„Batman: Świat” pokazał, że DC ledwo wie, gdzie leży Polska. Czy Marvel zna się lepiej na geografii?
Wydany przed kilkoma dniami komiks „Batman: Świat” pokazał podróż Bruce'a Wayne'a do Polski. Jego autorzy bardzo chcieli pokazać nasz kraj jako nowoczesne miejsce, ale wyszło karykaturalnie. Czy Marvel lepiej radzi sobie z polskimi wątkami? A może oba wydawnictwa powinny się dokształcić?
Dla polskich fanów tegoroczny Dzień Batmana był bardzo słodko-gorzką uroczystością. Z jednej strony to zawsze świetna okazja, by przypomnieć sobie najlepsze filmy, seriale i gry z Mrocznym Rycerzem. Wydawnictwo Egmont Polska wraz z DC Comics uczciło zresztą to święto trzema nowymi komiksami z Batmanem, w tym głośną antologią zrzeszającą twórców z całego globu. Problem w tym, że polski wątek w „Batman: Świat” okazał się żenująca nijaki i pozbawiony celu.
Trudno powiedzieć kto wyszedł z pomysłem, żeby znaczną część 10-stronicowej historii poświęcić na narrację poświęconą polskiej historii. Czy to była inicjatywa scenarzysty Tomasza Kołodziejczaka, czy może Amerykanów. Obie strony ostatecznie się jednak na nią zgodziły i ponoszą odpowiedzialność za słabość „Obrońcy miasta”. Nie jest zresztą tak, że ten pomysł nie mógł wypalić w żadnej konfiguracji.
Wiele z komiksów wchodzących w skład tomu pokazało Batmana w otoczeniu słynnej lokalnej architektury oraz biorącego udział w przygodzie związanej z narodową tożsamością i przeszłością. W przeciwieństwie do polskich twórców ich koledzy po fachu włączyli jednak te elementy w normalną, ekscytującą fabułę. A w „Obrońcy miasta” narracja przebiega tak jakby Batman najpierw czytał streszczenie losów Warszawy w II wojnie światowej z tyłu pocztówki, a potem zdziwił się, że to w sumie nowoczesne miejsce (z samymi dziwacznie oldschoolowymi samochodami). Komiks duetu Tomasz Kołodziejczak/Piotr Kowalski ma więcej wad, ale zupełny brak pomysłu na zrobienie czegoś ciekawego z polską lokalizacją jest jego największym problemem. Jeżeli zabierasz Batmana z Gotham i nie potrafisz niczego ciekawego zaoferować w zamian, to robienie o tym komiksu właściwie mija się z celem.
„Batman: Świat” nijak nie wykorzystał Polski i Polaków, ale ten grzech ciąży na sumieniu DC i Marvela od dawna.
W Stanach Zjednoczonych żyje niemała grupa polskich emigrantów, więc superbohaterskie komiksy nie mogły tak całkiem ignorować istnienia naszego kraju. Tym bardziej, że część z nich toczy się w Europie w trakcie II wojny światowej, a to siłą rzeczy zwiększa szanse na pojawienie się polskich postaci i wątków. Jednym z nich jest np. lotnik Kazimierz „Zeg” Zegota należący do eskadry Blackhawk, o której Steven Spielberg miał nawet zrobić fabularny film. W skład Blackhawk wchodzili też inni, mniej znani członkowie z Polski jak Janos (Janusz) Prohaska i Stanislaus (Stanisław) Drozdowski.
Swoje związki z okupowaną Polską ma również Erik Lehnsherr (tudzież w niektórych wersjach Max Eisenhardt), czyli popularny Magneto. W filmie „X-Men: Apocalypse” został on przedstawiony jako Polak, ale w komiksach sprawa przedstawia się nieco inaczej. Tutaj jest z pochodzenia niemieckim Żydem, który natomiast trafia do getta w Warszawie, a potem też do obozu zagłady w Oświęcimiu. Na tym związki Polski z osadzonymi w trakcie II wojny światowej komiksami DC i Marvela się nie kończą, ale w większości dotyczą postaci epizodycznych. Również w tym kontekście mamy głównie swój udział w Marvel Cinematic Universe, gdzie o naszym kraju wspomina się w serialach „Agenci T.A.R.C.Z.Y.”, „Agentka Carter” i „Iron Fist” oraz w filmie „Kapitan Ameryka: Pierwsze starcie”.
Marvel chętniej sięga po Polaków niż DC, o czym świadczą Crucible, Vengeance, Clown i... Jan Paweł II.
Dom Pomysłów wyspecjalizował się w robieniu z Polaków złoczyńców i antagonistów. Najstarszym z nich jest Crucible, czyli Wladyslav Shinski (jak z pewnością już zauważyliście, oba wydawnictwa często kierują się brzmieniem polskich nazwisk i tworzą tego typu potworki). Zadebiutował on już w 1967 roku w 66. numerze „Fantastic Four” jako uznany polski genetyk, współpracownik Herberta Wyndhama (znanego jako High Evolutionary) i nauczyciel Arnina Zoli. Shinski próbował przejąć geniusz i moce Pana Faktastycznego, a później przyjął miano Crucible'a.
Vengeance to znacznie świeższa postać i działa jako jeden z pomniejszych przeciwników Ghost Ridera. Pierwotnie nosił nazwisko Kowalski i próbował przeszkodzić Johnny'emu Blaze'owi, przez co otrzymał zabójcze spojrzenie, utracił wszystko i poprzysiągł zemstę. Z kolei Clown zadebiutował w komiksie o Hawkeye'u jako pochodzący z Polski morderca na zamówienie, którego usługi nabywają członkowie rosyjskiej mafii znani jako Tracksuit Vampires. Ostatni z wymienionych złoczyńców wkrótce zadebiutuje w należącym do MCU serialu „Hawkeye”, ale nie zagra go Piotr Adamczyk. Swego rodzaju internetowym memem stał się zaś marvelowski portret Jana Pawła II, który w latach 80. doczekał się własnego komiksu, a potem pojawił się też na łamach „Fantastic Four” #54 z 2002 roku.
Najnowsze nawiązanie Marvela do Polski raczej nie powinno nas jednak cieszyć, bo dotyczy kwestii nietolerancji i rasizmu.
W 2019 roku Dom Pomysłów opublikował poświęconą mutantom miniserię „X-Men. Red”, w której pojawił nasz Pałac Prezydencki. W Polsce wydano ją jako „X-Men. Czerwoni” dopiero w lipcu bieżącego roku, więc dla wielu czytelników jest to stosunkowo świeża sprawa. Rzecz w tym, że scenarzystę Toma Taylora zainspirowały przypadki homofobicznych i rasistowskich incydentów w Polsce oraz na Węgrzech. Dlatego przygotował historię, w której nasz prezydent (nieprzypominający z wyglądu żadnego prawdziwego polityka) za namową przeciwniczki X-Menów Cassandry Novy Xavier podpisuje ustawę zakładającą przymusowe internowanie mutantów.
Doprowadza to nie tylko do wybuchu rasistowskiej fali wymierzonej w osobników gatunku homo superior, ale też ustawia polską armię na kursie kolizyjnym z X-Menami. Słowem Polska znajduje się tu jednoznacznie po stronie „tych złych”. Nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości i trudno się temu dziwić, skoro za zgodą Sejmu i Prezydenta w życie wchodzą skrajnie rasistowskie przepisy (na razie tylko w komiksie, choć przecież wielu z nas było świadkami nietolerancji w realnym świecie). Taylor pokazuje co prawda postaci takie jak polski policjant, który ostrzega zaprzyjaźnionego mutanta, ale to pojedyncze wyjątki.
„X-Men. Czerwoni” pokazuje więc Polskę w znacznie ciekawszym kontekście niż „Batman: Świat”, lecz niestety dla nas też dużo bardziej negatywnym. Część czytelników pewnie uzna też, że mimo wszystko niezasłużonym. Osobiście tak nie uważam, bo rolą popkultury jest uwypuklanie pewnych rzeczywistych zjawisk, by przy pomocy hiperbolizacji powiedzieć coś ważnego o naszym świecie. To zresztą mój największy zarzut tak do DC, jak i Marvela. Bo choć według baz danych obu wydawnictw Polska pojawiała się na łamach ich komiksów odpowiednio 72 i 62 razy, to przeważnie jako mało istotne tło. A skoro tak, to równie dobrze mogłoby ją zastąpić dowolne miejsce na mapie świata. Czego przecież nikt z nas nie chce. Dlatego tak bardzo żal niewykorzystanych szans takich jak „Batman: Świat”.