Tęskniliście za „Domem z papieru”? Netflix zwodzi nas nowym serialem gangsterskim - nie dajcie się
„Żelazna ręka” to kolejna hiszpańska produkcja, która podbija Netfliksa. Można raczej śmiało powiedzieć, że serialowo ten kraj kojarzy się głównie z „Domem z papieru”. Najwyraźniej widzowie stwierdzili, że to już najwyższy czas na zmianę repertuaru. Tytuł w reżyserii Lluísa Quíleza cieszy się obecnie ogromną popularnością. Od czasu premiery utrzymuje się w rankingu najchętniej oglądanych w Polsce propozycji platformy. Czy słowa zachwytu są uzasadnione?
Serial „Żelazna ręka” trafił do serwisu Netflix po cichu. Wyłonił się dosłownie znikąd, a z dnia na dzień zyskuje coraz większą popularność. O tej produkcji raczej nie mówiono w mediach. Obyło się zatem bez hucznych zapowiedzi i niecierpliwego oczekiwania na premierę. Przyznam szczerze, jestem trochę zdziwiona, ponieważ występuje tutaj gwiazda „Domu z papieru” - Jaime Lorente (znany szerzej jako Denver). Może nie był to wystarczający powód do wielkiej promocji? Teraz można jedynie domniemywać. Tak czy inaczej nowy miniserial ujrzał światło dzienne i zmierza aktualnie w bardzo dobrym kierunku. Przynajmniej tak mogłoby się wydawać.
Czytaj więcej o serialach dostępnych na Netfliksie na łamach Spider's Web:
- Kiedy 2. sezon serialu „Resident Alien” pojawi się na Netfliksie? I co z 3. sezonem?
- Rozmawiamy z gwiazdorem filmów dla dorosłych, o którym Netflix zrobił serial. "Seks jest prosty"
- Ten serial kosztował więcej niż "Gra o tron". Nie tylko dzięki niemu Netflix zawładnie zaraz waszym czasem
- Najlepsze seriale na Netflix w historii. Top 25
Żelazna ręka to ta, która rządzi
Serial Netfliksa rozpoczyna się dość enigmatycznie. W pierwszych sekundach widzimy informacyjne plansze. Dowiadujemy się z nich, że do portu w Barcelonie dociera prawie 6000 kontenerów z towarami z całego świata. Tylko 2% z nich jest dokładnie sprawdzanych. W samym 2023 roku skonfiskowano tam 10 ton kokainy. Barcelona jest jedną z głównych bram do Europy dla przemytników narkotyków. Nic więc dziwnego, że policja jest w tej kwestii praktycznie bezsilna. Właśnie w tym miejscu skupia się akcja „Żelaznej ręki”. Joaquín Manchado (Eduard Fernández) jest właścicielem głównego terminala w porcie. Jeżeli ktokolwiek chce przetransportować przez wodę nielegalny towar, musi z nim współpracować. Oczywiście, jak to na groźnego człowieka przystało, otacza się on wieloma kryminalistami. Ceni sobie w nich głównie lojalność i oddanie sprawie. Wydawać by się mogło, że szef kontroluje dosłownie wszystko, co go otacza. Szybko okazuje się jednak, że tylko pozory.
Jego reputacja zawisła na włosku, kiedy okazało się, że zaginął najważniejszy kontener, w którym znajdowała się czysta kokaina. I to w dużych ilościach. Przemyt narkotyku miał być idealnie zorganizowaną akcją – bez pomyłek i większych problemów. Niestety ktoś ukradł towar tuż pod nosami przestępców. Wszyscy podejrzewają, że zdradziła jakaś osoba z wewnątrz. Joaquín Manchado narobił sobie przez lata wielu wrogów. Jego metody działania były wielokrotnie niekorzystne dla innych biznesmenów. Winny może być więc każdy. W powietrzu wisi też widmo wojny z drugą gangsterską rodziną, która również była zaangażowana w przemyt. Rozpoczyna się wielopoziomowe śledztwo, a sieć różnorakich powiązań z dnia na dzień rozszerza się coraz bardziej.
Atmosfera tak gęsta, że aż trudno oddychać
Miniserial „Żelazna ręka” jest przede wszystkim, można raczej śmiało powiedzieć, brudny. Aczkolwiek w bardzo pozytywnym tego słowa znaczeniu. Jeżeli ktokolwiek liczył na to, że podczas seansu będzie można spokojnie się odprężyć i śledzić sobie przyjemną historyjkę, to na pewno się zawiedzie. Produkcja od samego początku bardzo wyraźnie zaznacza, czym chce być. Nie bawi się w półśrodki, nie idealizuje oraz nie upiększa tego, co jest i ma być zwyczajnie brzydkie. Raczej stroni od romantyzowania postaci z przestępczego półświatka. Oczywiście zdarzają się odstępstwa od reguły, ale nie wpływają one zbytnio na ogólny obiór tego tytułu. Obecna w nim gęsta i ciężka atmosfera potrafi udzielić się widzom. Produkcja nieustannie buduje wrażenie, że wszyscy są narażeni. Nie wiedzą na co, ale lepiej, żeby trzymali się na baczności. Czuć ten cudzy oddech na plecach. Nigdy przecież nie wiadomo, z której strony nadejdzie atak. Taki zabieg idealnie pasuje do gangsterskiego wnętrza. Uwypukla fakt, że nielegalne interesy wiążą się z ogromnym niebezpieczeństwem. Przedstawiony świat jest zatem duszny, nieprzyjemny i okraszony wiecznym ryzykiem.
