REKLAMA

Czekałem na wygadanego wiedźmina. Vesemir z filmu „Wiedźmin: Zmora Wilka” jest lepszy od Geralta

Vesemir jest bez dwóch zdań największym pozytywem nowego filmu animowanego „Wiedźmin: Zmora Wilka”. Produkcja Netfliksa dostarczyła widzom to, na co od dawna czekali, czyli wygadanego i inteligentnego wiedźmina. Mrukliwy Henry Cavill wielu z nas nie wystarczał.

wiedźmin zmora wilka vesemir geralt henry cavill
REKLAMA

„Wiedźmin: Zmora Wilka” to pierwszy spin-off serialowej serii wyprodukowanej przez Netfliksa. Produkcja zadebiutowała tam w poniedziałek i zdecydowanie warto ją obejrzeć. Animowany „Wiedźmin” jest po prostu naprawdę wyjątkowo udanym filmem. Stworzonym w bezkompromisowym stylu odległym od słowiańskiej estetyki, którą wiele osób (mniej lub bardziej słusznie) utożsamia z tą marką. Nie oznacza to jednak, że scenarzysta Beau DeMayo i reżyser Kwang Il Han chcieli odciąć się od tego, co wielu z nas uważa za „wiedźmińskie”. Twórcy „Wiedźmin: Zmora Wilka” w wywiadzie udzielonym Rozrywka.Blog opowiedzieli m.in. o chęci naśladowania motywów obecnych w prozie Andrzeja Sapkowskiego i zatrudnieniu dyrektora artystycznego zaznajomionego z Europą.

Wszystkie ich wysiłki miały doprowadzić do powstania dzieła, które będzie jednocześnie zaskakujące i znajome dla wszystkich fanów „Wiedźmina”. A osiągnięcie tego nie byłoby możliwe bez odpowiedniego głównego bohatera. Na wczesnym etapie realizacji podjęto decyzję, że pierwszy spin-off opowie o Vesemirze, ale trzeba było jeszcze stworzyć jego młodociany portret. Najważniejszą inspiracją dla DeMayo były relacje starszego wiedźmina z Ciri i pomysł, że uczniowie często stanowią przeciwieństwo swoich mistrzów. Cirilla jest zupełnie inna od Geralta, więc Vesemir też powinien zachowywać się zupełni inaczej niż Biały Wilk w 1. sezonie serialu.

REKLAMA

Henry Cavill zaprezentował światu mrukliwego i wiecznie poirytowanego Geralta. U Sapkowskiego ten bohater był inny.

Wbrew pozorom nie jestem zadeklarowanym przeciwnikiem amerykańskiego aktora w tej roli. Nigdy nie widziałem sensu w protestowaniu przeciwko temu czy innemu aktorowi, zwłaszcza przed zobaczeniem filmu czy serialu. I nie uważam, by Henry Cavill spisał się słabo. Jego zaangażowanie w rolę Geralta z Rivii od początku robiło wrażenie, podobnie jak decyzja, by odgrywać niemal wszystkie sceny akcji samodzielnie. Dostał jednak trudny orzech do zgryzienia. Z jakiegoś powodu Lauren S. Hissrich i jej zespół scenarzystów uznali bowiem, że trzeba przerobić Białego Wilka znanego z książek. Wyciągnęli na wierzch wszystkie mrukliwe cechy jego osobowości, zintensyfikowali napędzaną latami wysłuchiwanych obelg nieufność i zrobili z niego strasznego milczka.

Nie jest tak, że Geralt w książkach był chodzącym naiwniakiem gadającym godzinami z byle kim popadnie. Nie o to chodzi. Styl dialogów u Andrzeja Sapkowskiego zawsze opierał się jednak na mieszance czarnego humoru, popkulturowych nawiązań, stylizowanych przekleństw i filozoficznych rozważań. Netflix zrobił z Geralta chodzącego mema, którego najlepszym podsumowaniem są dwa słowa: „Hmm” i „F*ck”. Nie twierdzę, że to najgorsze, co mogło się tej postaci przydarzyć. Jeżeli komuś taki Biały Wilk pasuje, to też jestem w stanie zrozumieć podobny punkt widzenia.

Osobiście bardzo tęskniłem jednak za wiedźminem w książkowym stylu i dzięki „Wiedźmin: Zmora Wilka” nareszcie się doczekałem.

Vesemir w animowanej produkcji studia Mir jest postacią niejednoznaczną i pełną bardzo interesujących sprzeczności. W ewidentny sposób lubi luksusy i bogactwo, ale jednocześnie nie da się w nim dostrzec pewną nostalgię za surowymi wnętrzami Kaer Morhen. Nie próbuje zgrywać bohatera, lecz nie pozostawia niewinnych bez opieki. W wielu momentach sprawia wrażenie, jakby nie obchodziło go nic poza czubkiem własnego nosa. To jednak błyskawicznie zmienia się, gdy okazuje się, że w sprawę zamieszani mogą być inni wiedźmini. Po Vesemirze widać lojalność, nieugiętość i inteligencję, ale też figlarność, zawadiackość i trochę emocjonalnej niedojrzałości.

REKLAMA

Premierowy sezon „Wiedźmina” bardzo starał się sprawiać wrażenie okropnie poważnej opowieści, co w zestawieniu z niewysokim budżetem, tanimi kostiumami i często koślawymi dialogami sprawiało średnie wrażenie. Poza Jaskrem nie dałoby się tam znaleźć zbyt wiele lekkości i humoru. To nie jest styl Andrzeja Sapkowskiego. Wiedźmińska saga jest pełna momentów przerażających, poważnych i wzruszających, ale znacznie więcej w niej gawędziarstwa i awanturniczości.

„Wiedźmin: Zmora Wilka” w mojej opinii dopasowuje się do oryginału znacznie lepiej niż serialowy „Wiedźmin”. Dlatego czekam na powrót animowanego Vesemira zdecydowanie bardziej niż na kolejne spotkanie z Henrym Cavillem. W trakcie niedawnego Witcherconu padła co prawda deklaracja, że w 2. sezonie znajdujący się wśród towarzyszy broni Geralt pokaże widzom inną twarz. Natomiast nadal mam pewne wątpliwości, czy ten portret Białego Wilka da się jeszcze odratować. Inna sprawa, że wkrótce dostaniemy okazję na zestawienie młodego Vesemira z tym, jaki stał się w późniejszych latach. Już w grudniu przekonamy się, czy bliska współpraca twórców filmu i serialu zaowocuje spójną i wciąż równie interesującą wizją mistrza Szkoły Wilka.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA