Amazon Prime Video wyrasta na pierwszego kibica polskiej piłki nożnej. "Kuba" to już trzeci dokument poświęcony naszemu sportowi narodowemu. Widać po nim, że w przeciwieństwie do PZPN platforma uczy się na swoich błędach.
OCENA
Podczas gdy "Lewandowski - Nieznany" to gładziutki pomnik tytułowego piłkarza, "Kubę" najbardziej interesują rysy na portrecie Kuby Błaszczykowskiego. To nie jest już piłkarz niezłomny, niepokonany zawodnik. Dokument zaczyna się nawet od jednego z najczarniejszych momentów w jego karierze - pamiętnego karnego podczas ćwierćfinałów Mistrzostw Europy 2016 r. Produkcja okazuje się bowiem kroniką upadków byłego kapitana naszej reprezentacji. W parze z upadkami idą oczywiście wzloty. Wychodzi z tego trochę notka na Wikipedii, a trochę gadka motywacyjna. Na szczęście bez nachalnej emfazy internetowych coachów.
"Kuba" cela ma z pewnością dobrego. Stojący za kamerą Jan Dybus próbuje zderzać ze sobą Błaszykowskiego-piłkarza z Błaszczykowskim-człowiekiem. Dlatego raz po raz atakuje nas nagłówkami z gazet, aby potem ustami kolejnych wypowiadających się osób mógł przekazać nam, jak było naprawdę. Kryje się w tym historia walki człowieka ze swoim medialnym wizerunkiem, widać jakąś próbę jego zdekonstruowania i wyjaśnienia kolejnych kłamstw. Coś tu jednak nie do końca gra, jak powinno, bo reżyser nie potrafi znaleźć równowagi swojej opowieści.
Więcej o filmach i serialach Amazona poczytasz na Spidersweb:
Kuba - recenzja dokumentu Amazona o Kubie Błaszczykowskim
Są w dokumencie wypowiedzi kolejnych trenerów Błaszczykowskiego (Jurgena Kloppa też) i jego kolegów z boiska (Roberta Lewandowskiego też). Wszyscy mówią o nim w samych superlatywach, zachwycają się jego talentem i zaangażowaniem. Kubę-sportowca poznajemy więc całkiem nieźle. Problemy zaczynają się pojawiać, kiedy przechodzimy do Kuby-człowieka. Sam zainteresowany ma oczywiście mnóstwo charyzmy i potrafi otworzyć się przed kamerą, jak na spowiedzi. Chętnie pokazuje swoją wrażliwszą, delikatniejszą stronę. Wraz ze swoimi najbliższymi musi jednak odpowiadać na niewłaściwe pytania.
Fajne są wspominki z dzieciństwa o tym, jak Błaszczykowski ukradł z bratem tłoki z domu babci, aby sprzedać je na złom. Fajne są też opowieści żony piłkarza o tym, jak się poznali. Fajnie w końcu ogląda się, gdy bohater bawi się z dziećmi. To wszystko są najmocniejsze i najciekawsze momenty filmu. Widać w nich jakieś życie, mają właściwą energię. Kuba-człowiek gdzieś się w tym dokumencie jednak gubi. Emocjonalność co chwilę ulatuje, bo Dybus zachowuje się, jakby robił kronikę kariery sportowca. Przebiega przez kolejne jej etapy, chcąc nam przekazać każdy, nawet najdrobniejszy szczegół.
Reżyser posiłkuje się przede wszystkim gadającymi głowami i materiałami archiwalnymi, ale lubi też podkręcać swoją opowieść wstawkami artystycznymi. Stają się one jednak pustymi zabiegami. Nie jest to co prawda dokument płaski ani leniwy. Wymagałby jednak gruntownego przemontowania. Ta opowieść jest po prostu źle skonstruowana i nie ma odpowiedniej siły oddziaływania. Dybus ewidentnie chciałby, aby piłka nożna objawiła nam się, jako sposób na przepracowanie problemów osobistych Błaszczykowskiego. Nie może to jednak wybrzmieć, kiedy najmocniejszy punkt z biografii bohatera porzuca się na samym początku, aby powrócić do niego na sam koniec.
Dokument ogląda się niczym występy reprezentacji na kolejnych mundialach. Zaczyna się z wielkimi nadziejami, które z czasem nas opuszczają. Na szczęście na koniec nie trzeba wymyślać oksymoronów, aby nie nazywać rzeczy po imieniu. Mimo wszystko "Kuba" nie dąży bowiem do zwycięskiego remisu. Opowiadana historia przypadkiem trafia bowiem gdzieś w kąt światła serca widzów.
Premiera "Kuby" w piątek, 23 lutego na Amazon Prime Video.