REKLAMA

Mimo jego licznych wad nie żałuję, że obejrzałam ten thriller Netfliksa

Film "Mgła na granicy" to coś, co z pewnością przyciągnie uwagę wielu widzów Netfliksa. Indonezyjski thriller pozytywnie mnie zaskoczył, choć niestety sporo brakuje mu do tego, by być bardzo dobrą pozycją w bibliotece serwisu. Czy mimo to warto zwrócić na niego uwagę?

mgla na granicy recenzja netflix
REKLAMA

"Mgła na granicy" jest jak toksyczna miłość - gra na emocjach. Na początku jest zaskakująco dobrze, a wy oddajecie produkcji pełną uwagę i zaangażowanie. Kiedy jednak powoli zaczynacie się nudzić i chcecie dać sobie spokój z oglądaniem, film szantażuje was emocjonalnie, wyciągając kolejne argumenty, żebyście jednak zostali. Niestety tylko na chwilę, bo później znów jest tak samo. Nie powiem, miałam radochę podczas oglądania czegoś na wzór jump scare'ów i świetnie ucharakteryzowanych trupów, jednak były to puzzle, które zupełnie nie pasowały do całej układanki.

REKLAMA

Mgła na granicy - recenzja filmu od Netfliksa

Bohaterką thrillera "Mgła na granicy" w reżyserii Edwina jest Sanja (Putri Marino), wielkomiejska detektywka, która zostaje wysłana z Dżakarty na Borneo w celu zbadania podwójnego morderstwa - okazuje się bowiem, że głowa jednej z ofiar została znaleziona przy ciele tej drugiej. Sanja będzie miała nie lada wyzwanie nie tylko z dojściem do prawdy - kobieta jest chroniona przed swojego nadopiekuńczego ojca-policjanta, co sprawia, że trudno jej będzie zyskać szacunek wśród swoich kolegów. Kolejny problem pojawia się również wtedy, gdy okazuje się, że na czele funkcjonariuszy stoi ich skorumpowany szef.

Partnerem Sanji zostaje Thomas (Yoga Pratama), lokalny oficer, którego zadaniem jest pomóc policjantce poznać nowe miejsce, ludzi ich zwyczaje. Śledztwo utrudnia fakt, iż morderstwo wydarzyło się na granicy Indonezji i Malezji. Bohaterka będzie musiała zatem poradzić sobie z malezyjskimi organami ścigania po drugiej stronie granicy, mieszkańcami, którzy milczą na temat sytuacji, a także odkryć sekret miejskiej legendy o czającym się w dżungli duchu komunistycznego przywódcy.

"Mgła na granicy"

Zaczęło się mocno i to była zachęta, żeby oglądać dalej. Pierwsza scena brutalnie wprowadziła w klimat całego filmu i tego nie można mu odebrać. Sytuacja polityczna i konflikt między graniczącymi państwami został świetnie przedstawiony, a wszystkiemu towarzyszyła mroczna i gęsta atmosfera nieokiełznanej dżungli. Pojawiły się co prawda przemaglowane motywy z horrorów w postaci zafałszowanych melodyjek, jednak dało się to przełknąć.

Bardziej natomiast raził w oczy fakt, że ten film był po prostu przegadany. Można było w zasadzie oglądać go jednym okiem bez większego skupienia, które co jakiś czas przerywały momenty znajdywanych w nieoczywistych miejscach ofiar (które były swoją drogą świetnie przedstawione). Produkcję ratowała nieco Putri Marino w roli Sanji, której z łatwością udało się wykreować ciekawą bohaterkę w męskim świecie.

Ciekawy zamysł i świetnie zbudowany klimat były pozytywnymi aspektami "Mgły na granicy", choć trzeba przyznać, że daleko jej do ideału. Mimo to produkcja wciąż jest warta polecenia, jeśli poszukujecie czegoś niezobowiązującego i lekkiego na wieczór - film cierpi na brak akcji i przegadane momenty, jednak ostatecznie można te mankamenty przełknąć dla mrocznej atmosfery i wykreowanego napięcia.

REKLAMA

O produkcjach Netfliksa czytaj w Spider's Web:

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA