REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. VOD

Koniec wymówek. Przed Halloween trzeba wykupić dostęp do Amazon Prime Video dla tej antologii horrorów

Na Amazon Prime Video dostępne są już dwie odsłony serii "Welcome to the Blumhouse". Powinien zapoznać się z nimi każdy miłośnik kina grozy, szczególnie że maraton tych filmów będzie idealną opcją na spędzenie nadchodzącego Halloween.

28.10.2021
13:12
welcome to the blumhouse prime video horrory na halloween
REKLAMA

Hollywood dobrze wie, jakie horrory lubimy. Wyniki box-office’u i pozytywne recenzje nie kłamią. Wszyscy rozpływamy się nad alegoriami w filmach Jordana Peele’a, wsłuchujemy się w głosy mówiące o kondycji rodziny w "Cichym miejscu", a nawet chętnie pędzimy na "Piłę", aby odczytywać ją w kontekście ataków na World Trade Center. Czasami jednak dobrze jest popatrzeć, jak Tom Savini wbija śrubokręt w oko żywego trupa symbolizującego konsumpcjonizm w "Świcie żywych trupów". Czasami jednak o wiele lepiej jest zobaczyć odciętą głowę zbliżającą się wyciągniętym jęzorem do krocza panikującej kobiety w "Reanimatorze", czy śmiać się z małposzczura roznoszącego wirusa w "Martwicy mózgu". Każdy, kto widział "Morderczą oponę", wie, że takie ekranowe bezsensy należy celebrować.

Bez powodu. Wiele rzeczy w filmach, a szczególnie horrorach, dzieje się bez powodu, tylko ku naszej uciesze. Blumhouse dobrze o tym wie, chociaż nie zawsze robi z tej wiedzy właściwy użytek. Wytwórnia potrafi zanudzić na śmierć kolejnymi częściami "Paranormal Activity" czy "Nocy oczyszczenia". Nie ma też problemu z wykastrowaniem charakternego oryginału, serwując nam remake "Martyrs", a nawet nadużywaniem snapchatowych filtrów w "Prawdzie czy wyzwaniu". Na każdy dobry film sygnowany ich logiem, przypadają ze trzy nieudane. Powód takiego stanu rzeczy jest całkiem prosty - zamiast celebrować bezsens, lubią przekazywać absurd z pełną powagą. Udając, że mają nam coś do powiedzenia, wpisują mizerne gatunkowe atrakcje w melodramatyczne scenariusze.

REKLAMA

Welcome to the Blumhouse

Gdy pierwszy raz usłyszałem o projekcie "Welcome to the Blumhouse", podszedłem do niego z niepokojem i dystansem. Świetny pomysł wyjściowy - w ramach jednego sezonu dostajemy cztery połączone tematycznie pełne metraże wydawane w dwóch transzach po dwa filmy - brzmi nieźle, ale to jednak Blumhouse. W dodatku pierwsze rozdanie ma się kręcić wokół rodziny. Aha. Znowu będzie bełkot, tani melodramatyzm i gatunkowy marazm. Chciałem wierzyć, że się mylę, ale gdy sięgnąłem po antologię okazało się, że… miałem rację.

Pierwsze dwa double feature’y nie mają zbyt wiele do zaoferowania. Chociaż muszę zaznaczyć, że "Kłamstwo" może poszczycić się twistem, którego w swoich najlepszych latach nie powstydziłby się M. Night Shyamalan, a "Black Box" ogląda się niczym zaginiony odcinek "Czarnego lustra" z czasów przerwy między trzecim a czwartym sezonem, kiedy to serial przechwytywał Netflix. "Evil Eye" i "Nocturne" to już zwykłe przeciętniaki, którymi bez problemu można zapełnić repertuar multipleksów w okresie ogórkowym. A to przecież seria filmów telewizyjnych. Chcielibyśmy czegoś na kształt produkcji The Asylum puszczanych na SyFy. No nie przy Blumhouse.

Welcome to the Blumhouse/Black Box/zwiastun

Przetrwałem pierwsze cztery filmy tylko po to, żeby wiedzieć, co tam w horrorze piszczy. Niewiele. Do drugiego, tegorocznego sezonu podszedłem więc z takim samym dystansem co do pierwszego. A to już zupełnie inna para kaloszy. Tym razem tematem wspólnym są instytucje. Twórcy mówią więc o gentryfikacji ("Piekielne bingo", "Black as Night"), domostwach ("Madres") czy domach opieki ("The Manor"). I chociaż wciąż nie są to idealne filmy, to sprawiają o wiele więcej radości.

Zabawa w horror

Jakież było moje zdziwienie, gdy włączyłem "Piekielne bingo", a w miejscu zwyczajowego rozmemłania, zauważyłem B-klasowy charakter. Ok, twórcy niby mówią o gentryfikacji, niby chcą coś powiedzieć o ludzkiej chciwości, niby uciekają w klisze o tym, jak ważne jest poczucie wspólnoty, ale potrafią robić to poprzez kiczowate atrakcje. Jakbyśmy dorwali VHS-a z dolnej półki lokalnej wypożyczalni. Oto bowiem w małym miasteczku zjawia się Mr. Big – tajemniczy biznesman, w domyśle sam diabeł. Rozbudza on w mieszkańcach najgorsze instynkty, oferując wysokie wygrane w bingo. Wiemy, jak to się skończy. Ludzie będą ginąć w brutalny sposób, aż miejscowa bohaterka się z nim nie rozprawi. I rety, jest tu na co popatrzeć.

Welcome to the Blumhouse/Bingo Hell/zwiastun

"Piekielne bingo" świetnie hołduje zasadzie bez powodu. To czysta rozrywka, dlatego z przyjemnością patrzy się na rozpadające twarze i brutalne śmierci. Nie ma tu fajerwerków, ale ogląda się tytuł z niesłabnącą fascynacją. Podobnie rzecz ma się z "Black as Night". Chociaż w tym wypadku mamy już do czynienia z filmem otwarcie zaangażowanym społecznie, to twórcy dobrze wiedzą, jak bawić się w horror. Bez zbędnego nadęcia opowiadają o czarnoskórej nastolatce w Nowym Orleanie walczącej wraz z przyjaciółmi z wampirami. Dużo tutaj humoru i gatunkowych atrakcji. Znowu – nic odkrywczego, ale jakże odżywczego po tych wszystkich "Nocnych kłach".

Później "Welcome to the Blumhouse" znowu zjeżdża na niewłaściwe tory. "Madres" to typowy przeciętniak. Spokojnie można go sobie odpuścić, ale nie należy rezygnować z dalszego odkrywania serii. "The Manor" zabiera nas bowiem do pewnego domu opieki, w którym doprowadza się ludzi do obłędu – żeruje na resztkach ich sił. Nie jest to obraz demencji porównywalny z tym, co widzieliśmy w "Ojcu", ale twórcy mają nam coś do powiedzenia i potrafią zbudować odpowiedni klimat. Nie jest to już typowa B-klasówka, więc może sprowokuje zmusi was do jakichś przemyśleń.

REKLAMA

Welcome to the Blumhouse na Amazon Prime Video

Wychodzi więc na to, że nieważne, czy uważacie Jasona Blumhouse’a za wizjonera horroru, czy pretensjonalnego pustaka. W "Welcome to the Blumhouse" każdy miłośnik kina grozy znajdzie coś dla siebie. Warto więc podjąć wyzwanie. Filmy te będą jak znalazł na nadchodzące Halloween. I nie zapłacicie wiele za dostęp do nich. Przecież Prime Video kosztuje teraz 49 zł za rok. Nic tylko bawić się z twórcami w horror i pozwolić sobie poczuć tanie dreszcze.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA