"Eenie Meanie" jeszcze w sierpniu zadebiutowało na Disney+. Nowy film akcji szału w naszym kraju nie zrobił, choć motał się gdzieś po dalszych miejscach topki najpopularniejszych tytułów dostępnych na platformie. Jeśli jeszcze go nie obejrzeliście, weekend to najlepszy czas, żeby tę zaległość nadrobić.

Dwa słowa: Samara Weaving. Królowa krzyku tym razem nie próbuje pożreć bogatych, ani wzywać demonów, tylko dostarczyć widzom adrenaliny. Co prawda marny scenariusz "Eenie Meanie" jej w tym przeszkadza, ale całkiem nieźle sobie z tym problemem radzi. Wciela się bowiem w mistrzynię kierownicy, która dawno już porzuciła z przestępczym życiem. Przestępcze życie nie porzuciło jednak jej. Wiecznie pakujący się w kłopoty chłopak, pakuje się w kolejne kłopoty. I żeby go z nich wyciągnąć Edie musi przyjąć propozycję od swojego pracodawcy.
W prostych słowach: mamy do czynienia z filmem o jeszcze jednym, tym razem ostatnim skoku. Hollywood zdążyło przeorać formułę takich produkcji wzdłuż, wszerz, a nawet w poprzek. Ale w niczym to nie przeszkadza. Bo scenarzysta i reżyser Shawn Simmons z niej, jakby dopiero ją odkrywał. Akcja toczy się więc standardowo: Edie przygotowuje się do skoku na kasyno w Toledo, a potem go wykonuje. Nie ma nawet sensu doszukiwać się w tym jakiejkolwiek filozofii.
Eenie Meanie - film akcji na Disney+
"Eenie Meanie" to film, który widzieliśmy już wielokrotnie. A Simmons nie jest oczywiście Edgarem Wrightem, żeby zrobić z niego drugiego "Baby Drivera". Zamiast tego przeprowadza nas po kolei i bez większej finezji po kolejnych obowiązkowych punktach fabularnych. Nawet jeśli skupia się przy tym nie tyle na akcji, co emocjonalnej (czyli w tym wypadku żadnej) sile swojej opowieści, produkcję ogląda się całkiem przyjemnie.
Tak, Edie zdecydowanie za dużo mówi o swojej trudnej przeszłości, karmiąc nas głodnymi kawałkami o rodzinach zastępczych, do których trafiła, gdy jej rodzice trafili za kratki. I gada tak przez cały środek filmu, wypełniając czas między paroma scenami akcji. Ale trzeba tutaj przyznać, że są one całkiem zabawne. Czy to próba ucieczki przed gangsterami, kiedy padają kolejne strzały i trupy przy okazji, czy pościg samochodowy, kiedy główna bohaterka pędzi na złamanie karku Dodgem Chargerem. Jest wtedy na czym oko zawiesić.
Umówmy się: "60 sekund" (tak oryginalne, jak i remake z Nicolasem Cage'em) to to nie jest. "Eenie Meanie" to raczej przystawka niż danie główne, ale ma parę momentów, w których adrenalina uderza widzom do głowy, a nawet poczują oni zapach spalin. Ba! Być może nawet się nim uduszą, bo przecież Edie dzieli miłość do muscle cars z Domem Toretto. W rodzinie "Szybkich i wściekłych" by się nie odnalazła, ale całkiem nieźle radzi sobie za kółkiem.
Nawet jeśli "Eenie Meanie" to film boleśnie wtórny i nie wychodzi mu utrzymywanie uwagi widzów przez cały czas swojego trwania, pewnie dojeżdża do mety. To taka B klasówka, która dobrze czułaby się na półkach wypożyczalni VHS. I właśnie to sprawia, że na weekendowy seans nadaje się idealnie. Można przy niej wyłączyć myślenie i patrzeć, jak się toczy do przodu.
Więcej o Disney+ poczytasz na Spider's Web:
- Jeden aktor wystąpił we wszystkich animowanych filmach Disneya od 2012
- Disney+ wie, jak zrobić dobre pierwsze wrażenie. Nowy serial zabija śmiechem
- Dawno nie było takiego szału na Marvela. Widzowie już chcą kontynuacji
- Disney+ pozamiatał. Widzieliśmy Breslau. Recenzja
- Disney+ po 10 latach wrzucił nowe odcinki swojego najbardziej wakacyjnego serialu