REKLAMA

Jennifer Lawrence szokuje w Zgiń, kochanie. Tego się nie da wyrzucić z pamięci

Gdy Lynne Ramsay powraca z nowym dziełem, pierwsze co należy zrobić, to się nim zainteresować. Po ośmioletniej przerwie reżyserka wyważa drzwi z ogromnym hukiem, serwując głównej bohaterce oraz widzom prawdziwą filmową psychozę. Jej najnowszy film, "Zgiń, kochanie", to intensywny, gwiazdorsko obsadzony, niemożliwy do wyrzucenia z pamięci rollercoaster.

OCENA :
7/10
zgin kochanie film recenzja
REKLAMA

Choć tego filmu nie reżyseruje Martin Scorsese, legendarny twórca piastuje w "Zgiń, kochanie" stanowisko producenta. Marty miał przeczytać w swoim klubie książki literacki pierwowzór autorstwa Ariany Harwicz, przypomnieć sobie genialną rolę Jennifer Lawrence w "mother!" i stwierdzić: Jennifer, to rola dla Ciebie. Na trwającym właśnie American Film Festival miałem sposobność, by sprawdzić prawdziwość tej tezy. Zrobiłem to tym chętniej, że bardzo dobrze wspominam jej poprzedni film, "Nigdy Cię tu nie było" z Joaquinem Phoenixem. Na "Zgiń, kochanie" przybyłem, z ekscytacją zobaczyłem, zaś wyszedłem z wieloma sprzecznymi emocjami.

REKLAMA

Zgiń, kochanie - recenzja filmu. Rozpad związku i psychiki

Grace (Jennifer Lawrence) i Jackson (Robert Pattinson) właśnie wprowadzają się do nowego, położonego na odludziu domu, opuszczonego po śmierci poprzedniego właściciela. Para zdaje się ekscytować perspektywą wspólnego życia i oddawać się targającymi nimi dzikimi, wręcz pierwotnymi namiętnościami. Wkrótce płomienne uczucia pary zostaną wystawione na próbę - wkrótce powiększy się ich rodzina. Niedługo po urodzeniu dziecka stan psychiczny Grace zaczyna coraz mocniej zbliżać się do krawędzi, a relacja między świeżo upieczonymi rodzicami coraz mocniej się rozpada.

Przyznam, że spośród wszystkich filmowych propozycji na tegorocznym American Film Festival, "Zgiń, kochanie" stanowiło dla mnie największą atrakcję. Motyw macierzyństwa w kinie sam w sobie to płyta zgrana jak mało która, ale przetworzony przez zmysł i warsztat Lynne Ramsay zapowiadał historię, która nie będzie konwencjonalna i schematyczna. Proroctwo się wypełniło - nowy film reżyserki istotnie ucieka od szufladek. Zostaje w głowie po obejrzeniu, nawet pomimo tego (a może tym bardziej dlatego), że pozostawia za sobą wiele pytań, a odpowiedzi są niezbyt jasne. Podobnie niełatwo jest jakkolwiek jednoznacznie ten film zaszufladkować.

"Zgiń, kochanie" ma wiele twarzy - surrealistycznego thrillera, kina grozy rozprawiającego o izolacji oraz osaczeniu, psychologicznego dramatu związanemu z depresją poporodową i stopniowym rozkładem związkowej namiętności. Fabularnych frontów jest dość sporo i choć Ramsay używa do ich rozwijania bardzo intensywnych środków (czasami może przesłaniających samą historię) a zarazem nie unika dłużyzn, sprawiła, że kupuję to, co mi sprzedała, nawet mimo tego, że w mojej głowie dominują pytania bez odpowiedzi.

Chronologia filmowych wydarzeń staje się coraz bardziej poszarpana, prawdziwość ekranowego obrazu robi się wątpliwa. Reżyserka sprawnie - jakkolwiek to nie zabrzmi - gra coraz głębszą, fizyczną i psychiczną autodestrukcją głównej bohaterki, unikając przy tym pułapki karykatury. Psychodelia jest tutaj namacalna, pulsująca, klimat nieprzewidywalności jest tutaj bardzo wyraźny. Granica pomiędzy rzeczywistymi wydarzeniami a wytworami umysłu i fantazjami Grace jest bardzo cienka. Pod swoją surrealistyczną, momentami wręcz oniryczną powłoką, "Zgiń, kochanie" najmocniej zdaje się traktować o - jakkolwiek banalnie to na pierwszy rzut oka nie brzmi - psychicznych trudach macierzyństwa, braku komunikacji w związku i jego brzemiennych, przefiltrowanych przez konwencję filmu, skutków. Sielankowe otoczenie staje się nieznośne, a dom, który powinien być miejscem szczęścia, komfortu i spełnienia, staje się więzieniem, w którym nikogo nie czeka nic dobrego.

Jennifer Lawrence i Robert Pattinson - kadr z filmu "Zgiń, kochanie"

Jackson jest często dosłownie nieobecny - jako partner, ojciec, czy kochanek. W Grace równocześnie rośnie coraz mocniejsza frustracja, a powodów do tego ma niemało: jest de facto odizolowana od świata, jej pisarska kariera i wena totalnie zanikły, mąż wykazuje się emocjonalną (i nie tylko) impotencją. Lynne Ramsay jest jednak zbyt sprytna na stawianie sprawy w postaci: dobra kobieta, zły facet. Dynamika między głównymi bohaterami jest zmienna i niejednoznaczna, reżyserka nieraz zostawia w kontekście ich relacji interesujące tropy, które widz musi zinterpretować samodzielnie. Mocno przygląda się też stygmatyzacji samej depresji poporodowej i za pomocą dość radykalnych środków filmowego wyrazu osadza Grace jako symbol tego, z czym zmagają się świeżo upieczone matki, a czego boją się powiedzieć na głos z obawy przed napiętnowaniem. Ramsay i tutaj jednak decyduje się nie stawiać jasnej diagnozy, czym tak naprawdę jest stan bohaterki.

Jennifer Lawrence miała w swojej karierze wiele udanych ról. "Zgiń, kochanie" to niewątpliwie jedno z jej największych, najbardziej wymagających wyzwań. Poradziła sobie z nim mistrzowsko - choć nie jestem pewien czy to jej najlepsza rola w karierze, na pewno zalicza się ona do ścisłej czołówki. Aktorka jest jedną wielką machiną zagłady, emocjonalno-psychiczną bombą, która na przestrzeni filmu wielokrotnie eksploduje w spektakularny, ale daleki od efekciarstwa czy taniego szokowania sposób.

To również bardzo cielesna, fizyczna, ekspresyjna rola, wokół której skupia się cała atmosfera psychozy i Lawrence jest w niej na 100, a nawet 200 proc.

Na drugim, zdecydowanie mniej intensywnym biegunie jest Robert Pattinson, którego bohater jest drugoplanowy dosłownie i w przenośni. Nieobecny zwłaszcza w małżeństwie mężczyzna niekoniecznie jest tutaj symbolem czegokolwiek - jeśli już to męskiej bezradności, nieporadności. Jego bohater również nie jest łatwy do zaklasyfikowania. Daleko mu do stereotypowego lekkoducha i obiboka, zdaje się przejmować stanem swojej partnerki, ale jednocześnie (czasami nieświadomie) pchać ją w stronę krawędzi, kompletnie nie rozumieć jej potrzeb i być zupełnie bezczynny wobec tego, co się z nią dzieje. Nie jest to najwybitniejsza rola Pattinsona w karierze, ale niewątpliwie jedna z bardziej intrygujących i ciekawych. Zagrać bezbarwnego gościa też trzeba umieć. 

"Zgiń, kochanie" to film niełatwy do rozgryzienia - między innymi dzięki temu jest również fascynujący. Lynne Ramsay w oryginalny sposób prowokuje i zachęca do wyciągania własnych wniosków. Reżyserka unika jednoznaczności i sprawia, że psychoza potrafi udzielić się widzowi, czasami aż w przytłaczający, wytrącający z równowagi i pozostawiający zbyt wiele znaków zapytania sposób. Na pewno niełatwo będzie ten film wyrzucić z głowy - choć uważam go za dobry, oryginalny, niezwykle wyrazisty i znakomicie zagrany, wątpię, że kiedyś do niego wrócę z własnej woli. 

Polska premiera "Zgiń, kochanie" jest zaplanowana na 12 grudnia. Recenzja opublikowana w związku z pokazem filmu na 16. American Film Festival we Wrocławiu.

REKLAMA

Więcej o filmach przeczytacie na Spider's Web:

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-12-30T09:47:23+01:00
Aktualizacja: 2025-12-29T11:25:12+01:00
Aktualizacja: 2025-12-28T15:16:29+01:00
Aktualizacja: 2025-12-28T11:31:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-27T18:04:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-26T16:19:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-26T15:11:00+01:00
Aktualizacja: 2025-12-26T13:20:00+01:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA