REKLAMA

Plastic is fantastic. Recenzja filmu "Barbie" - to wywrotowy blockbuster i filmowy odlot

"Barbie" to hollywoodzki koń trojański, który mieni się różem i oślepia błyszczącym plastikiem. Spod tej całej jaskrawości z czasem przedzierają się kłujące widza idee, zmieniając całą opowieść w kąśliwy komentarz społeczny i filozoficzny dramat egzystencjonalny. Ale spokojnie, to wciąż blockbuster zrealizowany przez wielką wytwórnię, więc wszystko, co może nas zaboleć, zostaje podane za pomocą szeregu błyskotliwych żartów i gatunkowych atrakcji.

barbie film recenzja
REKLAMA

Barbie to idea zapisana w figurce długonogiej blondyny, która, jak dowiemy się z prologu, zmieniła świat. Wcześniej wszystkie lalki były bowiem bobasami i dziewczynki nie miały wyjścia - musiały bawić się w matki. Produkt firmy Matell pokazał światu, że kobiety mogą też być naukowczyniami, lekarkami, czy nawet prezydentkami, niwelując nierówności między płciami. W tym właśnie przekonaniu żyje Stereotypowa Barbie. Dla niej każdy dzień jest idealny, bo sprowadza się do witania z innymi Barbie, zabawy na plaży, domówki, spławiania Kena i piżama party z przyjaciółkami. Pewnego poranka z prysznica leci jednak zimna woda, na talerzu głównej bohaterki ląduje spalony gofr, a ona sama zalicza twardy upadek, kiedy zlatuje z dachu swojej chatki. Najgorsze jest jednak to, że piętami dotyka ziemi, czym wzbudza przerażenie u swoich koleżanek. Słowem: przeistacza się w dziwactwo z myślami o śmierci, a przecież w Barbielandzie coś takiego nawet nie istnieje.

Perfekcyjna rzeczywistość Barbie się rozpada, bo to po części film o wyzbywaniu się złudzeń. Główna bohaterka kurczowo się ich trzyma, dlatego wsiada do auta i przy dźwiękach ulubionej piosenki rusza wraz z Kenem do Los Angeles, aby - zgodnie z poleceniem Dziwnej Barbie - załatać wyrwę, jaka powstała między Barbielandem a prawdziwym światem, przyprawiając ją o cellulit na do tej pory idealnych udach. Gdy dociera na miejsce, szybko zaczyna odczuwać na sobie pożądliwy wzrok mężczyzn i przekonuje się, że nie ma czegoś takiego, jak równouprawnienie. Co więcej, nastolatki, zamiast ją podziwiać i przytulić, nazywają faszystką i oskarżają o utrwalanie nierealistycznych wzorców kobiecego piękna.

Czytaj także:

REKLAMA

Barbie - recenzja filmu

Zgodnie z oczekiwaniami "Barbie" jest filmem feministycznym, ale nikt nie mógł się spodziewać, że aż tak. Hollywood nie lubi takiego obnoszenia się z poważną tematyką, szczególnie w lecie, gdy ludzie łakną lekkiej rozrywki. A tu scena zmian w codziennej rutynie głównej bohaterki odnosi nas do klasyki awangardowego kina feministycznego "Jeanne Dielman", a jedna z bohaterek w pigułce tłumaczy, na czym polega zdefiniowana przez Betty Friedan "Mistyka kobiecości" - ta książka dała początek drugiej fali feminizmu. Owszem, produkcja opowiada o wychodzeniu z pudełka - jest przeciwko stereotypom, perfekcji, wpisywania się w narzucone standardy - ale nie opowiada o tym w bezmyślny sposób. Dzięki temu trafia w widza, nieraz nim potrząsając.

Scenariusz nie miałby takiej siły oddziaływania, gdyby równolegle do głównej bohaterki, Ken nie przechodził tej samej ścieżki, tylko w odwrotnym kierunku. Odkrywa bowiem, że nie musi być - jak głosi plakat - "tylko Kenem", który jest na każde skinienie Barbie, czego ona nie docenia. On zamierza przeprowadzić rewolucję w matriarchalnym Barbielandzie, po tym jak zakochuje się w patriarchacie zaklętym tu w krótkich ujęciach banknotów z wizerunkami prezydentów, czy rozmawiających ze sobą menadżerów. Mamy to na co dzień i tego nie zauważamy, więc Greta Gerwig otwiera nam w ten sposób oczy na zdominowanie każdej dziedziny życia - a przede wszystkim sfery władzy - przez mężczyzn.

Barbie - recenzja filmu

"Barbie" iskrzy się od ironii rodem z "Lady Bird". Gerwig stosuje tu nawet podobne zabiegi formalne, aby kąśliwe puenty kolejnych żartów ubodły nas do żywego. Będziecie śmiać się na nich przez łzy. Na wywrotowy charakter filmu najlepiej wskazuje to, że niby sprawdza się jako reklama zabawek i dodatków z uniwersum Barbie, ale z drugiej strony krytykuje wielkie korporacje, których prezesi próbują zachować ludzką twarz, wmawiając nam, że nie sprzedają produktów, tylko marzenia. Szef Mattel mówi na ekranie, jak to lalki mają trafiać do małych dziewczynek z feministycznym przesłaniem, ale wyobraźcie sobie zdziwienie głównej bohaterki, gdy wśród zarządców firmy nie ma ani jednej kobiety.

Chociaż "Barbie" ma coś ważnego widzom do przekazania, Gerwig nie chce nikogo dołować. Dlatego co chwilę pogrubia nawias gatunkowej niewiarygodności, puszczając do nas porozumiewawcze oczka. Na wszelkie możliwe sposoby podkreśla rozrywkowy wymiar opowieści i nie cofa się nawet przed wybudzaniem nas z filmowego letargu, kiedy każe narratorce wspomnieć nazwisko wcielającej się w główną rolę Margot Robbie, czy nazwę wytwórni odpowiedzialnej za produkcję. Przypomina nam w ten sposób, że mamy się przede wszystkim dobrze bawić.

"Barbie" miewa swoje problemy, bo traci narzucone tempo i gubi rytm, kiedy akcja przenosi się do rzeczywistości. Na szczęście znaczna część opowieści rozgrywa się w Barbielandzie, który tętni życiem. Mamy bowiem do czynienia z produkcją, z każdej strony nasączonej przesadą. Przecież chcąc podkreślić, jaki to jest fajny, na chwilę przed rzuceniem ciętą ripostą, Ken zakłada ciemne okulary. A potem dumny z siebie zakłada jeszcze drugą parę. Gerwig przesyca film atrakcjami, uwydatniając dodatkowo gatunkową umowność. Klimat wiecznych wakacji porywa nas w scenach na plaży i musicalowych wtrętach, a dreszczyk emocji zapewniają bójki i zabawny pościg zarządu Mattel za główną bohaterką. Wszystko na tle dopracowanych w każdym szczególe jaskrawych dekoracji. Na ich widok będziecie krzyczeć: "plastic is fantastic"

Barbie - jak Margot Robbie wypada w głównej roli?

REKLAMA

Na ekranie plastikowi nie są tylko aktorzy. Jedynie jadącego na autopilocie Willa Ferrella jako szefa Mattel można określić chybionym castingiem, bo cała reszta obsady staje na wysokości zadania. Margot Robbie jeszcze nigdy nie była tak zabawna, a Ryan Gosling tak ciamajdowaty. Widać, że bawią się swoimi rolami, uciekając w kontrolowaną groteskę. Podkreślają tym sztuczność wykorzystywanej konwencji, ale potrafią też uderzyć w niższe tony, aby dane sceny mogły lepiej wybrzmieć. Gdy razem pojawiają się w kadrze z ekranu lecą takie iskry, że aż parzą.

Największym minusem "Barbie" jest brak słynnej piosenki zespołu Aqua, bo film stoi gdzieś obok kina totalnego. Nie wszystkie ambicje udaje mu się spełnić, gdyż taśma produkcyjna Warner Bros. ewidentnie stępiła pazur Gerwig. Niemniej to najbardziej drapieżny blockbuster ostatnich lat - feministyczny manifest ubrany w szaty zgryźliwej satyry i przestylizowanego widowiska. Szalona impreza, po której nawet kaca znosi się z uśmiechem na ustach.

Premiera "Barbie" już w ten piątek, 21 lipca w kinach.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA