4. sezon „Wiedźmina” wylądował na Netfliksie, a widzowie mogą nareszcie sami ocenić efekty kontrowersyjnej zmiany w obsadzie. Jak wiemy, Henry Cavill zrezygnował z udziału w projekcie po 3. sezonie, a zastąpił go znacznie mniej lubiany i popularny Liam Hemsworth. Wielu widzów, którzy oglądali serial już wyłącznie dla Henry’ego, stwierdziło, że teraz już nic nie trzyma ich przy ekranie. Rozumiem to podejście, choć nie należy do najuczciwszych.

Gdy Netflix ogłosił, że rolę Geralta z Rivii po Henrym Cavillu przejmie ten młodszy Hemsworth, z miejsca zrobiło mi się chłopa żal. Nie dość, że dołączył do projektu, który skrajnie polaryzuje odbiorców i w sporej części z nich budzi nie tyle sceptycyzm, co wręcz agresję, to jeszcze musiał wejść w buty jednego z nielicznych naprawdę lubianych i cenionych elementów tego serialu. Mam nadzieję, że aktor naprawdę odciął się na dłuższy czas od sieci, a i po premierze nie będzie czytać wypowiedzi internautów na swój temat, bo starcie z zacietrzewieniem o takiej skali może poskutkować traumą. Zresztą - jestem też przekonany, że choćby nawet odstawił tu oscarowy popis, to i tak nie przekonały pokaźnego grona fanów Brytyjczyka. Wśród których, swoją drogą, ultrasów nie brakuje.
Rzecz w tym, że Cavill jest po prostu powszechnie lubiany: nie za ponadprzeciętny aktorski kunszt, bo tego, bądźmy szczerzy, raczej nie posiada - to solidny rzemieślnik, który dotychczas nie miał też większej okazji, by naprawdę się wykazać. Cavill podbił serca publiczności swoją osobowością, a raczej tą jej wersją, którą pokazuje w mediach i w sieci: przystojny, barczysty, uroczy nerd (lubi gry bitewne i wideo, maluje modele, zaczytuje się w fantasy i sci-fi), właściciel pięknego psiaka, sympatyczny, uśmiechnięty, zaangażowany w swoją pracę, niewątpliwie wkładający w nią dużo serca. Czego tu nie lubić? Z drugiej strony: Liam Hemsworth, znany głównie jako brat Thora i typ, który prawdopodobnie zdradził Miley Cyrus i doczekał się nawet piosenki na swój temat. Bez szans, prawda?
Wiedźmin 4: jak wypadł Liam Hemsworth?
Jeśli jednak odrzucimy osobiste sympatie i antypatie i skupimy się na samej sztuce, wtedy okaże się, że... Cóż, na jedno wychodzi. Umówmy się: serialowy Geralt nie jest postacią aktorsko wymagającą. Ta rola wymaga przede wszystkim fizycznej sprawności, bo poza tym z jego ust nie pada zbyt wiele słów, nie mierzy się też z głęboko emocjonalnymi scenami pełnymi dramatyzmu. Przez większość czasu mruczy coś pod nosem, czasem przeklnie, z rzadka powie coś więcej chrapliwym tonem - zarówno Cavill, jak i Hemsworth nie mieli zatem większych problemów, by to udźwignąć.
Powiem więcej: choć Geralt z 4. sezonu różni się nieco od tego z poprzednich odsłon (jest nieco bardziej narwany, mniej powściągliwy, co akurat nie przypadło mi do gustu), to w gruncie rzeczy obaj panowie postawili na niemal identyczny performance. Hemsworth daje radę w sekwencjach walki, jego „hmm” i „fuck”, choć powtarzane do znudzenia, brzmią jak wcześniej, podobnie zresztą jak chrapiąco-brażony ton głosu. Osobiście po 10 minutach nie pamiętałem już o tej podmiance. Obaj aktorzy zgrabnie poradzili sobie z tą niewymagającą artystycznie rolą, zrobili coś podobnego i, cóż, podobnie skutecznego. Słowem: Hemsworth jest w porządku.
A że sama postać została boleśnie spłycona, sprowadzona do roli przeciętnie rozgarniętego osiłka, sięgającego po miecz bezrefleksyjnie przy byle okazji, pozbawionego wszystkich tych arcyciekawych scen dyskusji, którego bogaty pakiet doświadczeń i traum został sprowadzony do straszliwego banału, to inna sprawa.
4. sezon Wiedźmina jest już dostępny na Netfliksie.
Czytaj więcej:
- Rosario to horror, w którym chwila czekania zmienia się w koszmar. Recenzja
- Williams łamał zasady na planie Stowarzyszenia Umarłych Poetów. Stworzył tę rolę
- Reżyser Road House pożarł się z Amazonem. Powstaną dwie drugie części
- Gdzie pojadą bohaterowie Białego Lotosu? 4. sezon coraz bliżej Polski
- Netflix niespodziewanie dodał film ze świata Wiedźmina. Przetarłem oczy ze zdziwienia







































