Viggo Mortensen rozkręca się po drugiej stronie kamery. Po solidnym, lecz niezachwycającym „Jeszcze jest czas”, przedstawił publiczności dzieło dalece bardziej kompetentne; głębsze, pełniejsze. Obraz „The Dead Don’t Hurt”, który Mortensen napisał, wyreżyserował, wyprodukował i wzbogacił skomponowaną przez siebie ścieżką muzyczną, to najpiękniejszy film, jaki zobaczycie w październiku w kinach.
OCENA
„The Dead Don’t Hurt” to antywestern - bolesna i czuła zarazem historia o przetrwaniu, miłości i wewnętrznej sile, osadzona w brudnych, brutalnych realiach XIX-wiecznej Ameryki, nad którą zawisło widmo wojny secesyjnej. Mortensen wciela się w nim w Holgera Olsena, duńskiego imigranta, który zakochuje się w niezależnej Francuzce z Kanady, Vivienne (obłędna i naturalna Vicky Krieps).
Bohaterowie decydują się na wspólne życie w odległej chacie w Nevadzie. Ich związek, choć pełen ciepła i zrozumienia, zostaje wystawiony na próbę, gdy Holger postanawia wstąpić do armii Unii, skazując tym samym Vivienne na samotność w trudnych, niebezpiecznych warunkach. Kobieta - zmuszona do tego, by radzić sobie na własną rękę - podejmuje pracę w saloonie w pobliskim miasteczku, gdzie musi stawić czoła licznym zagrożeniom, w tym korupcji i przemocy ze strony lokalnych władz i bogatych ziemian.
The Dead Don’t Hurt - recenzja filmu
Obraz Mortensena to hołd dla wrażliwości, który stawia w centrum opowieści kobietę i skupia się na tym rodzaju siły, która nie niesie za sobą przemocy. Tym samym jest to film przekorny - wywracający konwencję na lewą stronę, ba, rozliczający się z nią. Mortensenowi nie wystarczyło przyjęcie wyróżniającej się na tle gatunkowych standardów perspektywy; cały jego scenariusz ucieka od schematów lub wykorzystuje je, by pokazać coś zaskakującego, odświeżającego. Na przykład intrygującą refleksję o wartości uczciwej, prostej codzienności.
Stosując nielinearną strukturę narracyjną, przeplatając retrospekcje z teraźniejszością, spojrzał głębiej w swoich pełnokrwistych bohaterów, dopełniając obrazu ich motywacji oraz konsekwencji działań. „The Dead Don’t Hurt” w ogóle poświęca sporo uwagi przemyśleniom nad konsekwencjami - w tym przypadku decyzji podejmowanych w trudnych historycznie warunkach. Mówiąc o tym, nie powtarza po innych. Nie szuka typowych rozwiązań.
Unika również przesadnie przewidywalnych, zrytualizowanych zabiegów, w tym typowych punktów kulminacyjnych, na których zbudowany jest gatunek. Koncentruje się raczej na dłuższych, bogatych w niuanse chwilach interakcji między postaciami, które - swoją drogą - nie kierują się sposobem myślenia ludzi z XX lub XXI wieku, co istotnie uwiarygadnia obraz. Być może nieco je to od nas dystansuje, ale pewne aspekty ludzkich zachowań są przecież wystarczająco uniwersalne i ponadczasowe.
Jest to zatem film nie tylko świetnie napisany, ale i wizualnie olśniewający. Warto wybrać się do kina, by na dużym ekranie móc podziwiać wszystkie te piękne, surowe pejzaże, uchwycone przez Marcela Zyskinda. Estetycznie całość jest zresztą inspirowana niejednym klasykiem, co tylko dodaje jej gracji - Mortensen postawił na oldschoolowe, nieskomplikowane kompozycje, eleganckie i budujące wrażenie ponadczasowości. Kolejną perłą w całym tym konglomeracie błyskotek jest aktorstwo. Vicky Krieps w roli Vivienne Le Coudy przypomina, jak wybitnie uzdolnioną jest artystką. Wnosi do roli naturalność, którą nie sposób poddać w wątpliwość. Jest pewna siebie i twarda, ale nie w ten sztuczny, niepasujący do czasu akcji sposób.
Nie mogę nachwalić się Mortensena - facet, którego aktorstwo chwalono przez dekady, udowodnił też, że potrafi nakręcić świetny obraz będący niekonwencjonalnym podejściem do gatunku, emocjonalnie bogaty i poruszający, ba, bijący na łeb konkurencję. Bo „The Dead Don’t Hurt” nie tylko pozamiatało październikowe premiery - to, piszę to z całym przekonaniem, czołówka najlepszych tegorocznych filmów i westernów, jakie w ostatnich latach trafiły na ekrany.
Czytaj więcej o nowych filmach i serialach:
- Prime Video: co obejrzeć w weekend? TOP 5 nowości. Każda z nich to seans obowiązkowy
- Zwiastun najdroższego filmu w historii Netfliksa już w sieci. Czuć w nim ten budżet
- CANAL+ online: nowości. Filmy i seriale na październik 2024
- Netflix: top 5 świetnych nowości na weekend. Co warto obejrzeć?
- Erotyk Netfliksa to gniot jakich mało. Mimo to muszę przyznać, że mnie zaskoczył