REKLAMA

„Star Wars: Tales of the Empire” to piękny prezent od Disney+ na dzień „Gwiezdnych wojen”

Disney+ zrobił fanom odległej galaktyki prezent z okazji dnia „Star Wars” w postaci nowego serialu. „Opowieści o Imperium” świetnie uzupełniają sagę „Gwiezdnych wojen” i rzucają nowe światło na wydarzenia, których byliśmy świadkami już wcześniej. Powróciła też postać, której dalsze losy po „Wojnach klonów” pozostawały tajemnicą od ponad dekady.

star-wars-tales-of-the-empire-serial-disney-plus-gwiezdne-wojny-recenzja
REKLAMA

Wszyscy fani „Star Wars” świętują co roku 4 maja. A czemu akurat ta data? Ze względu na fakt, że angielskie „May the 4th” brzmi bardzo podobnie do wypowiadanej przez bohaterów kwestii „May the Force [be with you]”. Disney z kolei stara się tego dnia mieć dla entuzjastów przygotowane coś ekstra i nie inaczej jest w tym roku. Dostaliśmy właśnie zgodnie ze wcześniejszymi zapowiedziami „Opowieści o Imperium”, a wszystkie sześć odcinków można już oglądać.

REKLAMA

„Star Wars: Tales of the Empire” - recenzja

Na ubiegłoroczny dzień „Gwiezdnych wojen” do Disney+ trafiła animacja „Tales of the Jedi”. Na tę antologię składało się sześć epizodów, z których trzy poświęcono hrabiemu Dooku, a trzy Ahsoce Tano. Skakaliśmy w nich po osi czasu, obserwując jak zmieniały się te dwie postaci na przestrzeni lat i jak zachowywały się w różnych kontekstach, co było przyjemnie odświeżające.

„Tales of the Empire” ma podobną formułę, ale tak po prawdzie nie są to opowieści jedynie o Imperium, ale również o obu Republikach. Pierwszy odcinek rozpoczął się jeszcze przed przejęciem władzy przez Palpatine’a. Główną bohaterką jest tutaj znana z „Mandalorianina” i „Ashoki” była Siostra Nocy, Morgan Elsbeth. Obserwujemy z jej perspektywy zniszczenie jej całej kultury.

„Opowieści o Imperium” pokazują pierwsze spotkanie Morgan z Admirałem Thrawnem.

Tego łotra oglądaliśmy na ekranie jedynie przez chwilę w drugim odcinku - i podobnie jak w przypadku Generała Grievousa niemal wszystkie sceny z jego udziałem z pierwszego trafiły do trailera. Ważne jest jednak to, iż to właśnie on dostrzegł w Elsbeth potencjał, a efektem ich komitywy był późniejszy powrót ostatniego Wielkiego Admirała do jego macierzystej galaktyki w „Ahsoce”.

No i tak jak drugi odcinek „Opowieści o Imperium” faktycznie był osadzony fabularnie podczas rządów Imperatora Sheeva Palpatine’a, tak trzeci pokazał nam odległą galaktykę już po jego śmierci. Corvus, czyli planetę, którą rządziła od lat Morgan Elsbeth, odwiedziła wysłanniczka Nowej Republiki. Efektem tegoż spotkania była późniejsza wizyta Tano na tej planecie w „Mandalorianinie”.

Na drugim biegunie mamy trzy odcinki poświęcone bohaterce animacji „Wojny klonów”.

Tak jak do postaci Morgan Elsbeth nie jestem emocjonalnie przywiązany, tak na epizody, w których pojawiła się Barriss, czekałem z zapartym tchem. Została wyrzucona z Zakonu Jedi i skazana na dożywocie za zbombardowanie Świątyni, w które próbowała wrobić Ahsokę (co doprowadziło Tano do rezygnacji z bycia Padawanem). Po jedenastu latach poznajemy wreszcie dalsze losy Mirialanki.

W czwartym epizodzie „Tales of the Empire” obserwujemy raczkujące Imperium z perspektywy wrażliwej na Moc dziewczyny. Trafia ona na planetę zajętą przez Inkwizytorów, którymi są w większości złamani i przeciągnięci na ciemną stronę Mocy byli Jedi. Offee została wybrana do udziału w szkoleniu na członka ich organizacji ze względu na to, że z Zakonem rozstała się jeszcze przed Czystką.

I to przede wszystkim dla tych odcinków z Barriss Offee warto odpalić „Opowieści o Imperium”.

Cały sezon został zrealizowany naprawdę pieczołowicie, a dbałość o detale i jakoś animacji jest tutaj na najwyższym poziomie, w tym ognia, piasku itd. Trudno jednak zaangażować się w historię Morgan, gdyż jej odcinki nie rzucają na tę postać zupełnie nowego światła - po prostu potwierdzają to, co już wiemy na temat Elsbeth i po prostu pokazują nam wprost to, czego się już domyślaliśmy.

Czytaj inne nasze teksty poświęcone „Gwiezdnym wojnom”:

W przypadku pozostałych trzech epizodów o Offee sprawa wygląda inaczej. Faktycznie obserwujemy tu Imperium ze świeżej perspektywy, nie mając w dodatku pojęcia, jak historia Barriss potoczy się dalej. Po seansie zaś wiem, że warto było czekać tyle lat, by ją poznać - scenarzyści mieli na tę postać niezły pomysł i super, że wreszcie doczekał się on realizacji.

Mam też nadzieję, że serial przypadnie do gustu również innym widzom, a fanom świętującym 4 maja dzień „Star Wars” gorąco polecam seans. Liczę też na to, że za rok pojawi się kolejna tego typu antologia, którą mogłyby być „Tales of the Republic” lub „Tales of the Sith”, a popuszczając wodze wyobraźni: „Tales of the Mandalorians” lub „Tales of the Bounty Hunters”. Potencjał jest spory!

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA