Harlan Coben od Netfliksa w najlepszym wydaniu. Recenzujemy serial "Zostań przy mnie"
Netflix i Harlan Coben tworzą związek bardziej pracowity i zajęty niż niejedno małżeństwo z gromadką dzieci. W miniony piątek na platformie zadebiutował kolejny miniserial oparty na powieści Amerykanina. "Zostań przy mnie" potwierdza, że Brytyjczycy mają największy dryg do przenoszenia Cobena na mały ekran.
OCENA
W ciągu niecałych dwóch lat na Netfliksie zadebiutowało pięć miniseriali bazujących na prozie Harlana Cobena. Najnowszym z nich jest właśnie "Zostań przy mnie". W Polsce najwięcej mówiło się oczywiście o "W głębi lasu", co nikogo chyba nie dziwi. Polska adaptacja stała na stosunkowo wysokim poziomie i zdołała zachwycić nawet zagraniczną prasę. Będąc jednak całkiem szczerym, od stycznia 2020 roku na platformie pojawił się jeden lepszy serial oparty na książce Cobena.
Chodzi o brytyjską produkcję "The Stranger". Fani tamtego tytułu w trakcie oglądania "Zostań przy mnie" od razu poczują się jak w domu. Nie jest to w żadnym razie przypadek. Oba seriale opowiadają różne historie, ale za ich powstanie odpowiada ta sama firma - Red Production Company. Zespół producentów z Dannym Brocklehurstem na czele swoim następnym miniserialem udowodnił, że jakość "The Stranger" nie była przypadkiem. Brytyjczycy chyba po prostu najlepiej czują Cobena i potrafią w najbardziej skuteczny sposób ukryć jego braki.
"Zostań przy mnie" opowiada typową dla Harlana Cobena historię o powracającej tajemnicy z przeszłości.
Główną bohaterką miniserii jest (przynajmniej na papierze) będąca w średnim wieku Megan Pierce. Kobieta wiedzie szczęśliwe życie u boku ukochanego i trójki dzieci. Po wielu latach namów Megan decyduje się wziął ślub ze swoim wybrankiem. Jej wieczór panieński kończy się jednak otrzymaniem niepokojącej wiadomości podpisanej "Cassie", czyli jej imieniem przed zmianą tożsamości. W taki sposób przeszłość dogania bohaterkę oraz wplątuje ją w sprawę serii zaginięć i morderstw.
Oprócz Megan/Cassie zamieszanych w sprawę jest jeszcze szereg postaci pobocznych i to właśnie one stanowią najmocniejszy element "Zostań przy mnie". Na plus wyróżniają się przede wszystkim detektyw Broome grany Jamesa Nesbitta, Lorraine (Sarah Parish) oraz Ray, w którego wciela się znany z trylogii "Hobbit" Richard Armitage. Cała trójka została napisana przez scenarzystów z dużą wprawą, dzięki czemu oglądanie i słuchanie ich scen często stanowi czystą przyjemność. Harlan Coben nie jest jakimś mistrzem ciętego dialogu, ale "Zostań przy mnie" radzi sobie w tym elemencie naprawdę dobrze.
Nowa produkcja Netfliksa dobrze wychodzi też na nieco bardziej luźnym podejściu do powagi materiału źródłowego. Większość adaptacji Cobena na Netfliksie jest okropnie melodramatyczna i diabelnie poważna. W "Zostań przy mnie" nie brak mocnych i emocjonalnych momentów, ale często udanie przełamywanych przez sceny komediowe. Szczególnie pod tym względem wyróżnia się Broome, który oficjalnie stał się moim ulubionym bohaterem Cobena.
Sama intryga w "Zostań przy mnie" rozwija się dosyć powoli, ale udanie balansuje na granicy między nonsensem i suspensem.
Bądźmy szczerzy - książki Harlana Cobena to nie jest szczyt literatury. Amerykanin ma swój styl i potrafi pisać, ale pewnego poziomu nigdy nie chciał lub nie mógł przeskoczyć. Dobrze odnajduje się na półkach z powieściami senscayjnymi i nie ma ambicji wybicia się gdzieś wyżej. Siłą rzeczy podobne nastawienie znajdziemy też w "Zostań przy mnie". To serial rozrywkowy mający przede wszystkim wciągnąć widza. Nie pojawiają się tutaj jakieś głębsze idee czy problemy społeczne. To względnie logiczna opowieść o grupie ludzi, do których skrywana długo przeszłość wraca wraz ze wszystkimi negatywnymi konsekwencjami życia w kłamstwie.
Twórcom serialu udaje się całkiem podtrzymywać suspens i ostatecznie potrafią wytłumaczyć nawet najbardziej nonsensowny zwrot akcji. Co zawsze warto pochwalić. Mylnych tropów jest tutaj naprawdę dużo (ktoś mógłby nawet powiedzieć, że za dużo), ale "Zostań przy mnie" po pierwszym trochę nazbyt chaotycznym odcinku trzyma swoją historię w wystarczającym rygorze. Dzięki czemu mamy tutaj do czynienia z naprawdę udanym kryminałem sensacyjnym. Chciałoby się może tylko, żeby główna bohaterka nieco lepiej się wyróżniała. Na tle bardzo udanego drugiego planu grana przez Cush Jumbo Megan/Cassie wypada dosyć blado.
*Autorem zdjęcia głównego jest James Stack/Netflix.