REKLAMA

Z drogi śledzie, "Bullet Train" jedzie. Film z Bradem Pittem ma wszystko, co potrzebne w letnich hitach

Maszynistą "Bullet Train" jest David Leitch, który jako współreżyser "Johna Wicka" wdarł się do czołówki twórców kina akcji. Potem stawał jeszcze za kamerą równie popularnych "Atomic Blonde" czy "Deadpoola 2". Wszystkie te tytuły odbiły swoje piętno na jego najnowszym filmie. Leitch w produkcji z Bradem Pittem nie zmienia upodobań i stawia rozpierduchę podszytą sporą dawką humoru w samym centrum.

bullet train premiera recenzja kino akcji
REKLAMA

"Bullet Train" pędzi na złamanie karku. To absolutnie najważniejsze, co musicie wiedzieć o tym filmie. Nie ma w nim nawet zbyt wiele czasu na ekspozycję. Z krótkiego wstępu dowiadujemy się, że główny bohater (w tej roli Brad Pitt) nawet jak nie chce zabijać, to ktoś ginie. Musiał z tego powodu pójść do psychoterapeuty i wziąć sobie dłuższy urlop. Teraz jednak powraca do pracy, aby zastąpić znienawidzonego kolegę po fachu i wykonać proste zlecenie za grubą kasę. Przyjmuje pseudonim "Biedronka" i wsiada do tytułowego pociągu, aby wynieść z niego metalowy neseser.

REKLAMA

Uzbrojeni w szczątkowe informacje na temat Biedronki, ruszamy razem z nim w podróż z Tokio do Kioto. Ku naszej uciesze, dla głównego bohatera nie będzie ona należała do najprzyjemniejszych. Jego misja krzyżuje się z zadaniami kilkorga bezwzględnych morderców, a to niejedyne zagrożenie kryjące w zakamarkach rozpędzonego pociągu. David Leitch bez przerwy zagęszcza atmosferę, rzucając asami, które wcześniej skrzętnie upycha w rękawie.

Bullet Train - recenzja filmu współtwórcy Johna Wicka

Reżyser ucieka w gawędziarsko-bombastyczny styl, przez co "Bullet Train" swoją budową przypomina pastisz heist movies wyjęty wprost z wyobraźni twórców "Ricka i Morty'ego". Zwrot akcji znajdziemy tu na zwrocie akcji. Reżyser co chwilę kieruję naszą uwagę w jedną stronę, aby po chwili czymś zaskoczyć. Kto jest mózgiem całej operacji? Jakie motywacje stoją za niewinnie wyglądającą dziewczyną, która bez skrupułów zrzuciła dziecko z dachu? Czemu bezwzględny morderca ma obsesję na punkcie "Tomka i przyjaciół"? To są pytania, jakie prześladują nas w trakcie seansu. Odpowiedzi na nie dostajemy natomiast w rytm blockbusterowych atrakcji.

Bullet Train - premiera - recenzja

Kto jak kto, ale David Leitch, wie, jak powinny wyglądać sceny akcji. W końcu zanim wraz z Chadem Stahelskim stanął przed kamerą "Johna Wicka", był wziętym kaskaderem. W "Bullet Train" mamy do czynienia z istną orgią przemocy w stylu "Kill Billa". W jej trakcie reżyser pozwala nam wygodnie rozsiąść się w kinowym fotelu i podziwiać imponującą choreografię walk. Robi co tylko może, abyśmy się nie nudzili, wykorzystując całą przestrzeń tytułowego pociągu. W wagonie restauracyjnym Biedronka posługuje się więc butelką wody jak bronią, a w wagonie ciszy naparza się, próbując krzyczeć tylko szeptem.

Adrenaliny w "Bullet Train" zdecydowanie nie brakuje, ale w trakcie oglądania łatwo o wrażenie deja vu. Nie ma tu nic, czego byśmy do tej pory nie widzieli. Jest trochę gun fu w stylu Johna Woo, co chwilę wybrzmiewa brytyjska ironia Guya Ritchiego i nawet nieco czarnego humoru a la Quentin Tarantino się znajdzie. Nagromadzenie akcji i żartów sprawia, że już w połowie seansu zaczyna się nerwowo spoglądać na zegarek. Chociaż poziom sensacji cały czas stoi na wysokim poziomie, to przez ostatnią godzinę nie jest już tak atrakcyjny jak na początku produkcji. Na szczęście wtedy naszą uwagę utrzymuje urok Brada Pitta w roli głównej.

W Bullet Train gwiazd nie brakuje, ale to Brad Pitt błyszczy najbardziej.

Hollywoodzki gwiazdor ewidentnie świetnie bawił się na planie. Jest przez to wiarygodny, kiedy z zawadiackim uśmiechem walczy z przeciwnikami, a chwilę później z pełną powagą rzuca psychoterapeutycznymi metaforami. Brad Pitt tak dobrze wypada w swojej kreacji, że wzroku od niego nie można oderwać. Nawet gdy na ekranie pojawiają się inne słynne twarze (a jest ich naprawdę sporo), to widz tylko czeka, aż kamera znowu pokaże właśnie jego.

REKLAMA
Bullet Train - reklama - Magda Gessler

Może i Leitchowi zdarza się grubo przesadzać. Może zabójcze tempo "Bullet Train" wywoła u niektórych odruch wymiotny. To jednak nie jest pociąg PKP, aby powoli sunął po torach, niemiłosiernie odwlekając czas dotarcia do celu. Ten film ma swoje problemy, ale daje nam dokładnie to, czego byśmy po nim oczekiwali - sporo lekkiej, niezobowiązującej rozrywki na lato. Do dużego popcornu z colą pasuje idealnie.

"Bullet Train" od jutra, 5 sierpnia 2022 roku w kinach

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA