pewnym sensie wyłowiony z otchłani "zaginionych" projektów. Obraz zapowiedziano lata temu; pierwotnie obok Jackiego Chana mieliśmy w nim zobaczyć Sylvestra Stallone'a, ale gwiazdor ostatecznie zrezygnował z roli - zastąpił go John Cena.
Akcję osadzono w fikcyjnych realiach na pustynnych, postapokaliptycznych terenach, przed które przedziera się konwój eskortujący pracowników największej platformy wiertniczej na świecie. Dwóch elitarnych żołnierzy - Luo i Chris - stara się chronić cywili w trakcie pokonywania tej niebezpiecznej, znajdującej się pod ostrzałem okolicy.
Czytaj także:
- Fani wściekają się, że Ciri zostanie najważniejszą postacią serialu "Wiedźmin". Od razu widać, że nigdy nie sięgnęli po książki
- Polska uderza w Netfliksa nowym filmem akcji. Na platformie będzie się dużo działo
- Nowy thriller science fiction Netfliksa wciąga od pierwszych minut. A potem pokazuje widzom środkowy palec
SNAFU: recenzja filmu
"Zaginiony" obraz Waugha powinien był pozostać w filmowym limbo - wszystkim widzom, którzy dali się złowić na nazwiska odtwórców głównych ról, wyszłoby to na dobre. Twórcom również - nie musieliby bowiem mierzyć się z zalewem słusznej, ale bezwzględnej krytyki. "SNAFU" jest bowiem produkcją ze wszech miar nieudaną.
Skupiony na strzelaninach i pościgach thriller najbardziej zawodzi tam, gdzie powinien być dopieszczony - nawet kosztem fabuły. Nic z tego: realizacja przywodzi na myśl najtańsze, przeznaczone wyłącznie do dystrybucji fizycznej paździerze w starym stylu. Nie skłamię, jeśli napiszę, że dawno nie widziałem tak groteskowego CGI w filmie akcji - a przecież "Hidden Strike" z 80 mln dol. budżetu nie należy do najtańszych produkcji. Wszystko wydaje się tu plastikowe, sterylne, sztuczne lub wręcz kreskówkowo nierealne. Nawet strzelaniny i walki zawodzą - jasne, Chan ma już swoje lata i trudno oczekiwać od niego akrobacji na miarę starszych produkcji, ale i tak dałoby się wycisnąć z tych sekwencji znacznie więcej dzięki dublerom i reżyserskim sztuczkom.
Brak napięcia, adrenaliny i cienia emocji. Nie działają też elementy buddy movie - pierwsze dwa akty są zupełnie wyprane z lżejszych elementów, przez co naturalne zdolności Chana i Ceny do łączenia ze sobą akcji i wygłupów zostają niewykorzystane. Panowie są nudni, sztywni i nijacy przez większość czasu trwania filmu; dopiero w ostatnich 30 minutach coś się zmienia, a twórcy bombardują widzów wymuszoną komedią.
A gdy w filmie akcji nie działają ani efekty, ani interakcje między postaciami, mizerna fabuła zostaje w pełni obnażona - podobnie jak absolutny brak odrobiny kreatywności. Nic tu nie zaskakuje, nic nie ekscytuje - nawet backstory złoczyńcy okazuje się aż niedorzecznie stereotypowe. Omijać szerokim łukiem.