"Ród smoka" dobił już do połowy 1. sezonu i większość widzów zgadza się, że produkcja na razie trzyma wysoki poziom. W międzyczasie da się też jednak dostrzec pierwsze podziały, które odpowiadają liniom konfliktu z samego serialu. Mnóstwo osób uważa, że Rhaenyra i Daemon są postaciami niemal bez skazy i przyjmują wszystkie ich czyny dosyć bezkrytycznie. A część fanek wręcz tę dwójkę obsesyjnie "shipuje".
Disney+ w rekordowo niskiej cenie. Subskrypcję możesz wykupić tutaj - tylko do 19.09.
Daemon Targaryen od samego początku jest chyba najbardziej kontrowersyjną postacią w całym 1. sezonie prequela. "Rod smoka" pokazał już jak na dłonie jego destrukcyjne tendencje oraz zakulisowe gierki wymierzone w brata i jego córkę. Dziwna dla większości mieszkańców Westeros (ale dosyć normalna dla Targaryenów) relacja między Daemonem a jego bratanicą miała swój "wielki moment" w 4. odcinku i ciąg dalszy w kolejnym.
Można odnieść wrażenie, że część fanów i (przede wszystkim) fanek produkcji tylko czekała na erotyczne zbliżenie między dwójką prominentnych członków rządzącego Siedmioma Królestwami rodu. Ostatecznie Daemon Targaryen wycofał się po kilku pocałunkach, a twórcy produkcji zasugerowali, że stało się tak z powodu jego impotencji. Wygląda jednak na to, że książę szybko pozbył się wyrzutów sumienia i aktywnie (choć jeszcze przeważnie po kryjomu) dąży do związku z Rhaenyrą.
W 5. odcinku Rodu smoka Daemon Targaryen posunął się do morderstwa.
Uwaga! Od tego miejsca znajdziecie spoilery z dzisiejszego epizodu serialu HBO.
Odcinek "Oświetlamy drogę" rozpoczyna się od długo wyczekiwanego debiutu lady Royce, którą jej mąż Daemon Targaryen obdarzył obraźliwym przydomkiem "Spiżowa suka". Dumna kobieta z Runestone udała się konno na polowanie, a po drodze natrafiła na wygnanego z dworu Daemona. Po krótkiej rozmowie intencje księcia wyszły na jaw, ale było już za późno. Targaryen zdenerwował konia swojej żony, który stanął dęba i podczas upadku całym swoim ciężarem przygniótł lady Royce. Rhea jeszcze żyła, ale całe jej ciało zostało zdruzgotane.
W pierwszej chwili wyglądało na to, że Daemon będzie chciał zostawić ją w takim stanie, ale prowokacyjny komentarz ze strony małżonki sprowokował go do wzięcia w ręki kamienia i roztrzaskania jej czaszki. Warto zauważyć, że mamy tutaj do czynienia z innym i bardziej klarownym scenariuszem niż ten z książki.
W 1. tomie serii "Ogień i krew" czytamy, że Rhea Royce spadła z konia w trakcie polowania z sokołem i roztrzaskała głowę o kamień. Przez kolejnych dziewięć dni leżała w łożu, a gdy po tym czasie wstała (podobno poczuła się lepiej) godzinę później przewróciła się martwa. George R.R. Martin (a w zasadzie służący tam za jego alter ego arcymaester Gyldayn) nigdzie nie pisze tam, że Daemon był zaangażowany w śmierć żony, choć takie podejrzenie oczywiście istnieje.
"Ród smoka" jak na dłoni pokazuje okrucieństwo Daemona, a jego fanki i tak mają w oczach serduszka.
Nie sposób wymienić wszystkich postów z cyklu "Rhaenyra x Daemon" opublikowanych po 4. epizodzie w mediach społecznościowych, ani zaprezentować wam każdego filmiku na YouTubie pokazującego sceny między tą dwójką z podkładem jakiejś romantycznej popowej piosenki. Internet został wręcz zalany tego typu "wykwitami" fanowskiego entuzjazmu.
Szczerze zastanawiam się jednak, czy ich autorki (bądźmy szczerzy, więcej tego typu postów i komentarzy wrzuciły kobiety) w jakikolwiek sposób zmienią swoją opinię o Daemonie po tym, jak z zimną krwią zamordował własną żonę. A może potraktują to jako kolejny dowód jego wielkiej miłości do własnej bratanicy? Sądząc po komentarzach publikowanych na fanowskich forach, gdzie na temat sceny między księciem i księżniczką z 5. odcinka padają takie określania jak "złapał ją za szyję tak władczo", "Daemon fire", "napięcie między nim i Rhaenyrą tak odczuwalne, że wow" i "mega ciary", raczej to drugie.
Nie chcę zaczynać tutaj dyskusji na temat etyczności takiego związku, ani braku pełnej świadomości nastoletniej wciąż Rhaenyry. Całą sytuację można oceniać różnie, a koniec końców moralność panująca w Westeros po prostu nie odpowiada tej, którą kierujemy się w realnym świecie w 2022 roku. Tym bardziej nie widzę powodu, by opowiadać się po którejś ze stron w szerszym konflikcie między Zielonymi i Czarnymi. Wydaje mi się, że George R.R. Martin w "Ogniu i krwi" w bardzo inteligentny i niewymuszony sposób pokazał gigantyczne okrucieństwo po obu stronach Tańca Smoków.
Z tego powodu kibicowanie im niczym drużynom sportowym raczej mnie nie kusi. Mam natomiast szczerą nadzieję, że przynajmniej część widzów dostrzeże ohydną i godną potępienia stronę Daemona Targaryena. To naprawdę nie jest żaden przystojny książę z bajki, na widok którego warto podnosić okrzyki radości. Tym bardziej nie tuż po tym, jak zabija kompletnie niewinną kobietę.
Publikacja zawiera linki afiliacyjne Grupy Spider's Web.