„Lista śmierci: Mroczny wilk” („The Terminal List: Dark Wolf”) to prequelowy spin-off hitu Prime Video, który przenosi nas w czasie o siedem lat wstecz względem wydarzeń z oryginału. Przyznam, że o ile pierwowzór mnie nie kupił, tak rozszerzenie uniwersum zapewniło mi znacznie więcej frajdy. Dodam, że serial stworzył i rozwinął showrunner pierwszej „Listy”, David DiGilio, we współpracy z autorem książkowego oryginału, Jackiem Carrem.

„Mroczny wilk” skupia się na „karierze” Bena Edwardsa - od operatora Navy SEAL do człowieka CIA. Opowieść kładzie nacisk na festiwal moralnych kompromisów, jakich wymaga wybrana przez niego ścieżka; fabuła startuje w 2015 r. i głęboko zanurza się w „ciemniejszą stronę” operacji specjalnych. Po odejściu ze służby Ben (Taylor Kitsch) zostaje zrekrutowany przez tajemniczego oficera CIA, Jeda Haverforda (Robert Wisdom), do misji pokrzyżowania irańskich nuklearnych planów. Co za tym idzie: dzięki prequelowi dowiadujemy się, w jaki sposób Edwards zszedł z „jasnej” drogi. Jak z entuzjastycznego, odznaczonego operatora Navy SEAL przeobraził się w bezwzględnego agenta, który z coraz większym trudem porusza się w gęstniejących ciemnościach. Towarzyszymy mu w podróży od Genewy przez Zurych, Teheran, Tel Awiw aż po Monachium; w tle przewijają się James Reece (Chris Pratt) oraz Raife Hastings (Tom Hopper), znany z książkowego cyklu Carra.
Choć Edwards nieustannie powtarza hasło „Niech żyje braterstwo”, nie mamy wątpliwości, że zmierza ku przeznaczeniu tytułowego wilka, mrocznego samotnika. Oryginał był nazywany serialem „anty-woke” - i jeśli to określenie oznacza produkcję pełną brudu, potu i prochu, hołdującą braterstwu broni, ideowo prostolinijną, pełną efektownej przemocy i maczyzmu, to i tym razem pasuje jak ulał.
Lista śmierci: Mroczny wilk - opinia o serialu Prime Video
Właściwie cała ta opowieść kręci się wokół wspomnianego braterstwa broni i jego niepisanego kodeksu - oraz wokół nieraz tragicznych konsekwencji, które następują po tym, gdy ten kodeks zostanie złamany. I w porządku, bo nie dość, że ten motyw dotyka interesującej kwestii kondycji psychicznej panów z branży, to jeszcze ciągnie za sobą ogrom naprawdę sprawnie zrealizowanych sekwencji akcji.
Widowiskowe sceny potyczek momentami przywołują skojarzenia z filmami o Bourne’ie, nowe Bondy czy nawet „Mission: Impossible”. Jakkolwiek nieco zawiłe i niespecjalnie interesujące szczegóły geopolityki drugiej dekady XXI wieku czasami spowalniają fabułę i komplikują główne wątki, „Mroczny wilk” dostarcza sporych dawek kinowego rozmachu: pięknych eksplozji, ekscytujących strzelanin, pełnego napięcia mordobicia.
Wojskowy realizm stanowi jeden z istotnych fundamentów produkcji. Konsultantami byli zresztą ex-Rangersi i SEAL-e. Wszystkie te naparzanki, wybuchy i starcia wręcz mają tu odpowiedni ciężar, moc prawdziwego uderzenia - skutecznie generują wrażenie autentyzmu.
Niestety, przy okazji serial nie unika klisz gatunkowych, a fabuła czasami gubi się w technicznych szczegółach i uderza w patos o takim natężeniu, że trudno nie wywrócić oczami. Niemniej - mamy tu do czynienia z solidną rzemieślniczą robotą. Jeśli marzy ci się bezkompromisowy, sprawnie zrealizowany militarny akcyjniak, który stawia wiarygodność techniczną i braterstwo broni ponad wielowarstwową fabułę, precyzyjną szpiegowską intrygę i formalne eksperymenty, „Mroczny wilk” spełni twoje oczekiwania. No i ten zraniony, taplający się w mroku Kitsch - znakomity!
Czy znajomość oryginalnego serialu jest konieczna? Niekoniecznie, ale z pewnością znacząco pogłębia odbiór, gdy widz wie, jaki los spotka Reece’a, Edwardsa i kilka innych postaci występujących w obu produkcjach.
Czytaj więcej:
- Czwartkowy Klub Zbrodni – recenzja. Netflix dostarczył kryminał, który tętni życiem
- Najlepsze filmy romantyczne 2025. Wybieramy TOP 25 tytułów
- Prime Video broni obsady serialu "Tego lata stałam się piękna". Tyle hejtu się wylało
- Młody aktor zagra Sylvestra Stallone’a. Jest bardzo, bardzo podobny
- Lazarus to nowy, autorski serial Harlana Cobena. Kiedy premiera?