Zamach na papieża - recenzja. Widzieliśmy ostatni wspólny projekt kultowego polskiego duetu
"Zamach na papieża"? Raczej "Nudne przygotowania do zamachu na papieża" - tak powinien brzmieć tytuł najnowszego filmu duetu Władysław Pasikowski i Bogusław Linda. W tym wypadku najwięksi twardziele polskiego kina szybko upadają, potykając się o własne nogi, i nie potrafią wstać.

Nawet jeśli tytuł widzów nie zmyli i nie pomyślą oni, że "Zamach na papieża" to kolejny polski film o Janie Pawle II, produkcja wciąż ma spory potencjał komercyjny. Zapowiadana jest przecież jako ostatni wspólny projekt Władysława Pasikowskiego i Bogusława Lindy. Reżyser zresztą zaczyna od ironicznego rewersu ich najsłynniejszego dzieła. Grany przez aktora bohater tym razem nie siedzi przed komisją, a jest członkiem komisji. Właśnie przesłuchuje kandydata do otrzymania karty wędkarskiej. Po zadaniu szybkiego i prostego pytania sprawę uznaje za załatwioną i udaje się na ryby. Łowi. Łowi jeszcze trochę. Ciągle łowi. Łowi i łowi. Realizm na 100 proc. Naprawdę już w pierwszych minutach filmu robi się nudno jak na rybach.
Słusznie Pasikowski próbuje nadać "Zamachowi na papieża" refleksyjnego tonu, bo to przecież opowieść o człowieku u kresu swojego życia. Dlatego nieuleczalnie chory Konstanty "Bruno" Brusicki udaje się na wieść, aby u boku zaprzyjaźnionej prostytutki miło spędzić swoje ostatnie dni. Czas, tak na ekranie jak i w kinie, płynie wolno. Główny bohater rąbie sobie drewno, rozmawia z Bianką i gra w pokera z nowymi kolegami. Ot tak to się toczy, nic się nie dzieje, tylko co dłuższą chwilę obowiązek choćby niemrawego posuwania narracji do przodu niszczy cały spokój.
Zamach na papieża - recenzja polskiego filmu
Żeby nie było: do zawiązania akcji dochodzi dokładnie wtedy, kiedy dojść powinno. Bruna, geialnego snajpera na emeryturze, całkiem szybko odwiedzają koledzy ze służb specjalnych, składając mu propozycje nie odrzucenia. Ma dojść do zamachu na Jana Pawła II, a on miałby po nim zlikwidować strzelca z odległości ponad kilometra. Po wykonaniu zadania będzie mógł sobie spokojnie umrzeć u boku córki mieszkającej w Niemczech. Nie ma wyjścia, więc się zgadza. Ale do przygotowań i treningu jakoś się nie pali.
Nawet jeśli wszystkie punkty zwrotne są na swoim miejscu, wciąż pojawiają się mimochodem, gdzieś z boku. Pierwszy strzał (i to ćwiczebny) pada dokładnie w połowie filmu. W dowolnym momencie można by uciąć sobie dłuższą drzemkę, a po przebudzeniu niewiele by się zmieniło. Bo Pasikowski skupia się na tej wsi spokojnej, wsi wesołej. Oczywiście tylko w teorii, gdyż w miarę upływu czasu Bruno odkrywa coraz więcej mrocznych tajemnic drążących lokalną społeczność. Tu dziecko zaginie, tam inne zostanie poparzone, a do tego ktoś wspomni o psychopatycznym mordercy. Oczywiście nikt przy tym za kołnierz nie wylewa. Reżyser każe nam bowiem taplać się w takim typowym polskim bagienku.
Linda w charakterystycznej dla siebie roli twardziela ma za zadanie snuć się od sceny do sceny i walić w mordę każdego, kto z nim zadrze, albo zachowuje się nie w porządku. Robi to raz, drugi, trzeci... ileż można! Jako widzowie szybko orientujemy się, że Bruno jest człowiekiem nie dającym sobie w kaszę dmuchać i silnym kompasem moralnym. Ze stoickim spokojem przyjmuje kolejne ciosy od losu - pogróżki ze strony sił specjalnych nie robią na nim wrażenia, a na widok agenta uprawiającego seks z jego przyjaciółką odpala papierosa. Pasikowski tworzy jego grubo ciosany portret, pałętając się między powtórzeniami.
Choć fabularnie dzieje się niewiele, albo ciągle to samo, statyczne kadry, mozolny montaż, wypłowiałe estetyka PRL-u do pary z przytłaczająco-refleksyjną muzyką Daniela Blooma dają poczucie defetyzmu, jakby kino bandyckie nigdy nie umarło zasłużoną śmiercią. Pasikowski prowadzi swój film twardą ręką, z nostalgiczną łezką w oku wspominając początek lat 90., kiedy święcił artystyczne i komercyjne triumfy. Dostajemy przez to produkcję mocno przeterminowaną. Tak zgniłą, że nawet skrócenie jej o dobre pół godziny może poprawiłoby dynamikę i tempo, ale ogólnie niewiele by pomogło.
"Zamach na papieża" jest filmem zrobionym zupełnie bez wyczucia i reżyserskiego drygu. Wszystko w nim wydaje się totalnie przypadkowe. Aż w końcu Pasikowski chyba orientuje się, że zmierza donikąd i absurdalnie przyśpiesza. W ostatnim akcie, gdy kolejne wątki się ze sobą zazębiają, jesteśmy atakowani rozwiązaniem za rozwiązaniem. Dzieje się dużo, ale bez jakiegokolwiek ładu i składu. Ewidentny pośpiech przejmuje władzę nad narracją, doprowadzając do przeciążenia widza.
Gdyby szukać powodu, dla którego warto "Zamach na papieża" obejrzeć, byłoby to parę chwytliwych ripost rzucanych przez bohaterów. Pasikowski skrzętnie wychwytuje systemowe absurdy i nieudolność PRL-owskich aparatczyków, dzięki czemu dialogi bywają cięte i lakoniczne. Jednakże - podkreślmy to - bywają, bo ogólnie uszy nie bolą, ale wciąż można by je nieco wygładzić. Tak jak w każdym innym aspekcie mamy do czynienia z produkcją szorstką. Ktoś może powiedzieć, że to męskie kino. Aczkolwiek raczej jest to kino po prostu nieudolne.
Premiera "Zamachu na papieża" 26 września w kinach.
Więcej o polskim kinie poczytasz na Spider's Web:
- Franz Kafka - widzieliśmy polskiego kandydata do Oscara. Recenzja
- Na Disney+ obejrzycie thriller ze wspaniałą rolą Marcina Dorocińskiego
- Teściowie 3 - recenzja filmu. Powrót do formy czy katastrofa?
- Polska komedia prosto z kin ekspresowo trafi na Netfliksa
- Prześwit: mamy datę premiery i zwiastun filmu z Cezarym Łukaszewiczem i Darią Poluniną
- Tytuł filmu: Zamach na papieża
- Rok produkcji: 2025
- Czas trwania: 116 minut
- Reżyser: Władysław Pasikowski
- Aktorzy: Bogusław Linda, Karolina Gruszka, Ireneusz Czop
- Nasza ocena: 3/10