Widać to również w samej warstwie wizualnej serialu. Całość utrzymana jest w bladej, jakby zamglonej kolorystyce. Zawsze kojarzy mi się to z obrazem widzianym przez papierosowy dym, ale może to być też naleciałość po fanatycznym oglądaniu „Peaky Blinders”. Tak czy inaczej – „Żelazna ręka” robi to dobrze. Fabuła jest tutaj przepełniona brutalnością oraz bezwzględnością. Nie ma czasu na zbyt długie zastanawianie się. Każda minuta stracona na bezsensowne rozmyślania może kosztować jedno ludzkie życie. Szczerze przyznam, że podoba mi się taki stan rzeczy. Nie zrozumcie mnie źle, oczywiście nie pochwalam, ale w rozumieniu serialowym jest to naprawdę przyjemne w odbiorze. Bez zbędnego koloryzowania.
Gangsterska intryga nie bierze jeńców - nie pierwszy raz
Serial „Żelazna ręka” wyróżnia się też bardzo sumiennym przedstawieniem postaci. Daje nam wiele okazji do tego, aby zagłębić się w poszczególne historie każdego z, w gruncie rzeczy, antybohaterów. To bardzo dobrze, ponieważ jak wspomniałam wyżej, jest ich sporo i łatwo można się pogubić. Nie są to też wątki rozwleczone. Służą jako dopełnienie. Często tłumaczą też motywy konkretnych zachowań, a zdarza się, że jest to potrzebne. Wszyscy otrzymują swój „czas antenowy”, dzięki czemu całość ogląda się z o wiele większym zainteresowaniem. Sama przedstawiona w produkcji intryga lub bardziej tajemnica, jest angażująca. Sama chciałam dowiedzieć się, kto odważył się tak śmiało zadrzeć z niezwykle niebezpiecznymi ludźmi. Trzeba mieć nie lada odwagę, ale też brak poszanowania dla własnego życia. Staram się tutaj z całych sił powstrzymać od zdradzenia jakiegokolwiek istotnego elementu fabuły. Uwierzcie mi, to nie łatwe zadanie. W serialu dzieje się naprawdę sporo, jednak każdy wątek jest istotny na tyle, że prawdopodobnie zasugerowałby tok myślenia.
Motyw poruszony w „Żelaznej dłoni” nie jest niczym nowym lub odkrywczym. Na pierwszy rzut oka może wydać się powtarzalny, może nawet nudny i oklepany. Coś w tym jest, nie przeczę. Jednak serial ma naprawdę sprawnie opracowaną fabułę. Nie wyjątkową, nie jedyną w swoim rodzaju, ale wykonaną poprawnie. Dla fanów przestępczych klimatów będzie to propozycja jak najbardziej odpowiednia. Nie można się do tego tytułu zbytnio przyczepić, jak i nie można powiedzieć za wiele dobrego. Prawdopodobnie dlatego, że swego czasu widzów przytłoczyła mnogość produkcji krążących wokół tego samego tematu. Na ten moment mogę dość śmiało przypuszczać, że popularność „Żelaznej dłoni” skończy się tak szybko, jak się zaczęła.
Jeżeli Netflix zdecyduje się na drugi sezon, to przyciągnie on do siebie jedynie oddanych fanów. Serial nie przedstawia nam niczego, czego byśmy wcześniej nie wiedzieli. Skorumpowani przedstawiciele służb, dwie gangsterskie rodziny, których relacje są z rodzaju tych „do pierwszego potknięcia”, związki pełne zawirowań i nieustannej niepewności. Wydaje mi się, że gdzieś już kiedyś to oglądaliśmy, prawda? Osobiście do tej produkcji już nigdy nie wrócę, jednak daleko mi też do stwierdzenia, że był to czas całkowicie stracony. Tytuł jest na swój specyficzny sposób interesujący i wciągający, nie bez powodu wyciągnęłam na początku głównie jego mocne strony. Jednak jest to po prostu powtórka z rozrywki, a przykłady dzieł podobnych można wymieniać w nieskończoność. Jeżeli ktoś lubi brud, przytłaczjącą atmosferę i czuje dużą potrzebę obejrzenia świeżutkiej produkcji z tego gatunku, nic nie stoi na przeszkodzie. Nie będzie to kompletny zawód. Aczkolwiek jeśli odbiorcy spodziewają się przełomowego thrillera z elementami gangsterki, to radzę raczej odpuścić sobie seans „Żelaznej ręki”.
Miniserial „Żelazna ręka” można zobaczyć na platformie Netflix.