Marvel żeruje na nostalgii. Tylko co z tego? Wszyscy chcieliśmy powrotu Doc Ocka i Goblina
Opublikowany dziś rano przez Marvel Entertainment i Sony Pictures zwiastun filmu „Spider-Man: Bez drogi do domu” wywołał olbrzymie poruszenie w sieci. Fani oszaleli na widok Alfreda Moliny znów w roli Doktora Octopusa, a trailer zapowiada też powroty innych postaci. Marvel żeruje na naszej nostalgii, ale nikomu to najwyraźniej nie przeszkadza.
Przewidywania mediów okazały się słuszne i faktycznie na początku bieżącego tygodnia doczekaliśmy się zwiastuna filmu „Spider-Man: Bez drogi do domu”. Marvel i Sony podpisały materiał jako „teaser”, ale w rzeczywistości dostaliśmy pełnoprawny materiał trwający prawie 3 minuty i zdradzający sporo szczegółów na temat fabuły produkcji. Znalazło się tam też miejsce dla dużej dawki nawiązań i easter eggów, za którymi najprawdopodobniej kryją się powroty kolejnych postaci.
Pokazany na koniec zwiastuna powrót Doktora Octopusa to bowiem dopiero początek i fani naprawdę liczą na więcej. Chcą znowu zobaczyć Jaszczura, Elektro i przede wszystkim Zielonego Goblina. Liczą, że Disney zakończy wojnę z Netfliksem i pozwoli zadebiutować w nowym MCU również bohaterom z seriali produkowanych przez tę platformę. Na to również jest szansa w „Spider-Man: Bez drogi do domu” ze względu na sugerowaną obecność Matta Murdocka. A kto wie, co jeszcze Marvel kryje w zanadrzu? Firma ma obecnie problem z wymyśleniem czegoś nowego, co byłoby w stanie chwycić wyobraźnię widzów, dlatego poszła ostro w klonowanie dawnych bohaterów i uniwersów. Natomiast dawnych sukcesów i hitowych produkcji można Marvelowi pozazdrościć. Dlatego scenarzyści zdecydowanie mieli w czym wybierać.
Bądźmy szczerzy – kopiowanie własnych pomysłów to nie jest szczyt oryginalności ze strony Marvela i Sony.
Wręcz przeciwnie, taką strategię można by nawet nazwać bezczelną. Nikt tutaj nawet nie próbuje udawać, że chodzi o coś więcej niż jazdę na nostalgii. Bo jak inaczej odnieść się do sytuacji, gdy obie firmy de facto powtarzają zgrane motywy i sięgają po dokładnie te same postaci, co kiedyś? Oryginalności w takiej postawie jest za grosz i jeżeli Marvel Studios nie przyłoży się do napisania mocnej fabuły, to sukces „Spider-Man: Bez drogi do domu” nie przetrwa długo. W najgorszym scenariuszu ta produkcja MCU z czasem stanie się zbiorem pojedynczych scenek, w trakcie których jeden widz powie do drugiego: „Patrz to ten bohater z tego filmu! Pamiętasz?”. I nie będzie w stanie nic więcej z tego wyciągnąć poza krótkotrwałym wybuchem nostalgii.
Na szczęście wcale nie musi się tak skończyć. Przy takim nagromadzeniu cameos i ciągłym mruganiu do widza nie będzie o to łatwo, ale z tego pomysłu da się wycisnąć dobra historię o Człowieku-Pająku i Peterze Parkerze jednocześnie. Do tej pory Marvel Cinematic Universe traktował bohatera granego przez Toma Hollanda jako swego rodzaju dodatek. Nawet w jego własnych solowych filmach grał drugie skrzypce wobec Tony'ego Starka i jego rywali. Tutaj też istnieje obawa, że znanego nam od kilku lat Parkera przykryją jego wersje z dwóch poprzednich trylogii. Nie musi się to jednak tak skończyć, a Tom Holland dojrzał już do tego, żeby ponieść superbohaterski film na własnych barkach.
Marvel żeruje na nostalgii i DC robi podobnie. Natomiast warto wstrzymać się z oceną efektu finalnego.
Nie widzę powodu, żeby przymykać oczy na wady takiego podejścia. Od lat jestem zachwycony Alfredem Moliną w roli Doc Ocka i mam olbrzymią nadzieję na powrót Willema Dafoe do roli Zielonego Goblina. Natomiast nie sądzę, by powtarzanie zagrywek sprzed lat miało popchnąć MCU do przodu. To niezły chwyt na jeden raz, ale nie sprawdzi się jako strategia na całe filmowe uniwersum. Nie da się iść do przodu, jeśli cały czas patrzymy za siebie.
Co nie zmienia faktu, że nostalgiczne powroty w „Spider-Man: Bez drogi do domu” czy „The Flash”, gdzie pojawi się Michael Keaton jako Batman, nie mają w sobie żadnej wartości. Wystarczy spojrzeć na zachwyt fanów, by to zrozumieć. Jasne, Marvel i DC żerują na naszych wspomnieniach, ale najwidoczniej jesteśmy gotowi poświęcić je w imię ponownego spotkania z dawno niewidzianymi przyjaciółmi.