REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Seriale

Serial "W niemieckim domu" to wyrzut sumienia za II wojnę światową. Jego przekaz jest porażający

Serial „W niemieckim domu”, który kilka dni temu trafił na Disney+, bezwzględnie rozlicza się z niemiecką historią i odpowiedzialnością za zbrodnie II wojny światowej. Przy okazji to bardzo dobra, choć polityczna opowieść.

22.11.2023
19:04
w niemieckim domu recenzja
REKLAMA

Niewiele obiecywałem sobie po niemieckim serialu dystrybuowanym międzynarodowo przez streamingowych gigantów. Pamiętam przecież, jak nagrodzony Oscarami romans „Lektor” ignorował prawdziwe ofiary, zamiast tego apelował, by nie szafować przedwczesnymi wyrokami. Pamiętam też, jak serial „Nasze matki, nasi ojcowie” próbował rozproszyć odpowiedzialność za zbrodnie II wojny światowej, umiejętnie stawiając akcenty tam, gdzie było to wygodne dla, powiedzmy, autorów. Choć w Polsce takie postawienie sprawy cały czas budzi emocje, to nie powinniśmy mieć wątpliwości, że dobór bohaterów czy ekspozycja wątków może być narzędziem polityki. Nawet jeśli tylko historycznej.

Serial „W niemieckim domu” podejmuje tematykę II wojny światowej, a konkretniej powojennych rozliczeń zbrodniarzy w tak zwanym Drugim procesie oświęcimskim. Na ławie oskarżonych we Frankfurcie nad Menem zasiadła załoga obozu, w tym ludzie, którzy zabijali dzieci lub decydowali o tym, kto trafi bezpośrednio do komór gazowych. Proces odbył się wiele lat po wojnie, bo w dopiero na początku lat 60. XX wieku. Dla Annette Hess, autorki powieści, na podstawie której powstał serial i zarazem autorki scenariusza serialu, stał on się okazją do pokazania pokolenia, które wojnę pamięta jedynie z mglistych wspomnień i ich rodziców, którzy zdecydowali się wyprzeć swoją odpowiedzialność za cierpienie milionów ludzi.

REKLAMA

W niemieckim domu: recenzja

disney w niemieckim domu
W niemieckim domu

Niemiecka produkcja stworzona dla stacji STAR wydarzenia przedstawia głównie z perspektywy Evy Bruhns (Katharina Stark), młodej tłumaczki z języka polskiego, która zostaje zatrudniona do przekładania zeznań ofiar w trakcie procesu. Już w pierwszej scenie, gdy dochodzi do rozmowy z osadzonym w obozie mężczyzną, dochodzi do bardzo silnego napięcia. Bohaterka nie rozumie świadka. Nie rozumie, co to znaczy, że ktoś „zagazował 850 osób”. Nie chodzi tu jednak tylko o słowa, a o to, iż urodzona w trakcie wojny Eva nie potrafi załapać kontekstu tej wypowiedzi. Dla nas współczesnych jest on znany i wystarczą prosty skróty myślowe, aby przywołać całe ciągi znaczeń, a dla niej brzmi to tak obco, że przeżywa szok, gdy wreszcie udaje się poprawnie przetłumaczyć wypowiedź.

Więcej o Disney+ poczytasz na Spider's Web:

Postać tłumaczki w „W niemieckim domu” jest figurą obciążoną znaczeniami. Obok tego najoczywistszego, reprezentantki pokolenia, którego rodzice nie byli łaskawi poinformować, co robili w trakcie wojny, Eva jest również pośredniczką między językiem ofiar, a językiem oprawców. Jej w gruncie rzeczy niskie kompetencje zawodowe oddają poziom zrozumienia między jednymi a drugimi.

Dopiero jej praca sprawia, że niemiecka opinia publiczna po latach może dowiedzieć się o wadze zbrodni i skali potworności.

Sam serial absolutnie nie odżegnuje się od takiej interpretacji. Jednym z najmocniejszych zabiegów zastosowanych przez Annette Hess jest długa sekwencja, w której sędzia wymienia zarzuty, a więc potworności, jakich dokonali oskarżeni zbrodniarze. Akcja serialu na chwilę zabiera widzów i bohaterów do samego obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau, gdzie niemiecka delegacja uświadamia sobie, że nie zabrała czegokolwie, aby uhonorować zamordowanych tam ludzi.

„W niemieckim domu” to wielki wyrzut sumienia skierowany w stronę pokolenia czasów wojny, które nie rozliczyło się i nie poniosło kary za swoją przeszłość. Annette Hess przy okazji stara się poruszyć inne wątki związane z wojenną traumą. Pojawia się więc historia przemysłowca, który bycie w opozycji do nazistów przypłacił załamaniem psychicznym, które prawdopodobnie będzie towarzyszyło mu do końca dni. Pojawia się również wątek tzw. syndromu ocaleńca, a więc człowieka, który ma wyrzuty sumienia z tego powodu, że przeżył podczas, gdy inni zginęli.

Serialowi bardzo sprawnie udaje się operować na półcieniach, nie rysuje swoich bohaterów grubą kreską, nie próbuje empatyzować z oprawcami, choć pokazuje również ich otoczenie, a także to, co fascynuje psychologów, historyków i filozofów, czyli drugą twarz zbrodniarzy. Tę twarz rodzinną, domową, zwykłą. Wisi tu w powietrzu pytanie, na które próbowała odpowiedzieć choćby Hanna Arendt, dlaczego przed tą tragedią nie uchroniły proste odruchy sumienia zwykłych ludzi?

Najbardziej uderza jednak bezkompromisowość serialu.

REKLAMA
W niemieckim domu opinia
W niemieckim domu

Jak wprawny saper serial rozminowuje kolejne wymówki zdejmujące odpowiedzialność z konkretnych osób i całych grup społecznych. Słowami jednego ze swoich bohaterów produkcja wykpiwa tłumaczenia jednego z żołnierzy, że służył w obozowej kantynie i nic nie wiedział, to znowu nabija się z tych, którzy również nie mają nic na sumieniu, bo służyli w orkiestrze. Choć w produkcji w mojej opinii nie wybrzmiewa wystarczająco, jak niskie ostatecznie okazały się wyroki skazujące i jak wielu oprawców wiodło spokojne życie lub od stanięcia przed sądem uchroniła ich śmierć, to bezwzględnie staje on po stronie ofiar. Krzyczy, aby przebić się przez milczenie.

Wszystkie odcinki serialu dostępne są na Disney+.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA