4. sezon "Stranger Things" będzie jak "Gra o tron". Zapowiada się istny pocałunek śmierci
Pomysłodawcy i showrunnerzy "Stranger Things" bracia Duffer wyznali oficjalnie, że przedostatni sezon ich serialu będzie jak "Gra o tron". Z oczywistych względów takie porównanie wywołało sporo dyskusji i kontrowersji w fandomach obu produkcji. Dla wielu widzów brzmi to niemal jak pocałunek śmierci dla "Stranger Things". Ale wbrew pozorom wcale nie oznacza, że 4. sezon serii Netfliksa będzie nieudany niczym zakończenie "Gry o tron".
"Stranger Things" i "Gra o tron" to tytuły cieszące się równie wielką, wręcz globalną popularnością, ale obie produkcje w rzeczywistości łączy bardzo niewiele. "Gra o tron" zaadaptowała bogaty i rozległy świat znany z prozy George'a R.R. Martina, a dzieło braci Duffer powstało na bazie zupełnie świeżego i oryginalnego scenariusza. Swego czasu były co do tego wątpliwości, ale zarzuty o plagiat przeciw parze twórców ostatecznie wycofano.
Dodatkowo "Stranger Things" zawdzięcza swój sukces w dosyć wyraźny sposób nostalgii za produkcjami z lat 80. i 90. George R.R. Martin w swoim powieściowym cyklu woli burzyć ustalone konwencje niż grać w ich rytmie, a "Gra o tron" przez kilka początkowych sezonów podążała tym samym tropem. Gdy połączmy to z zupełnie różną estetyką i miejscem akcji, wyjdą nam dwa seriale mające naprawdę niewiele wspólnego ze sobą. Właściwie poza jednym - oba nie były w stanie do końca spełnić drzemiącego w nich potencjału.
Dlaczego bracia Duffer porównali 4. sezon "Stranger Things" do "Gry o tron"? To skomplikowane.
Porównanie padło w trakcie niedawnego panelu twórczego organizowanego przez portal Deadline. Jednym z najważniejszych wydarzeń dnia był tam właśnie występ Rossa i Matta Dufferów w towarzystwie aktorki Winony Ryder. Twórcy opowiedzieli o pracy nad 4. sezonem i wyjaśnili, dlaczego fani muszą na niego aż tak długo czekać. Właśnie w tym kontekście Matt Duffer wspomniał o "Grze o tron", a jego brat szybko podchwycił temat:
Żartobliwie nazywamy 4. część "naszym sezonem w stylu Gry o tron", ponieważ jest tak bardzo rozciągnięty na różne miejsca. To jest w nim najbardziej unikalne.
- wyjaśnili bracia Duffer.
Rodzina Joyce Byers jest teraz w Kalifornii. Zawsze chcieliśmy wykorzystać podmiejską estetykę rodem z "E.T.", co w tym roku w końcu udało się na pustyni. Oprócz tego mamy Hopper w Rosji i grupę bohaterów pozostających w Hawkins. Te trzy wątki są ze sobą powiązane, ale mają zupełnie inne tony. Nie wiedzieliśmy jak wielki zrobi się ten sezon. Dopiero w połowie zdaliśmy sobie sprawę, ile historii chcemy tutaj opowiedzieć. "Gra o tron" była dla nas jednym z punktów odniesienia, ale jeszcze bardziej chodziło o objawienie czegoś i danie widzom odpowiedzi
Widać więc wyraźnie, że twórcy "Stranger Things" porzucą część swoich dotychczasowych metod, by przygotować sezon o większym zasięgu i ambicjach. Deklaracje ze strony showrunnerów osobiście bardzo mnie cieszą. Nigdy nie byłem olbrzymim fanem produkcji Netfliksa, ale swoista czara goryczy przelała się po 3. części. "Stranger Things" opowiedziało wówczas po raz trzeci w zasadzie identyczną historię, pokazując tym samym jak bardzo boi się wyjścia poza swoją strefę komfortu. Dufferowie na wzór J.J. Abramsa zarysowali atmosferę tajemniczości, ale w kółko odmawiali udzielenia odpowiedzi na najbardziej podstawowe pytania. Wydaje się, że nareszcie zdali sobie z tego sprawę.
"Gra o tron" porzuciła swoje ambicje, gdy tylko zaczęły ciążyć twórcom. "Stranger Things" zrobiło na odwrót.
Świat Westeros i Essos faktycznie był bardzo rozległy i wizualnie różnorodny. W trakcie pracy nad ostatnimi trzema sezonami David Benioff i D.B. Weiss zdali sobie jednak sprawę, że chcą jak najszybciej zamknąć ten rozdział swojej kariery. Dlatego zaczęli masowo wycinać poboczne wątki obecne w "Pieśni lodu i ognia", wygładzili całą historię do poziomu standardowego fantasy, a na dokładkę pozwolili jeszcze podróżować swoim bohaterom przez kontynenty z prędkością światła. Wszyscy wiemy, jaki był finał takiej strategii. Ale tylko dlatego, że "Gra o tron" skończyła jako pośmiewisko, podobny los nie musi czekać "Stranger Things".
Nie wyklucza to oczywiście istnienia pewnych pułapek i zagrożeń. Mam pewne wątpliwości, czy w sumie dosyć naiwny serial pokroju "Stranger Things" będzie w stanie unieść na swoich barkach wiele różnorodnych wątków i lokacji. Połączenie ich w zgrabną całość nie wypali, jeśli choć jedna z nitek fabuły okaże się pozbawiona sensu lub zwyczajnie nudna. Tak wyraźne przeobrażenie mającego swój styl serialu na bazie jednego lub nawet dwóch sezonów jest dosyć ryzykowne. Tegoroczna dwuczęściowa premiera "Stranger Things" ma być przecież "początkiem końca".
"Gra o tron" rozłożyła swoją przemianę na trzy i pół sezonu, dzięki czemu wielu fanom łatwiej było przełknąć początkowe zmiany na gorsze. "Stranger Things" teoretycznie zmierza ku lepszemu, ale z pewnością nie wszystkim widzom spodoba się obrana przez twórców ścieżka. Nie wspominając o tym, że wypchany po granice scenariusz może zwyczajnie nie wytrzymać takiego natłoku wydarzeń. Próba zrobienia serialu na wzór "Gry o tron" jest olbrzymim wyzwaniem, o czym przekonały się takie produkcje jak "Wiedźmin" czy "See". Wolę jednak, by "Stranger Things" poległo w trakcie tej ambitnej próby, niż dało widzom po raz czwarty tę samą (coraz bardziej niestrawną) opowieść. Pierwszy zwiastun daje wyraźne światełko w tunelu i nadzieję, że ten zły los nie czeka jednak nowego sezonu jednego z najpopularniejszych seriali Netfliksa.