Nowy "Pitbull" potwierdza, że Patryk Vega postanowił ostatecznie zmienić oblicze swoich produkcji. Nieistotne, czy to kolejny film spod szyldu "obnażania prawdy", czy też najnowsza odsłona popularnej serii kryminałów - najpopularniejszy polski reżyser dobro i zło w swoich dziełach zespala bezpośrednio z działaniem sił boskich i szatańskich.
OCENA
Nowy "Pitbull" zaczyna się sekwencją scen streszczająca historię Nosa (niepokojący Przemysław Bluszcz), głównego filmowego antagonisty, który przez długie lata będzie toczyć bój z Jackiem "Gebelsem" Gocem (w tej roli ponownie Andrzej Grabowski). Właściwa akcja rozpoczyna się jeszcze w latach dziewięćdziesiątych, kiedy to Nos - specjalista od materiałów wybuchowych - zaczyna współpracę z Pershingiem.
Gdy pewnego dnia podłożona na stacji benzynowej bomba zabija policyjnego sapera, komendant główny przydziela do sprawy Gebelsa z wydziału zabójstw. Policja zamierza za wszelką cenę pomścić zabójstwo jednego ze swoich; wkrótce Jackowi udaje się dopaść Nosa (już wtedy odpowiedzialnego za dziesiątki zamachów i ponad setkę porwań w całym kraju). Wówczas rozpoczyna się regularna wojna między kryminalistą a policjantem.
Po latach student informatyki Jarek, znany z serialu syn Gebelsa, z kolegami wpada na pomysł łatwego, ale dużego zarobku - inicjuje serię włamań do zamożnych domostw, które okrada po dezaktywacji alarmów i przy wykorzystaniu informatycznej wiedzy. Pewnego dnia "gang" plądruje dom należący do Nosa. Ten wyłapuje złodziei i stawia im ultimatum - w ciągu miesiąca mają mu dostarczyć olbrzymią kwotę, bo w przeciwnym wypadku zaczną po kolei umierać. Przerażony Jarek w końcu wyznaje ojcu prawdę, ten zaś staje przed wyborem - posłać syna do więzienia lub chronić go i wykorzystać wszystkie dostępne środki, by wykończyć Nosa.
Pitbull: recenzja nowego filmu Patryka Vegi
Nowy "Pitbull" cierpi na wyjątkowo nieprzekonujący scenariusz. Choć Vega sprawnie wiąże swoich bohaterów z prawdziwymi wydarzeniami i postaciami ("strzelający z ucha" Masa, zabójstwo Pershinga w Zakopanem, morderstwo komendanta głównego Policji Marka Papały), po przeniesieniu akcji do współczesności rozpoczyna festiwal niezwykle naciąganej gry między Gebelsem i Nosem. Reżyser bezwzględnie nagina logikę postępowania bohaterów (zwłaszcza przestępców), by dopasować je do planów Jacka. Te zaś nader często okazują się parafrazą wydarzeń biblijnych, a konkretnie Księgi Wyjścia.
Podobnie jak w przypadku "Small World", tak i tutaj Vega zdecydował się na silnie probiblijną narrację. W tym świecie głównym i ostatecznym bodźcem do dokonania zbrodni jest sam Zły, biorący we władanie serca tych, którzy go do nich wpuszczą. O ile jednak w poprzednim filmie reżysera motywy religijne były raczej dodatkiem (owszem, rozbrajającym swoją dosłownością, ale jednak), o tyle w nowym "Pitbullu" mniej więcej od początku drugiego aktu aż do samego końca Vega tłucze widzów po twarzach łopatą, faszerując ich pozbawionymi krzty subtelności analogiami do wydarzeń ze wspomnianej Drugiej Księgi Mojżeszowej. Reżyser jest tak dosłowny, jak tylko potrafi, przenosząc wątki opowieści o wyzwoleniu Izraelitów na grunt mafijno-policyjnych potyczek.
Patryk Vega upodabnia Nosa i Gebelsa do postaci biblijnych i nie bawi się w metafory. Gdy członkowie rosyjskiej mafii mają dokonać egzekucji na pracownikach tego pierwszego, Gebels rozkazuje swoim policjantom oznaczyć czerwoną farbą pokoje w hotelu, by zabójcy odróżnili sypialnie "dobrych" od "złych". Policjanci, dodajmy, noszą imiona Rafał, Gabriel i Michał. W innej scenie, gdy Gebels ratuje grupę studentów przed śmiercią, natchnionym tonem opowiada im o zbiorze zasad, których od teraz muszą przestrzegać, bo inaczej po nich "przyjdzie" - odwołując się do przekazania mojżeszowych tablic. Jakby tego było mało, Gebels niemal każdą ważniejszą decyzję konsultuje z duchownym (to samo zresztą robi Vega, pisząc swoje nowe scenariusze), a przez dwie trzecie filmu co chwila słyszymy głos lektora odczytującego fragmenty Exodusu - Jacek odsłuchuje bowiem biblijny audiobook z YouTube w każdej wolnej chwili. W pełnym skupieniu i z przymkniętymi oczami.
Nowy "Pitbull" to poważny w tonie (humor przepadł) i naprawdę przyzwoicie zrealizowany film (znakomite efekty pirotechniczne!). Niestety, poprzetykana okropnymi dialogami opowieść nieustannie potyka się o fabularne luki, powstałe na skutek upartego upychania jej w ramy biblijnego konceptu Vegi. Ostatnie dwa filmy reżysera można zatem nazwać religijnie nacechowanymi kryminałami klasy B - inna sprawa, że są to obrazy ze wszech miar lepsze od absolutnych nieporozumień noszących tytuły "Botoks", "Polityka" czy "Pętla".