REKLAMA

"Sonic 2: Szybki jak błyskawica" zachwyci graczy i dzieci. Dla całej reszty nie mam dobrych wieści

Niebieski jeż Sonic nie ma od dawna szczęścia do gier wideo, ale jego hollywoodzka kariera obfituje w triumfy. Pierwszy "Sonic: Szybki jak błyskawica" zarobił olbrzymie pieniądze i już po dwóch latach doczekał się sequela. Najnowszy film (zatytułowany w skrócie "Sonic 2") przenosi fabułę serii na tereny doskonale znane graczom i wypełnia ekran mnóstwem nawiązań do historii Sonica, Knucklesa i Eggmana. Niestety, ze szkodą dla siebie samego.

sonic 2 szybki jak błyskawica recenzja film premiera
REKLAMA

Filmowe adaptacje gier wideo właściwie od początku kojarzą się z tanimi skokami na kasę i to, co akurat jest popularne. Wypuszczony do kin w 2020 roku "Sonic. Szybki jak błyskawica" zaprzeczał jednak temu trendowi. To była naprawdę udana, inteligentna i pełna serca komedia familijna, w której wiele elementów idealnie się ze sobą zgrało.

James Mardsen świetnie wczuł się w rolę nieco sztywnego policjanta o dobrym sercu, animatorzy w ostatniej chwili poprawili design tytułowego bohatera, a Jim Carrey był od każdej strony doskonałym doktorem Robotnikiem. Nikt oczywiście nie nazwałby "Sonic: Szybki jak błyskawica" arcydziełem, ale jego twórcy naprawdę sprawnie wykonali cele, które przed sobą postawili. Co poskutkowało dużym sukcesem finansowym (319 mln dolarów zarobku w box office) i wyprzedzeniem pozostałych superbohaterskich filmów z tamtego roku.

REKLAMA

"Sonic 2" znacząco rozbudowuje uniwersum i idzie o kilka kroków dalej w nawiązaniach do gier wideo.

"Sonic 2: Szybki jak błyskawica" na papierze wydaje się dokładnie takim sequelem, jakiego wszyscy zainteresowani oczekiwali. Wciąż pełnym radości, życia i żartów skierowanych do młodych widzów, ale też rozbudowującym całą historię do poziomu znanego z gier. Akcja filmu zaczyna się niedługo po finale 1. części. Doktor Robotnik od dawna bezskutecznie próbuje wydostać się z planety grzybów.

Po długich przygotowaniach w końcu udaje mu się wysłać sygnał w kosmos i przejąć jeden ze złotych pierścieni pozwalających na podróżowanie między światami. Wtedy na scenę wchodzi jednak kolczatka Knuckles. szczerze zainteresowany wypełnionym mocą kolcem z grzbietu Sonica. Eggman oszukuje nowego towarzysza i zawiązuje sojusz mający na celu zdobycie nieskończonej mocy Głównego Szmaragdu.

Tymczasem Sonic wymyka się od czasu do czasu z domu Toma i Maddie, próbując swoich sił jako nowy superbohater. Chęci i zapału mu nie brakuje, ale wciąż jest też w nim sporo dziecinności a mało odpowiedzialności za dobro innych. Dlatego Tom hamuje jego zapały. Gdy szczęśliwi zakochali wyruszają na Hawaje na ślub i wesele siostry Maddie, Sonic planuje w sumie dosyć niewinną zabawę w domu. Wtedy do akcji wkraczają jednak Eggman, Knuckles i (na szczęście niebieskiego jeża) Miles "Tails" Prower. Dwa duety rozpoczynają wyścig, który ma ich zaprowadzić do Głównego Szmaragdu.

"Sonic 2: Szybki jak błyskawica" łączy humor z dużą dawką akcji, ale cierpi też na nadmiar southparkowych Member Berries.

Dla niewtajemniczonych - w 20. sezonie swojego kultowego serialu animowanego Trey Parker i Matt Stone wpadli na pomysł stworzenia nowej grupy postaci. Member Berries miały reprezentować coraz powszechny trend pakowania wszędzie gdzie się da powierzchownych nawiązań i taniej nostalgii. To bezużyteczne jagódki, które jedyne co robią przez cały dzień, to przypominają bohaterom o czymś, co wydarzyło się w przeszłości. Co to ma wspólnego z "Sonic 2: Szybki jak błyskawica"? Niestety całkiem sporo.

Eggman oszukujący Knucklesa i próbujący zdobyć Główny Szmaragd. Tails latający starym dwupłatowcem. Knuckles i Sonic walczący najpierw przeciwko sobie, a potem ramię w ramię. Wielkie roboty Robotnika, rasa wojowników z rodu Echidna, a w końcu też tej jedyny - Super Sonic. Wszystko to są elementy doskonale znane fanom gier i wrzucone do nowego filmu Paramount Pictures, żeby wywołać w nich taką samą reakcję, jaką Member Berries wywoływały w zajadających się nimi bohaterach "South Parku".

Kilka takich elementów w pojedynczym filmie nie robi problemu i pokazuje dbałość wytwórni o oryginalnych fanów postaci. "Sonic 2: Szybki jak błyskawica" ma jednak zdecydowanie za dużo podobnych easter eggów. To film autentycznie bardziej zainteresowany nawiązywaniem do przeszłości niż opowiedzeniem własnej, nowej historii. A właśnie ona była największą siłą 1. części. Teraz Maddie i (zwłaszcza) Tom zostają oddelegowani do roli tła. Mają ze dwa nieco bardziej emocjonalne momenty, ale ich wpływ na główny wątek jest znikomy. Wyraźnie mniejszą swobodę dostał też Jim Carrey. Kanadyjski aktor wciąż pokazuje na co go stać w pojedynczych scenach, ale wciśnięty na siłę w ramy bardziej zbliżone do growego Eggmana, paradoksalnie staje się trochę nudniejszy niż wcześniej.

REKLAMA

"Sonic 2" to film, któremu brakuje serca oryginału z 2020 roku. Niestety, polski dubbing nie pomaga.

Nowy film Paramount Pictures będzie nad Wisłą dostępny w dwóch wersjach. Nie mam wątpliwości, że zdecydowana większość widzów obejrzy "Sonica 2" w polskiej wersji językowej, ponieważ pójdą do kina z dziećmi. Rozumiem tę decyzję, ale odradzam ją w jakiejkolwiek innej sytuacji. Ogółem nie jestem fanem dubbingu w aktorskich produkcjach, ale tutaj wypada on szczególnie blado.

Kilka wyborów jest tu wyraźnie nietrafionych, ale najbardziej na minus wyróżnia się polski Knuckles, którego aktor w bardzo dziwaczny sposób próbuje odtworzyć głos Idrisa Elby. Widać też wyraźnie, że w procesie przekładu zagubiło się po drodze trochę dowcipów i mniej oczywistych nawiązań. Zresztą, jeśli doktor Robotnik naprawdę ma być ostatnią rolą w karierze Jima Carreya, to warto wysłuchać aktora w oryginale. To i lepsza, i bardziej adekwatna opcja. Bo koniec końców "Sonic 2: Szybki jak błyskawica" warto obejrzeć dla momentów, gdy akcja rusza z kopyta. Choć osoby nie znające fabuły z gier znajdują tutaj dla siebie znacznie mniej niż podczas seansu z 2020 roku.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA