Netflix od lat bardzo poważnie podchodzi do oferty dla dzieci i młodzieży. Istotną częścią biblioteki stały się z czasem też filmy animowane, które miały rywalizować z dziełami DreamWorks Animation czy Pixara. Czy debiutująca w piątek "Dzika ekipa" sprostała temu zadaniu? To bardzo trudne, gdy głównie kopiuje się rozwiązania z lepszych produkcji.
OCENA
"Dzika ekipa" to kolejna próba podbicia rynku pełnometrażowych filmów animowanych przez Netfliksa. Na razie starania platformy przyniosły mieszane rezultaty. Na samym wstępie platforma wyprodukowała przepiękny i magiczny film bożonarodzeniowy pt. "Klaus", potem jednak było zdecydowanie gorzej.
Zeszłoroczna "Wyprawa na Księżyc" okazała się niczym więcej jak kopią istniejących produkcji Pixara i to pozbawioną krzty oryginalności. Z kolei familijna komedia "Mitchellowie kontra maszyny" mogła się pochwalić głównie kolorową oprawą graficzną. Nie nazwałbym tego filmu złym, ale daleko było mu do podbijania serc i umysłów młodocianych widzów. Szału wokół każdej z wymienionych produkcji serwisu (nawet "Klausa") wciąż nie można porównywać do tego, co działo się wokół debiutów takich hitów jak "Madagaskar" czy "Gdzie jest Nemo". O obu animacjach wspominam zresztą nie przez przypadek, bo najnowszy film Netfliksa podąża za nimi krok w krok.
"Dzika ekipa" to opowieść o ucieczce grupy zwierząt z zoo i poszukiwaniu rodziny w odległej krainie. Brzmi znajomo?
Twórcy animacji Netfliksa postanowili upiec dwie pieczenie na jednym ogniu i połączyć w ramach jednej produkcji główne wątki z obu hitów sprzed lat. "Dzika ekipa" opowiada o gronie zwierzaków mieszkających w zoo w Sydney, gdzie wielką gwiazdą jest miś koala o imieniu Pan Słodziak. Uwagę odwiedzających przyciągają jednak nie tylko gatunki uznawane za urocze, ale też te budzące grozę. Do tego grona należą główni bohaterowie filmu, czyli tajpan pustynny Maddie, ptasznik australijski Frank, jadowity skorpion Nigel i moloch straszliwy Zoe.
W rzeczywistości poznani przez widzów przedstawiciele tych gatunków są przyjacielscy i otwarci na innych, ale ludzie traktują ich jak potwory. Dlatego pod dowództwem Maddie zwierzaki postanawiają uciec z zoo. W wyniku nieszczęśliwego zbiegu okoliczności w tej wyprawie towarzyszy im również Pan Słodziak, który ma okropnie nieznośny charakter. Razem cała piątka spróbuje dostać się do niemalże mitycznej krainy na australijskich odludziu, gdzie podobno przebywają członkowie rodzin bohaterów.
"Dzika ekipa" próbuje ubrać znany światu morał: "Nie oceniaj książki po okładce" w nowe szaty. Wychodzi przeciętnie.
Pół biedy, że "Dzika ekipa" zaczyna się jak "Madagaskar", a potem naśladuje "Gdzie jest Nemo". Filmy będące jak inne filmy powstają w zasadzie bez przerwy. Da się z nich mimo wszystko wyciągnąć coś interesującego. W tym wypadku niestety właściwie każda decyzja podejmowana przez scenarzystów prowadzi do negatywnych efektów. Nawet niezły na pierwszy rzut oka morał zostaje całkowicie zamazany przez brak wizualnego i fabularnego wyczucia. Żadne ze zwierząt przedstawionych w filmie jako "brzydkie" wcale takie nie jest. Ich wygląd zostaje poddany poważnym przeróbkom tylko po to, żeby od razu podobały się dzieciom. To zabija sens całej opowieści.
Nijak nie wychodzi też kompletnie wymuszona i niezasłużona przemiana Pana Słodziaka z egoistycznego bufona w odważnego i gotowego do wyrzeczeń członka międzygatunkowej rodziny. "Dzika ekipa" próbuje grać na emocjach jak filmy Pixara i wygląda jak niskobudżetowa produkcja DreamWorks Animation, ale w rzeczywistości nowa produkcja Netflix Animation nie dorasta do pięt tytułom od tych studiów. Osobiście mam też problem z ogólnym przesłaniem filmu.
Większość ludzi zachowuje się tutaj tak karykaturalnie, że aż trudno brać ich na poważnie. Dotyczy to również w dziwny sposób okrutnych i głupich pracowników zoo. Opinie na temat ogrodów zoologicznych często bywają mieszane, ale trudno nie docenić olbrzymiego progresu wykonanego przez instytucje tego rodzaju w ostatnich dwóch dekadach. Tymczasem "Dzika ekipa" kopie pod nimi dołek i może w bardzo szkodliwy sposób wpłynąć na stosunek małych dzieci do zwierząt. Te nie są bowiem ani krwiożerczymi potworami, ani przyjacielskimi istotami myślącymi dokładnie tak jak ludzie. Od lat z tym elementem olbrzymi problem mają kolejne części "Parku Jurajskiego" i "Jurassic World", a "Dzika ekipa" niestety powtarza ich błędy. Co nijak nie poprawia i tak kiepskiej oceny produkcji.