REKLAMA

Ukochany serial widzów zakończony filmem. Netflix zrobił to dobrze

Gdybym miał wskazać ten lepszy serial o wikingach, bez wahania wybrałbym "Upadek królestwa". Opowieść o Uhtredzie z Bebbanburga ma swoje wady, ale to, co od początku robiła dobrze, pozostało siłą serii aż do samego jej końca, czyli pełnometrażowego filmu Netfliksa pt. "Siedmiu królów musi umrzeć".

siedmiu królów musi umrzeć netflix recenzja opinie upadek królestwa
REKLAMA

Siedmiu królów musi umrzeć” to film Netfliksa, który wieńczy opowiedzianą na przestrzeni pięciu sezonów serialu historię Uhtreda zatytułowaną „Upadek królestwa”. Ten świetnie oceniany dramat historyczny jest adaptacją serii powieści Bernarda Cornwella pt. „The Saxon Stories”. Jego akcja rozgrywa się na przełomie IX i X wieku, gdy Anglia była jeszcze podzielona na siedem niezależnych królestw. Gdy Anglosasów zaatakowali Danowie, Wessex zostało całkowicie osamotnione. Rodzina wikingów przygarnęła sierotę po saksońskim szlachcicu, wspomnianego Uhtreda, czyli głównego bohatera tej opowieści. Z czasem młody wojownik dołącza do armii króla Alfreda Wielkiego, wspierając go w stawianiu oporu najeźdźcom. W przyszłości planuje odzyskać tytuł i ziemię, które mu się należą. 

Pierwszy sezon debiutował w 2015 roku - produkowany wówczas przez BBC2 serial spotkał się z ciepłym przyjęciem widzów i dziennikarzy. Większą popularność udało mu się jednak zdobyć dopiero wraz z debiutem w ofercie Netfliksa; streamingowy gigant przejął bowiem prawa produkcyjne po drugiej serii. Netflix zrealizował kolejne trzy odsłony, by nagle obwieścić zakończenie projektu. Pocieszeniem dla rozczarowanych fanów miało być dwugodzinne, filmowe zwieńczenie sagi Uhtreda. Choć 5. sezon serialu poodmykał większość wątków, a fabuła filmu to w pewnym sensie opowieść „bonusowa”, jest ona - w moim odczuciu - skierowana przede wszystkim do znających cykl fanów. Oglądanie jej bez znajomości wcześniejszych wydarzeń nie jest wykluczone, ale raczej pozbawione większego sensu.

REKLAMA

Siedmiu królów musi umrzeć - recenzja filmu Netfliksa

Król Edward nie żyje - rozpoczyna się walka o koronę. Rywalizujący ze sobą dziedzice i najeźdźcy chcą przejąć władzę. Nowy sojusz prosi o pomoc Uhtreda, ten zaś musi dokonać wyboru: wspomóc tych, na których mu zależy, czy zrealizować swoje największe marzenie i stworzyć zjednoczoną Anglię.

„Siedmiu królów musi umrzeć” to w gruncie rzeczy serce i esencja „Upadku królestwa”. Dosłownie: nie sposób nie odnieść wrażenia, że dwugodzinny obraz to zredukowana, rozplanowana wcześniej na cały sezon fabuła. Czuć to w zawrotnym tempie akcji i w pewnych scenariuszowych skrótach. Rzuca się w oczy, ale, na szczęście, nie psuje frajdy z całości.

Film Netfliksa - podobnie jak serial - zręcznie przeplata wydarzenia fikcyjne i autentyczne, dbając przy okazji o inscenizacyjną wiarygodność. Całość wygląda i brzmi świetnie, a i sceny batalistyczne nie zawodzą. Budżetu raczej nie brakowało: walki zrealizowane są z rozmachem, a przy tym przekonujące, emocjonujące, momentami wręcz zaskakujące okrucieństwem. Potyczka pod Brunanburh to kawał wzorowej małoekranowej batalistyki.

Czytaj także:

REKLAMA

Siłą serii zawsze byli bohaterowie - interesujący, charyzmatyczni, niepokojący - i tak jest też tutaj. To pełnokrwiste charaktery, na barkach których spoczywa portretowanie jednego z najciekawszych wątków produkcji - społecznego wymieszania się wyznań i tożsamości. „Siedmiu królów musi umrzeć” pochyla się nad podejściem do religii, kultury i seksualności, prezentując szeroki wachlarz światopoglądów i motywów. I mimo tego, że twórcy nie kryją swojego zainteresowania analogiami między teraźniejszością a wydarzeniami sprzed ponad tysiąca lat, zręcznie unikają uwspółcześnień i anachronizmów, przedstawiając realistyczny portret mentalności tamtych czasów. Ogląda się to naprawdę dobrze - myślę, że Netflix dał „Upadkowi królestwa” godny, mięsisty finał. 

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA