REKLAMA

Nowego "Kruka" nie da się oglądać. Po tym filmie zakraczecie "nigdy więcej"

Czasami na wielkim ekranie dzieje się coś tak okropnego, że widz wynosi z sali kinowej ogromny smutek i nie może zaznać spokoju. W naszym świecie nie ma jednak kruka, który pomógłby nam zemścić się za doznane krzywdy. A twórcom nowej adaptacji komiksu Jamesa O'Barra wypadałoby wymierzyć sprawiedliwość.

kruk film recenzja opinie
REKLAMA

"Kruk" to opowieść o miłości silniejszej niż śmierć. O tych najniższych, a jednocześnie najmocniejszych uczuciach. Odnosi się do naszego poczucia niesprawiedliwości i chęci zemsty za doznane krzywdy, naprawienia tego, co nieodwracalne. Wyrasta przecież z traumy. Tworzenie komiksu było dla Jamesa O'Barra formą terapii po tragicznej śmierci ukochanej. Sposobem na przepracowanie smutku i wyrzutów sumienia, przez co z każdej czarno-białej planszy bije ból i cierpienie. Ta historia zrodziła się z żalu. Na najnowszy film na jej motywach żal jedynie patrzeć.

Zarówno w komiksie, jak i całej dotychczasowej serii filmów na nim opartych, kruk pełnił rolę łącznika z zaświatami, stając się pełnoprawnym bohaterem. Symbolizował przy tym najtrudniejsze do przepracowywania emocje i pozwalał twórcom rozsmakowywać się w obłędnej rockowo-gotyckiej estetyce. W nowym "Kruku" sprowadza się natomiast do ornamentu. Ma jedynie usprawiedliwiać mroczną stylówę i wygląd powracającego z martwych Erica Dravena. Stojącemu za kamerą Rupertowi Sandersowi nie udaje się jednak ukryć, że zamiast mściwego anioła, daje nam nieporadnego gawrona.

REKLAMA

Kruk - recenzja filmu

Cała frajda z dotychczasowych "Kruków" wynikała z zaburzania klasycznej trójaktowej struktury narracyjnej. Od razu rzucają widzów w wir akcji, serwując kolejne atrakcje. Bohater ginie w brutalny sposób, wraca za sprawą tytułowego ptaka, sieje chaos i zniszczenie, a w międzyczasie dostajemy parę retrospekcji, które usprawiedliwiają chęć zemsty za śmierć bliskiej osoby. Nowa adaptacja komiksu O'Barra z uporem maniaka trzyma się natomiast zasad niemrawego pisania scenariuszy współczesnego Hollywood. Zach Baylin i William Josef Schneider za rączkę prowadzą nas przez wstęp i rozwinięcie, aż do zakończenia. Z tego względu Sanders przez jakieś 40 minut próbuje wymusić efekt, jaki wcześniejsze filmy osiągały w niecały kwadrans. A potem i tak kilkukrotnie cofa się do przeszłości, aby przypomnieć o więzi Erica i Shelly.

Kryk - recenzja - opinie

"Kruk" rozpoczyna się jak napisany przez napaloną nastolatkę fanfik komiksu O'Barra. Eric i Shelly poznają się na odwyku, z którego razem postanawiają uciec. Ich codzienność sprowadza się do palenia jointów i wyznawania sobie miłości. Musimy wierzyć im na słowo, że oddaliby za siebie życie, bo między Billem Skarsgardem i FKA Twigs iskrzy jak w zepsutej zapalniczce. Melodramat zmienia się w horror, gdy kobietę dogania przeszłość pod postacią demonicznych gangsterów. Po brutalnym morderstwie mężczyzna otrzymuje szansę na przywrócenie ukochanej do życia. Od tej pory narracja przypomina grę wideo. Protagonista gania za kolejnymi przestępcami, a po skuciu respawnuje się, tam gdzie wcześniej skończył.

Twórcy niuansują opowieść, która całą swoją siłę zawsze czerpała z prostoty. W swej naturze "Kruk" to przecież dążąca do katharsis grecka tragedia. Tutaj trudno o choćby cień oczyszczenia. Czy twórcy czytali komiks O'Barra? Być może go przekartkowali, bo zapożyczają z niego parę symboli. Jednakże wszystkie je wypaczają. Nawet biały koń zaplątany w drut kolczast, wydaje się wyjęty z wyobraźni Paulo Coelho, a nie twórcy oryginału. W efekcie dostajemy film tak naiwny, że pomimo ładnych zdjęć, oczy ciągle krwawią.

Trudno mi stwierdzić, czy film Sandersa to symptom postępującego ogłupienia Hollywood, czy może wyraz coraz bardziej lekceważącego podejścia do widzów. Z jednej strony reżyser nie potrafi rozwijać podejmowanych wątków i wprowadza całkiem bezużyteczne postacie, a z drugiej - wielokrotnie się powtarza. Traktuje nas protekcjonalnie, jakby na siłę próbował nadać opowieści jakiejś głębi. Posiłkując się przy tym płytkimi bon motami, w stylu "przeciwieństwem miłości nie jest nienawiść, tylko zwątpienie", twórcy udowadniają, że nie mają nic do powiedzenia. Tym samym zamiast prawdziwego "Kruka" dostajemy gołębia w jego przebraniu. Próbuje straszyć, a wygląda śmiesznie.

To wręcz zaskakujące jak bardzo ten film jest daremny. On ciągle przecież podbija stawkę względem pierwowzoru i nawet antagonista okazuje się tu diabłem wcielonym, który szeptem zmusza ludzi do samobójstwa lub morderstwa. Mimo to zamiast autentycznej grozy dostajemy zbędne moralizatorstwo, bo Sanders podąża tropem współczesnych horrorów, składając gatunkowe atrakcje na ołtarzu metaforyki. Nie potrafi się przez to wznieść ponad nieznośny bełkot. Tak naprawdę, żeby ośmieszyć ten film, wystarczyłoby zdradzić, o czym w rzeczywistości opowiada. Powstrzymam się od spoilerów, ale zaznaczę, że przez pół filmu nie wiadomo, o co chodzi, a przez resztę czasu nikogo to już nie obchodzi. Tym samym wpisany w DNA opowieści oniryzm, przejawia się jedynie w licznych ziewnięciach widzów.

Jestem ostatnią osobą, która krzyczałaby, że twórcy adaptacji powinni ślepo podążać za oryginałem, ale to, co dzieje się w nowym "Kruku" zahacza o profanację. Po jego pierwszych zapowiedziach, kiedy na film wylała się fala, jak się okazuje zasłużonego, hejtu, spodziewałem się taniej podróbki "Johna Wicka". Nawet tego nie dostałem. Najbliżej spełnienia moich oczekiwań produkcja jest w jednej, całkiem udanej, scenie akcji w operze. Mało! Przez resztę czasu daje się ścierpieć tylko, gdy skupia się na cielesności, kiedy Eric albo wlecze się z połamaną nogą. Efekty specjalne stoją na przyzwoitym poziomie, zapewniając jakieś przejawy życia i energii. Mimo to tytuł od początku do końca pozostaje nijaki. Zamiast widowiska, oglądamy więc stypę.

Więcej o horrorach poczytasz na Spider's Web:

REKLAMA
  • Tytuł filmu: Kruk
  • Rok produkcji: 2024
  • Czas trwania: 111 min
  • Reżyser: Rupert Sanders
  • Aktorzy: Bill Skarsgard, FKA twigs, Danny Huston
  • Nasza ocena: 2/10
  • Ocena IMDB: 5,1/10
REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA