REKLAMA

"Francuzi lubią sery, a my lektora w telewizji" - Maciej Gudowski mówi, na czym polega czytanie filmów

"W studiu trzeba być czujnym jak pilot odrzutowca" - mówi Maciej Gudowski, którego głos zapewne kojarzycie z licznych filmów i seriali wyświetlanych w telewizji. Jest to jeden z najsłynniejszych lektorów w naszym kraju. W rozmowie z nami opowiada przede wszystkim o tajnikach swojego zawodu.

lektor maciej gudowski wywiad
REKLAMA

Zapewne nie kojarzycie jego twarzy, ale jeśli oglądaliście kiedykolwiek telewizję, dobrze znacie jego głos. Maciej Gudowski już od wielu lat pracuje jako lektor. W czasie swojej kariery przeczytał mnóstwo popularnych filmów i seriali. W rozmowie z nami mówi, jak wygląda jego praca, jakie produkcje lubi najbardziej, a nawet apeluje, aby nie zwalać na niego winy za problemy ze zrozumieniem dialogów w polskim kinie.

REKLAMA

Maciej Gudowski - wywiad z lektorem

Rafał Christ: Jak ogląda pan filmy i seriale – z lektorem, dubbingiem, czy napisami?

Maciej Gudowski: Szczerze mówiąc, od kilkudziesięciu lat nie oglądam telewizji. Jak przychodzę z pracy do domu, to chciałbym odpocząć. Jeśli już zdecyduję się na jakiś seans to oczywiście z lektorem. Nigdy z dubbingiem. Nie cierpię go. Jak to wygląda? Na ekranie widać Nowy Jork, Chicago, czy San Francisco, a ludzie mówią płynną polszczyzną, ze świetną artykulacją i znakomitą dykcją. To jest nieautentyczne. W bajkach jak najbardziej może to przejść. Tak samo w "Harrych Potterach", bo to jednak jest kreacja innego świata. Ale kiedy mamy produkcję realistyczną, nie mogę w to uwierzyć.

Podpytuję o to, bo status lektora w naszym kraju jest unikatowy na skalę światową…

I bardzo dobrze. Francuzi lubią sery, Anglicy jeżdżą lewą stroną, a my oglądamy filmy z lektorem. Czy wszystko musimy robić tak samo? Zachowajmy nieco oryginalności. Tym bardziej, że to przecież nie jest to głupia forma. Trzeba tylko pracować w profesjonalnym studiu i z profesjonalnym realizatorem dźwięku, który potrafi odpowiednio ustawić proporcje oryginalnego dźwięku do głosu lektora. Jak dodamy do tego perfekcyjnie przetłumaczoną i dostosowaną do tempa czytania osoby, to możemy osiągać cuda.

Powiedzmy, że mamy to wszystko. Wtedy lektorowi zostaje już tylko nagrać co musi, dwie godzinki czytania i do domu?

Nie. Ja wiem, że widzowie tak to sobie wyobrażają, ale praca lektora wygląda zupełnie inaczej. Zacznijmy od podstaw. W tej robocie trzeba być obeznanym mniej więcej we wszystkim. Nie to, żeby każdy musiał być jakimś omnibusem. Chodzi o to, aby się orientować, bo inaczej pojedyncze słowa, terminy, sentencje, myśli, idee mogą nas zaskoczyć. Nie można przeczytać płynnie czegoś, czego się nie rozumie. Zupełnie traci to wtedy sens. Jak lektor nie wie, o co chodzi, jak ma to przekazać widzowi? Mówiąc wprost: dobry lektor musi w swoim życiu przeczytać parę książek, pójść na kilka koncertów, obejrzeć jakieś obrazy i rozmawiać z ludźmi. To jest moja recepta na sukces. Od tego trzeba zacząć. Potem przydaje się umiejętność skupienia swojej uwagi.

Pomijam już, że w tekstach, które dostajemy zdarzają się błędy gramatyczne, na jakie jesteśmy wyczuleni - wiemy, jak sobie z nimi radzić i prostujemy je od razu w trakcie czytania. To jest tak jak mówiła kiedyś nieżyjąca już znakomita tłumaczka, pani Janina Graf ze Studia Opracowań Filmów w Warszawie: lektor w studiu musi być czujny jak pilot odrzutowca. Początkowo byłem zaskoczony, ale potem gdy sobie przeanalizowałem stopień koncentracji, napięcia emocjonalnego i szybkość reakcji, gdy pracuję, doszedłem do wniosku, że to rzeczywiście prawda. Mogłyby za mną czołgi przejeżdżać, a ja bym nie zwrócił na to uwagi.

Maciej Gudowski - lektor - wywiad

To jest autentyczna historia, którą opowiadali mi dwaj nieżyjący już lektorzy – Marek Gajewski i Zdzisiek Szczotkowski. Nagrywali coś do telewizji. To były czasy, kiedy jeszcze telewizję było stać na dwóch lektorów do filmów dokumentalnych. Stoją sobie przed studiem, a tam podchodzi do nich jeden z członków obsługi. Mówi: "e tam, macie lekką pracę. Usiąść i przeczytać to każdy potrafi". No to Marek i Zdzisiek zaprosili go do kabiny, nałożyli mu słuchawki, dali tekst, pokazali gdzie jest mikrofon, co ma oglądać i powiedzieli: "czytaj". On nawet nie wystartował.

Lektor nie powinien "grać z aktorem"

Na co tak bardzo trzeba uważać?

Lektor musi przede wszystkim śledzić dokładnie wydarzenia w oglądanym filmie czy serialu. Wsłuchiwać się, czy czyta w tym samym rytmie, co słowa padają z ekranu. Najtrudniejsze jest to w filmach dokumentalnych. Tam nieraz mamy do czynienia z narratorem czy głosem spoza kadru. Nie widzimy wtedy osoby mówiącej, a przecież trzeba trafić danymi kwestiami w odpowiednie miejsce, bo inaczej zgubimy cały sens produkcji. Raz wymaga to szybszego czytania, raz wolniejszego. Należy to wyłapać.

Czyli chodzi również o wprowadzenie jakichś emocji?

W tym wypadku zalecałbym daleko idącą ostrożność. Są pewne sytuacje, zdania, znaki, które trzeba odpowiednio podkreślić – zadać pytanie, podnieść głos, mówić stanowczym lub ciepłym tonem. Ale to tyle. Według mnie, lektor nigdy nie powinien grać. Listę dialogową trzeba zwyczajnie, normalnie przeczytać. Nie można ani płakać, ani śmiać się, ani przeżywać czegokolwiek z aktorami oglądanymi w trakcie na ekranie. Te wszystkie emocje należy co najwyżej podprowadzać widzowi.

Podpytuję o tę dynamikę czytania, bo jakiś czas temu rozmawiałem z jednym reżyserem dźwięku, na temat problemów ze zrozumieniem dialogów w polskim kinie. Mówił on oczywiście o niewyraźnie mówiących aktorach czy problemach na planie. Wskazał jednak również, że przez nagminne oglądanie filmów i seriali z lektorem, widzowie odzwyczajają się od naturalnej dynamiki rozmów na ekranie. I to właśnie w jakiś sposób też powoduje problemy ze zrozumieniem dialogów w rodzimych produkcjach.

No… chciałbym zachować maksimum dyplomacji. Jak dla mnie jest to dość absurdalne tłumaczenie. Zrzucanie odpowiedzialności za niezrozumienie dialogów w filmach na lektorów, jest mieszaniem dwóch zupełnie różnych kategorii. Rzeczywiście jest tak, że w polskich produkcjach, co chwilę można słyszeć "ę…, e…, mm…, a…", ale gdzie w tym nasza wina?

Aktorzy powinni mówić z perfekcyjną dykcją, aby wszyscy mogli ich usłyszeć i zrozumieć. Oczywiście, jestem przekonany, że siadając przed mikrofonem, czy do nagrań reklamy wszyscy, albo przynajmniej większość z nich, tak właśnie robi. Na planie filmu może zdarzyć się coś, krótko mówiąc demonicznego. I z tego powodu, oglądając daną produkcję, widz nie słyszy dialogów, tak jak powinien. Nie mam na to innego wyjaśnienia, ale nie mieszajmy w to lektorów.

Maciej Gudowski o swoich ulubionych filmach i serialach

Zostawmy ten temat w takim razie. Proszę mi jednak powiedzieć, czy zauważył pan zmiany w podejściu do lektorów na przestrzeni ostatnich lat? Chodzi mi o to, że, nie oszukujmy się, stał się pan w jakiś sposób postacią kultową.

Dziękuję, ojej (śmiech). Trochę pobrązowiałem, ale proszę mówić dalej.

Maciej Gudowski - lektor - wywiad

Pana głos jest bardzo rozpoznawalny. Z tego powodu organizuje się takie wydarzenia, jak na przykład pokaz z cyklu "Najlepsze z najgorszych", podczas którego czytał pan na żywo "Śmiertelne SPA".

To było fantastyczne przeżycie. Kiedyś czytanie na żywo w kinie było na Konfrontacjach Filmowych. Ja się już się na to nie załapałem. Dzwonili do mnie z propozycją, ale miałem wtedy za dużo zajęć. Raz zdarzyło mi się coś podobnego to jednak w telewizji. To był "Giuseppe w Warszawie". Tam jest jedna, czy dwie sceny z włoskimi dialogami. Telewizji widocznie nie opłacało się uruchamiać całego nagrania, więc poproszono mnie, żebym przyjechał i przeczytał kilka zdań już w trakcie emisji filmu. Dla mnie to było kapitalne doświadczenie, ale i tak nie równa się z tym "Śmiertelnym SPA". Te reakcje ludzi na to co mówisz, dają niesamowitego kopa.

REKLAMA

Ulubiony film, który pan czytał?

Jest ich mnóstwo. Na ogół to są filmy sprzed 20, może nawet 30 lat. Broń Boże, nie mam problemu ze zrozumieniem współczesnego kina. Tylko ja po napisach początkowych, najczęściej już wiem, co mnie czeka. Myślę sobie: "to jest twój zawód, musisz to obejrzeć i przeczytać". Te tytuły nie zostają mi jednak w pamięci na tyle, żebym potem polecał je rodzinie i znajomym. Cenię sobie za to rzeczy od Stevena Spielberga, Federico Felliniego, Woody’ego Allena, czy z Luis de Funes. Lubię Jamesa Bonda, Monty Pythona i… no długo by wymieniać. Chyba nie mamy na tyle czasu.

A czy jest jakiś film lub serial, który chętnie by pan przeczytał ponownie?

"Z archiwum X". W tym serialu jest coś niesamowitego, co mnie do niego ciągnie. Tak, to jest tytuł, do którego chętnie bym wrócił. Jeśli ktoś będzie chciał go wznowić i mnie zatrudnić, to jestem gotów. Czekam na propozycje (śmiech).

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA