Co łączy filmy "Barbie" Grety Gerwig i "Oppenheimer" Christophera Nolana? Raczej niewiele - poza faktem, że oba trafią na ekrany kin tego samego dnia, czyli 21 lipca 2023 roku. Oznacza to, że będę musiał zdecydować, na który seans wybrać się najpierw. Już teraz wybór jest dla mnie oczywisty, bowiem (uwaga: niepopularna opinia) to ten pierwszy obraz ekscytuje mnie znacznie, znacznie bardziej, choć przecież tak niewiele o nim wiemy. Dlaczego? Już tłumaczę.
Pojedynek "Barbie" kontra "Oppenheimer" był dla mnie przesądzony już w chwili chwili, w której dowiedziałem się, że oba filmy trafią do kin w ten sam weekend. Tu zaznaczę, że pomysł na podobny tekst zrodził się we mnie nie z pustej przekory czy chęci "szkalowania Christophera Nolana", którego cenię (choć fanem nie jestem), a raczej rosnącego entuzjazmu względem absolutnie fascynującego projektu, na jaki zapowiada się film Grety Gerwig. Dla porządku zacznę jednak od tego znacznie mniej ekscytującego mnie obrazu.
Oppenheimer
Nie chcę być nie uczciwy - to nie tak, że na "Oppenheimera" w ogóle nie czekam. Obsada robi wrażenie (Emily Blunt, Matt Damon, Robert Downey Jr., Florence Pugh, Josh Hartnett, Dane DeHaan, Benny Safdie i inni - na czele z uwielbianym przeze mnie Cillianem Murphym w tytułowej roli), tematyka - biografia "ojca bomby atomowej" - również wydaje się wystarczająco intrygująca. A jednak za sprawą bełkotliwego w moim odczuciu "Tenet" czy nieco mniejszych wpadek w najświeższej filmografii twórcy (patetyczny i moralizatorski "Mroczny Rycerz powstaje", doskonała technicznie, ale uboga emocjonalnie "Dunkierka"), do kolejnych filmów Nolana podchodzę z chłodnym dystansem. Zwłaszcza, że za jego być może największe osiągnięcie uważam znakomicie opowiedzianą historię obsesji - "Prestiż".
We wspomnianym "Tenet", czyli swoim najnowszym obrazie, Nolan znów porzucił emocje i pełnokrwiste postacie, których nie brakowało choćby w "Interstellar", na rzecz tych jednowymiarowych i całkowicie widzowi obojętnych. Film jest rozbuchany, oparty na nieangażującym scenariuszu pełnym kiepskich dialogów, pozbawiony charakteru i przekonujących motywacji bohaterów. Jasne, wyglądał i brzmiał świetnie, ale co z tego? Przecież to pełna kompilacja filmotwórczych przywar Brytyjczyka. Obawy, że "Oppenheimer" okaże się piękną wydmuszką, w której żywych ludzi zastąpią pozbawione duszy monumenty, w moim przekonaniu mają solidne podstawy.
Barbie
Dlaczego tak bardzo czekam na "Barbie", czyli projekt, po którego ogłoszeniu wielu widzów zaczęło skrobać się w głowę? Powodów jest całkiem sporo, choć przecież o samej fabule nie wiemy praktycznie nic.
Po pierwsze - zaskakujący i unikalny pomysł. Wybaczcie, ale szansa zobaczenia czegoś świeżego zawsze wygra u mnie z zainteresowaniem kolejnym biopikiem. Po drugie: twórcy. Greta Gerwig to znakomita reżyserka i scenarzystka, której "Noce i weekendy", "Małe kobietki" czy "Lady Bird" uwielbiam. Co więcej, scenariusz do swojego nowego filmu Gerwig napisała wspólnie ze swoim partnerem, Noah Baumbachem, twórcą fenomenalnych "Opowieści o rodzinie Meyerowitz", "Frances Ha", "Walki żywiołów" czy jednego z moich ulubionych filmów ostatnich lat - "Historii małżeńskiej".
Jakby tego było mało, na ekranie pojawią się m.in. Emma Mackey, Michael Cera, Simu Liu, Ncuti Gatwa oraz - przede wszystkim! - Ryan Gosling (Ken) i Margot Robbie jako tytułowa Barbie. I choć wciąż nie mam pojęcia, czego oczekiwać po fabule, nie mogę nie zachwycać się tym wybitnym castingiem pierwszoplanowych ról.
Już pierwsze zdjęcia promujące obraz sprawiły, że zapałałem do nich olbrzymią miłością. Aktorzy prezentują się znakomicie, a ich outfity to małe, jaskrawe arcydzieła stylistyczne.
Sam Gosling przyznał, że skrypt do "Barbie" to najlepszy scenariusz, jaki czytał. W jednej z rozmów opowiedział, że zdecydował się wcielić w Kena, gdy w okolicy swojego domu natknął się na tę właśnie lalkę leżącą na ziemi
"twarzą" do dołu, tuż obok wyciśniętej cytryny. Aktor stwierdził, że chce opowiedzieć historię tej postaci, na którą w gruncie rzeczy nikt nie zwraca uwagi i o której nikt nic nie wie. Jej filmowa wersja ma być spłukana, pozbawiona samochodu i dachu nad głową oraz przechodzić bardzo trudny okres w życiu.
Co jeszcze wiemy o fabule Barbie?
Tytułowa bohaterka ma zostać wygnana ze swojego barbielandu, ponieważ okazuje się niewystarczająco idealna, by przebywać w tym różowym świecie. Protagonistka będzie musiała zmierzyć się z wyzwaniami prawdziwego życia. Co ważne: Robbie przyznała w jednym z wywiadów, że film nie będzie bazować na klasycznych skojarzeniach związanych z Barbie. Nie powinniśmy też obawiać się przesłodzonej czy infantylnej historii. "Film z całą pewnością nie będzie tym, czego się spodziewacie".
Gerwig podsumowała film tymi słowami:
Trzymam reżyserkę za słowo, ufając jej w pełni - ani ona, ani jej partner dotychczas mnie nie rozczarowali... w przeciwieństwie do wyżej wspomnianego Nolana. Para tych uznanych twórców - współpracując - mogła stworzyć coś naprawdę unikalnego. Nie ma szans, żeby w dzień premiery "Barbie" zabrakło mnie na sali kinowej.