Czy serial Zagubieni przetrwał próbę czasu? Dopiero w 2025 doceniłem zakończenie Lost
Czy warto obejrzeć w 2025 r. po raz pierwszy lub ponownie serial „Zagubieni”? Po tym, jak jakiś czas temu pojawił się niespodziewanie w serwisie Netflix, postanowiliśmy z żoną to sprawdzić. Przy okazji zweryfikowałem swoją opinię na temat finału, a dopiero teraz, po latach, poznałem to prawdziwe zakończenie „Lost”. No i nakręcono nie jeden, a dwa epilogi. To dobry moment na takie podsumowania, bo serial właśnie zniknął z serwisu Netflix.

„Lost. Zagubieni” to emitowany w latach 2004-2010 kultowy serial amerykańskiej telewizji ABC, który stał się globalnym fenomenem - zaraz obok „Herosów” i „Prison Breaka”. Produkcja, w której palce maczał sam J. J. Abrams, była jednym z ostatnich hitów stricte telewizyjnych. Pilot powstał w przededniu nastania nowej ery, ery streamingu (Netflix ruszył z usługą VOD trzy lata później).
Niedawno poczułem się staro, gdy sobie uświadomiłem, że od premiery „Lost”, którą pamiętam jak wczoraj, minęły dwie dekady! Serial wspominam zaś ciepło, ale szczegóły w pamięci się rozmyły - no, prócz tego, że zakończenie rozczarowało mnie nie mniej niż to z oryginalnego „Dextera”. A jako, że żona go nigdy nie oglądała, to stwierdziłem, że nie zaszkodzi obejrzeć go znów wraz z nią z nią.
„Zagubieni” po 20 latach - czy warto?
Podczas gdy „Lost” emitowany był w amerykańskiej telewizji, aby oglądać go w Polsce, trzeba było się oczywiście nakombinować. Do wyboru mieliśmy albo czekanie na odcinki trafiające do polskiej telewizji z opóźnieniem (tyle dobrego, że na TVP1, więc nie trzeba było mieć kablówki), albo piractwo (rzecz jasna w czasach, gdy internet działał znacznie, znacznie wolniej niż dziś).
Dzisiaj wystarczą zaś dwa kliknięcia na pilocie i tyle - wszystkie sześć sezonów „Zagubionych”, na które składa się 121 trwających niecałą godzinę odcinków jest aktualnie dostępnych na Disney+ (a Disney jest przy tym właścicielem telewizji ABC). No i co tu dużo mówić, ten serial nadal wciąga jak bagno! Trwające po 20 odcinków sezony to coś, czego dzisiaj mi brakuje.
Wraz z małżonką zbinge’owaliśmy „Lost” w kilka tygodni.
Mnogość wątków pozwoliła nam się z bohaterami naprawdę zżyć. Dzięki temu każda kłótnia albo śmierć, a z czasem trup zaczyna się w końcu słać gęsto, wywoływała ogromne emocje. Sporo z odcinków było co prawda takimi „potworami kryzysami tygodnia”, a niektóre z wątków z czasem porzucono całkowicie, ale każda z retrospekcji rzucała nowe światło na te wielowymiarowe postaci.
No i tak jak Jack, Kate i Sawyer są tutaj oczywiście w centrum, tak sporo uwagi poświęcono też innym bohaterom - nie byli oni jedynie tłem dla tej Wielkiej Trójki. Współczesne seriale traktują nie tylko trzeci, ale i drugi plan znacznie bardziej po macoszemu, robiąc z wielu postaci bezduszne rekwizyty dla tych głównych członków obsady. W tym przypadku tak nie było.
Niestety binge’owanie „Zagubionych” ma swoją mroczną stronę.
Z perspektywy czasu już wiemy, że scenarzyści dopisywali kolejne rozdziały tej historii dosłownie na kolanie i to niestety widać, gdy ogląda się odcinki i sezony jeden za drugim. Momentami fabuła staje w miejscu, a w innych przypadkach mitologia wywracana jest do góry nogami. Nie tylko puzzle nie wskakują zawsze na swoje miejsce, a do tego coś zaczyna z czasem zgrzytać.
Żona, która oglądała serial po raz pierwszy, zaczęła tracić zainteresowanie w okolicach 4. serii, podobnie jak widzowie oglądający „Lost”, gdy ci byli po raz pierwszy emitowany. Złoty okres „Zagubionych” to w końcu 3. sezon, który cieszył się największą oglądalnością ze wszystkich. Po nim nastąpił zjazd w dół (ale nadal miał rzeszę fanów, której wiele seriali mogłoby zazdrościć).
A jak po latach wypada zakończenie „Lost”?
Serial oglądałem pół życia temu i ostatni odcinek zostawił po sobie niesmak. Możliwe, że na moje odczucia wpłynął fakt, iż to zakończenie było jednym z najbardziej krytykowanych finałów w historii telewizji i to w erze raczkujących jeszcze mediów społecznościowych. Nakręciło to spiralę hejtu, ale teraz, po obejrzeniu serialu ponownie, uważam, iż całkowicie niesłuszną.
Nie będę się przy tym zagłębiał tu zbyt mocno w mitologię „Zagubionych”, bo ta jest zawiłym i pełnym sprzeczności materiałem nie na wpis, tylko książkę, ale powiem jedno: po ponownym seansie, gdy byłem już sporo starszy niż za pierwszym razem, doceniłem przesłanie, jakie „Lost” za sobą niesie. To naprawdę niezła klamra, a jako młody człowiek nie wyłapałem wszystkich niuansów.
Dlaczego w takim razie zakończenie „Zagubionych” spotkało się z taką krytyką?
Serial oglądali w latach 2004-2010 w końcu nie tylko młodzi ludzie, którym coś mogło umknąć, tak jak mi, ale również dorośli. Myślę jednak, że na ten dość negatywny sentyment wobec zakończenia mógł wpłynąć fakt, iż postanowiło obejrzeć je wiele osób, które odpadło po wspomnianym hitowym, trzecim sezonie. A dopiero pod koniec ostatniego, szóstego, dostaliśmy odpowiedzi na masę pytań.
Jak ogląda się serial ciurkiem, to od razu widać, iż interpretacja, że „to wszystko to był tylko sen”, jest bardzo, hm, powierzchowna. Wydarzenia, których byliśmy świadkami, faktycznie miały miejsce, a Wyspa istniała, ale nałożono na tę historię, pełną podróży w czasie z nutką determinizmu, warstwę metafizyczną, z tym całym powrotem świadomości do Źródła. Stało się to jednak ciut za późno.
Za to seans finałowego odcinka to dopiero początek ponownej przygody z „Lost”!
Po zobaczeniu napisów końcowych zacząłem buszować po sieci i spędziłem więcej czasu, niż jestem w stanie się przyznać, na czytaniu archiwalnych wątków w serwisie Reddit oraz oglądając retrospektywne materiały wideo dotyczące tego serialu w serwisie YouTube. Fani na przestrzeni lat znaleźli wyjaśnienie dla większości z, jak się okazało, jedynie pozornych dziur fabularnych.
Oczywiście to też nie tak, że scenarzyści nie popełniali błędów, ale tych jest mniej, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Oczywiście czasem trzeba zrobić mentalnego fikołka, a czasem zwiększyć poziom zawieszenia niewiary, ale kilka retconów tu, kilka przymrużeń oczu tam i pozbywamy się tych największych problemów, zostając z historią w gruncie rzeczy spójną i sensowną.
Żałuję natomiast, że oglądając „Lost” po raz pierwszy nie mieszkałem w Stanach Zjednoczonych.
ABC zrobiło w końcu coś więcej niż serial i zaangażowało fanów na wielu różnych poziomach. Dopiero teraz, po blisko dwóch dekadach, sprawdziłem jednak, o co dokładnie chodziło z jednym z pierwszych tak szeroko zakrojonych AGR-ów (skrót od Augmented Reality Game). Twórcy przygotowali fikcyjne strony internetowe, które prowadziły do vlogów pełnych teorii spiskowych.
ABC zaczęło mieszać świat fikcyjny serialu z tym naszym realnym i aż szkoda, że jako mieszkańca Polski ta zabawa mnie ominęła. Sporo bym dał, aby zobaczyć podczas konwentu znaną ze wspomnianych vlogów osobę, która zarzuca twórcom serialu ukrywanie prawdy oraz tuszowanie kulis wypadku lotu 815 linii Oceanic Airlines. I to tak, jakby historia z „Lost” wydarzyła się naprawdę.
Po latach odkryłem też, że finałowy odcinek „Lost” to nie był koniec tej historii.
Tak jak finał serialu skończył się odejściem w zaświaty wielu postaci, tak z serialu nie dowiedzieliśmy się zbyt wiele o tym, co dalej działo się z Wyspą po pokonaniu Mężczyzny w Czerni. Scenarzyści rzucili nieco światła na to dopiero później, w formie krótkich klipów wideo, o których istnieniu do tej pory nie wiedziałem, a które obecnie można obejrzeć sobie w serwisie YouTube.
Pierwszy z klipów, z których oba możecie zobaczyć powyżej, pokazuje Bena odwiedzającego placówkę Dharmy, która wysyłała na Wyspę paczki z żywnością. W drugim wraz z Hurleyem odwiedził Walta w dobrze znanym widzom zakładzie dla osób psychicznie chorych. Zdecydowanie polecam je obejrzeć w całości, bo właśnie te klipy są tym prawdziwym zakończeniem serialu.
Lost po 20 latach - to warto, czy nie warto?
Na koniec tego wywodu, po tych licznych dygresjach, pora w końcu odpowiedzieć na postawione w tytule pytanie - no i tak, zdecydowanie warto zarówno obejrzeć „Zagubionych” zarówno po raz pierwszy, jak i ponownie! To serial, który nie tylko dobrze się zestarzał, ale też na wielu poziomach zawstydza produkcje współczesne kręcone tylko po to, abyśmy dalej opłacali ten czy inny abonament.
Przeczytaj również: Rasizm i seksizm za kulisami „Zagubionych”. Ekipa ujawnia prawdę, Lindelof komentuje: „Zawiodłem”
Ciekaw też jestem, czy Disney wraz ze stacją ABC zdecydują się na wydanie kontynuacji albo remake’u, tudzież soft- lub hard-reboota „Zagubionych” dla nowego pokolenia widzów. W końcu nawet taki „Dexter”, którego zakończenie nawet z perspektywy czasu nie nabiera sensu, już po raz drugi próbuje odkupić swe winy. No to czemu właściwie nie mielibyśmy wrócić na tę słynną Wyspę?
PS Jeśli planowaliście obejrzeć „Zagubionych” w serwisie Netflix, to mam złą wiadomość - serwis poinformował, że od 14 sierpnia nie będzie na tej platformie już dostępny. Na szczęście serial „Lost” nadal jest dostępny w Disney+.