REKLAMA

Czy serial „Ahsoka” to jeszcze „Star Wars”, czy już „Star Trek”?

Ahsoka śmiało podąża tam, gdzie nie dotarł jeszcze żaden człowiek. Nowy serial „Star Wars” jest pełen nawiązań do „Star Treka”, a uniwersum rycerzy Jedi i lordów Sith na naszych oczach przechodzi metamorfozę.

star wars serial ahsoka star trek mostek pierwsza scena
REKLAMA

„Gwiezdne wojny”, przechrzczone dopiero później na „Nową nadzieję”, trafiły na ekrany kin w 1977 r. To był przełomowy moment dla świata kinematografii, a efekty osiągnięte przez ekipę George’a Lucasa bez użycia cyfrowych efektów specjalnych do dzisiaj robią wrażenie - zestarzały się w zasadzie lepiej niż trylogia prequeli. Nie była to jednak pierwsza aktorska space opera, gdyż za takową uznaje się nieco już zakurzonego „Flasha Gordona” z lat 30. ubiegłego wieku.

REKLAMA

„Star Trek” i „Star Wars” na przestrzeni lat

Inną produkcją z tego gatunku, która jako marka przetrwała próbę czasu, jest „Star Trek”, a pierwszy odcinek serialu Gene’a Roddenbery’ego wyemitowano w 1966 r. Oczywiście ze swoim telewizyjnym budżetem nie mógł równać się z nakręconymi ponad dekadę poźniej „Gwiezdnymi wojnami” pod względem rozmachu, ale i tak stał się kulturowym fenomenem. Oba cykle mają się dziś w dodatku lepiej niż kiedykolwiek wcześniej - doczekały się licznych kontynuacji i spin-offów.

Na przestrzeni dekad ci najbardziej hardcore’owi (by nie powiedzieć toksyczni) fani science fiction podzielili się, niczym ci od Marvela i DC, na dwa obozy: jedni machali kolorowymi świetlówkami, otwierali gestem drzwi do supermarketu i pisali w Aurabeshu, a inni zakładali czerwone koszule, przybijali sobie trójkę zamiast piątki i uczyli się klingońskiego. Mam jednak wrażenie, że dla kolejnych pokoleń fanów ten w gruncie rzeczy głupiutki plemienny spór nie ma już większego znaczenia.

Konflikt fanów „Star Wars” i „Star Trek”

„Star Trek” startował jako serial, ale Enterprise wielokrotnie nawiedził srebrny ekran. „Gwiezdne wojny” zamiast kin szturmują teraz z kolei serwisy VOD. Można by też rzec, że mamy prawdziwą klęskę urodzaju: w SkyShowtime i Prime Video możemy oglądać teraz „Strange New Worlds”, „Picarda” i „Lower Decks”, a na Disney+ mamy „Andora”, „Mandalorianina” i „Parszywą zgraję”. Doszło nawet do tego, że J.J. Abrams nakręcił filmy w obu uniwersach.

A co ma do tego „Ahsoka”?

Gdyby nie miecze świetlne i wzmianki o Jedi, to po odpaleniu „Ahsoki” musiałbym się upewnić, że włączyłem ten serial, co chciałem. Wstęp może i jest z jednej strony lustrzanym odbiciem otwarcia „Mrocznego Widma”, ale jeszcze więcej było w nim nawiązań właśnie do, chcąc nie chcąc konkurencyjnego, „Star Treka”. Obie serie potrafiły pożyczać od siebie pomysły, ale tak beztroskiego hołdu ze strony „Gwiezdnych wojen” dla jednego z ich protoplastów sobie nie przypominam.

Odpowiedź na pytanie, które frapowało fanów przez dekady

Już samo ujęcie na mostek statku Nowej Republiki, który transportował uwięzioną przez tytułową bohaterkę Siostrę Nocy, budziło skojarzenia z tymi wszystkimi Voyagerami i innymi Enterprise’ami. Kapitan najpierw ogłosił „alert", opuszczając pomieszczenie, przekazał mostek swojej Pierwszej podkomendnej i zwracał się z prośbą o nawiązanie kontaktu z nadciągającym w ich stronę statku do jednego z sierżantów zajmującego się komunikacją - niczym Pike czy Kirk do Uhury.

Oglądając te fragmenty uśmiechałem się od ucha do ucha.

Do pełni szczęścia zabrakło tu chyba jedynie „Engage!” i „Beam me up, Scotty”, a tego ostatniego nie było chyba tylko dlatego, że w przypadku „Gwiezdnych wojen” statki nie mają transportera wykorzystującego technologię teleportacji. Mimo to tych mrugnięć okiem do widza, który obie serie zna i lubi, było tutaj tyle, że to po prostu nie mógł być przypadek. Na tym jednak nie koniec, bo czuć też klimat „Piątego Elementu”, „Indiany Jonesa”, filmów Kurosawy i nie tylko.

REKLAMA

Te mniej lub bardziej subtelne nawiązania to jednak nic przy tym, co Dave Filoni zrobił w ramach „Ahsoki” z gwiezdnowojennym uniwersum, którego już w zasadzie nie można nawet nazywać jedną odległą galaktyką. Namaszczony przez samego George’a Lucasa reżyser już w „Wojnach klonów” i „Rebeliantach” leciał po bandzie, a w nowym serialu wywrócił „Star Wars” na lewą stronę poprzez wprowadzenie do kanonu Disneya międzygalaktycznych podróży.

Do tego w „Gwiezdnych wojnach” mamy coraz więcej fabularnych motywów, które kojarzą się bardziej ze „Star Trekiem”, ze Światem Między Światami na czele. W opowieści o walce bohaterskich rebeliantów ze złowrogim Imperium jest coraz więcej mistycyzmu, a bohaterowie poszukującą skarbów i odkrywają ślady zaginionych cywilizacji - podczas gdy w ostatnich „Star Trekach” mieliśmy całkiem sporo militarnych starć. No a jak to mawiał George Lucas: „it’s like poetry, they rhyme”.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA