REKLAMA

Wiecie, po co Netflix istnieje? Nikt inny na świecie nie zrobi takiego serialu jak Arcane

Netflix nie jest i chyba nie nigdy nie będzie platformą wolną od kontrowersji. Największy gigant rynku VOD po prostu produkuje zbyt wiele, zbyt szybko i za bardzo pod dyktando algorytmu, by utrzymać stały równy poziom. Raz na jakiś czas pojawiają się tam jednak perełki, które nie mogłyby narodzić się nigdzie indzie. Takie jak "Arcane" od Riot Games i Fortiche.

arcane netflix serial fantasy league of legends
REKLAMA

Nie mogę powiedzieć, bym należał do największych piewców sukcesu Netfliksa w Polsce. Od zawsze miałem sporo uwag do biblioteki platformy i niektórych elementów jej globalnej strategii. Zaledwie kilka dni temu ostro skrytykowałem Netfliksa w swojej recenzji 5. sezonu "Big Mouth", bo wspomniana produkcja łączy w sobie wszystkie najgorsze cechy typowego serialu tego serwisu. W trakcie oglądania najnowszych odcinków naprawdę nie sposób było zrozumieć, jakim cudem "Big Mouth" nie zostało jeszcze skasowane. Oczywiście odpowiedź jest prosta i ściśle powiązana z popularnością tej animacji.

Algorytm rządzi Netfliksem i to jest powszechnie znany fakt. Natomiast nie musi to być w rzeczywistości negatywne oddziaływanie. Nie ma nic złego w chęci poznania życzeń własnej klienteli, problem rodzi się dopiero, gdy twórcy nie zwracają uwagi na nic innego. Widać to doskonale na przykładzie innego serialu animowanego, który ostatnio pojawił się na Netflix Polska. Na pierwszy rzut oka "Arcane" jawi się jako typowa produkcja XXI wieku. Pozbawiony duszy skok na kasę, który opiera się na połączeniu dwóch znanych marek i niczym więcej. W tym wypadku chodzi o niezwykle popularną grę "League of Legends", ale Netflix przygarniał pod swoje skrzydła w przeszłości inne wielomilionowe franczyzy. Z lepszym ("Tranformers: Wojna o Cybertron" i "Castlevania") lub gorszym ("DOTA: Dragon's Blood") skutkiem.

REKLAMA

"Arcane" okazało się jednak absolutnym zaskoczeniem. Taki serial mógł zrobić tylko Netflix.

Po emisji trzech pierwszych epizodów jest jeszcze zbyt wcześnie na ferowanie jednoznacznymi wyrokami, ale "Arcane" prawdopodobnie powalczy z "Invincible" o tytuł najlepszego animowanego serialu 2021 roku. Zaprezentowane pod koniec poprzedniego tygodnia otwarcie zapowiada pod każdym możliwym względem fenomenalny serial. Nie dość, że dysponujący przepiękną, bardzo naturalistyczną animacją (autorstwa francuskiego studia Fortiche), to jeszcze przedstawiający zaskakująco dojrzałą i pasjonującą opowieść.

W ostatnich latach coraz częściej można odnieść wrażenie, że szefowie serwisów streamingowych i stacji telewizyjnych rozumieją hasło "serial animowany dla dorosłych" jako synonim toaletowego humoru, ciągłych bluzgów i bycia na siłę kontrowersyjnym. Przy dobrych wiatrach tworzą znośną kopię "Ricka i Morty'ego", ale częściej wychodzi im ubogi "South Park". Produkcje takie jak "Niezwyciężony" czy "Arcane" rozumieją jednak, że potencjał animacji wykracza dalece poza jeden schemat. To okazja do poruszenia dojrzałych i niejednoznacznych idei oraz zaprezentowanie ich widzom w tak magicznym i fantastycznym otoczeniu, jak tylko wyobraźnia pozwala.

"Arcane" nie zapomina o swoich związkach z "League of Legends", ale też ich nie feteszyzuje.

Nigdy nie byłem wielkim fanem popularnego "LoL-a" i z tego powodu traktuję animowaną produkcję Riot Games z perspektywy laika. Mówiąc szczerze, podoba mi się to, co widzę. "Arcane" pełne jest mniejszych i większych ciekawostek, nawiązań i easter eggów, ale w żadnym momencie nie zajmują one pierwszego planu. Uwaga twórców skupia się na przedstawieniu grona swoich bohaterów i zarysowaniu ich złożonych osobowości. Każda z istotnych postaci dostaje w Akcie I swoje pięć minut, a przy tym nikt nie wpisuje się tutaj w zero-jedynkowy podział na "dobrych" i "złych".

"Arcane" udowadnia jak istotne w zbudowaniu wiarygodnego świata fantasy są konsekwencje. Bohaterowie muszą zachowywać się, jakby żyli w prawdziwym świecie, bo dla nich Piltover czy Aleje to jest prawdziwy świat. Każda istotna akcja w naszym życiu przynosi konsekwencje, więc podobnie musi być także nawet w krainie, gdzie istnieje magia. Inaczej oglądanie zmagań bohaterów traci na znaczeniu. Porażkę w zbudowaniu konsekwencji poczynań protagonistów doskonale pokazuje "Eternals".

Film Marvela miał ambicję opowiedzenia o tak wielkich tematach jak wieczna miłość, powód naszego istnienia czy sens poświęcenia się w imię wyższych ideałów. Problem w tym, że jakiekolwiek dobre czy złe decyzje Eternalsów finalnie nie miały żadnego znaczenia, bo wszechświat nagiął swoje zasady, by pozwolić im odnieść sukces. W takim wypadkach nie ma zaś żadnego sensu kibicować komukolwiek na ekranie, bo w sumie wszystko to, co widzimy i tak jest bez znaczenia. W "Arcane" każdy nawet najdrobniejszy szczegół ma znaczenie. Postacie nie zyskują z niczego umiejętności, których wcześniej nie miały. Jeżeli zaś popełniają błędy, to potem muszą żyć z ich skutkami. Czasem są one jasne (pozytywne bądź negatywne), a czasem długofalowe konsekwencje zostają dopiero zarysowane. To jednak tylko wzmacnia oczekiwanie przed nowymi odcinkami.

Serial "Arcane" pokazuje, że przyjęta przez Netfliksa dystrybucja całego sezonu na jeden raz bywa błędna.

REKLAMA

Nie zrozumcie mnie źle - perspektywa obejrzenia całego serialu za jednym zamachem kilka lat temu wydawała się istnym cudem. Po latach pełnych długotrwałego oczekiwania na ukochany serial po jego oryginalnej premierze, kilkumiesięcznych opóźnień nowych odcinków i seriali przerywanych w połowie strategia Netfliksa naprawdę wydawała się istnym fenomenem. Dzisiaj widać jednak różne słabości takiego modelu dystrybucyjnego. Coraz częściej łapię się na myśleniu, że najlepiej robią to Amazon i Apple TV+, które bardzo często wypuszczają na start 2-3 odcinki, a potem dorzucają do nich co tydzień kolejne.

W ten sposób każdy widz dostaje dość materiału, żeby przekonać się, czy dany serial go zainteresuje. Potem ma zaś czas na przemyślenie tego, co zobaczył i zbudowanie w sobie oczekiwania przed kolejnym epizodem. Daje to też fabularny potencjał twórców, który "Arcane" wykorzystuje z pełną mocą. Serial Riot Games będzie rozgrywać się na przestrzeni lat, a podział na trzyodcinkowe Akty pozwala uporządkować tę rozbitą na osi czasu historię. Scenarzyści doskonale operują dramaturgią takiego podziału, dzięki czemu widz może przeżywać wszystkie możliwe emocje więcej niż raz. I nie przeskakuje nad nimi od razu do porządku dziennego, bo trzeba obejrzeć ciąg dalszy. Doceniam, że Netfliksa stać na taką elastyczność. Nie tylko potrafi bowiem dostrzec ukryty potencjał w teoretycznie nastawionej na szybki zarobek licencjonowanej marce, ale też jest w stanie zrezygnować z własnego etatowego modelu dystrybucji dla podbicia opowiadanej w "Arcane" historii. Żadnego innego VOD nie stać na podobne ryzyko. Dlatego nie przez przypadek animacja rozgrywająca się w świecie "League of Legends" trafiła właśnie na Netfliksa.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA