REKLAMA

Lepiej być biednym i brzydkim niż bogatym i pięknym. "Brzydcy" – recenzja

„Brzydcy” podbijają Netfliksa. Kusząca opowieść science fiction była reklamowana jako historia o wyśrubowanych standardach urody. To niestety ściema.

brzydcy serial netflix
REKLAMA

Świata, jaki znamy, już nie ma. Zniszczyła go nieokreślona bliżej katastrofa naturalna. Ludzkość podniosła się  jednak z upadku za pomocą genetycznie zmodyfikowanej rośliny. W nowej cywilizacji pojawiły się stare problemy – wróciły różnice klasowe, kasty, nierówności społeczne. Najtęższe głowy wymyśliły więc rozwiązanie – każdy z obywateli wchodząc w dorosłość zostanie poddany serii operacji plastycznych, które uczynią ich pięknymi. Jak upiększenie społeczeństwa ma zmniejszyć wzrost nierówności społecznych? Tego film niestety nie tłumaczy.

Nie tłumaczy również podstawowych założeń świata czy mechanizmów, jakie nim rządzą. A nawet gdy to robi, bywa wewnętrznie sprzeczny. Niestety szybko też okazuje się, że najciekawszy wątek filmu, czyli pogoń za idealnym, dopasowanym do kanonów piękna ciałem nie prowadzi do namysłu nad kulturą wytworzoną przez media społecznościowe, a jest jedynie barwnym punktem wyjścia do banalnej akcji.

REKLAMA

Netflix: Brzydcy – recenzja

Młoda Tally Youngblood nie może doczekać się przemiany. Wie, że operacja plastyczna nie tylko poprawi niedoskonałości jej ciała, ale również sprawi, że stanie się pełnoprawnym członkiem społeczności. Teraz, wraz z innymi dzieciakami, tkwi w czyśćcu, gdzie prowadzi nudne, pozbawione treści życie. Samotność potęguje jeszcze fakt, że jej najlepszy przyjaciel lada chwila przejdzie operację, a ona przez kilka miesięcy zostanie sama. Na szczęście poznaje Shay (Brianne Tju), która szybko ujawnia jej, że potrafi skontaktować się z Dymem, żyjącym poza nawiasem cywilizacji ruchem oporu, gdzie nikt nikogo nie zmusza do zmiany swojego wyglądu.

Nietrudno zgadnąć, do czego to zmierza. Wkrótce bohaterka będzie musiała odpowiedzieć na pytanie, czy ważniejsze jest spełnianie wyśrubowanych kanonów piękna, czy też pokochanie siebie taką, jaka jest. Choć charaktery bohaterów hartują się w akcji, to niestety filmowi nie udaje się zbudować ani przekonujących postaci, ani wiarygodnego świata. Fabuła pędzi od jednej sceny akcji do drugiej, pozwala głównej bohaterce zaliczyć najważniejsze punkty na precyzyjnie określonych przystankach rozwoju postaci, ale ze świecą szukać tu czegokolwiek oryginalnego.

Reżyser Joseph McGinty Nichol („Opiekunka”, „72 godziny”) ma bardzo sprawną rękę do scen akcji i gdyby nie momentami toporne (bardzo telewizyjne w złym znaczeniu tego słowa) CGI, to trudno by się było do czegoś przyczepić. Niestety wycięci z kartonu bohaterowie nie są w stanie przekonać widza, że stawka jest poważna. Cała para sprawnej reżyserii i niezłych lokacji idzie w gwizdek.

Brzydcy - recenzja, zwiastun

Czy to serial dla młodzieży?

Przez chwilę można pomyśleć, że luźna, bezpretensjonalna fabuła i wątki coming of age (czyli po prostu dojrzewania) świadczą raczej o produkcji dla młodzieży, więc należałoby na oczekiwania nałożyć filtr dopasowany do innego odbiorcy. „Brzydcy” niestety nie oferują żadnego unikalnego spojrzenia na dorastanie, ani też nie potrafią skutecznie przekonać, że w ich przesłaniu jest coś więcej niż tylko prosta konstatacja, że warto być sobą.

Bardzo ubolewam nad tym, że tak dobry pomysł na historię o akceptacji siebie wbrew przyjętym kanonom piękna, został zagubiony gdzieś na etapie pisania scenariusza. I – wracając do początku tego tekstu – twórcy raz jeszcze powinni przemyśleć stworzony przez siebie świat, bo to on jest praprzyczyną problemów tego filmu. I może będą mieli na to szansę, bo „Brzydcy” kończą się brzydkim cliffhangerem i wszystko wskazuje na to, że scenarzyści rozpisali fabułę na kilka filmów. To dobrze, może się czegoś nauczą.

REKLAMA

Więcej o nowościach Netfliksa poczytasz na Spider's Web:

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA