Chcieli Clinta Eastwooda jako Batmana, byłoby mrocznej niż u Nolana. Żałuję, że ten film nie powstał
Żałujcie, że ten film nigdy nie powstał. Przy "Batmanie" Aronofsky'ego filmy Burtona wyglądałyby jak bajeczki. Tu Clint Eastwood mógłby zagrać Batmana, a Gotham City kręcone byłoby w Tokio. Gdyby Darren Aronofsky zrealizował swój film, moglibyśmy dostać przełomowy film na podstawie komiksów.
Clint Eastwood w roli Batmana? Tokio jako Gotham City? Darren Aronofsky i Frank Miller mieli mnóstwo szalonych pomysłów na swoją adaptację przygód Mrocznego Rycerza. Ich "Batman" miał sprawić, że produkcje sygnowane nazwiskiem Tima Burtona wyglądałyby jak bajki dla dzieci. Projekt nigdy jednak nie doszedł do skutku.
Zanim Darren Aronofsky w ogóle mógł wziąć we własne ręce przyszłość Batmana, jeden z najpopularniejszych komiksowych bohaterów musiał wpaść w olbrzymi kryzys. Pamiętacie "Batmana i Robina"? Tak, to ten film, w którym Mr. Freeze chciał ochłodzić planetę, Poison Ivy pragnęła zasadzić więcej roślin, a my i tak kibicowaliśmy przebranemu za nietoperza bogatemu właścicielowi korporacji. Lata 90. były bowiem dziwne dla fanów Człowieka Nietoperza. Jeszcze w 1989 roku Tim Burton dał nam "Batmana". Okazał się on olbrzymim sukcesem, równie komercyjnym. Na fali jego popularności reżyser stworzył jednak jeszcze bardziej mroczny i pokręcony "Powrót Batmana".
Klimat tej produkcji wystraszył Warner Bros. Hollywoodzkie studio zatrudniło więc Joela Schumachera, aby sprawił, że zabawki na licencji serii będą dobrze komponować się z Happy Mealami w McDonald's. Fani jakoś jeszcze przełknęli "Batmana Forever". "Batman i Robin" był już jednak aż nadto kreskówkowy i campowy. Swoją stylistyką za bardzo przypominał "Batmana" z Adamem Westem, a do tego spod kostiumu głównego bohatera przebijały się sutki grającego go aktora. Film na siebie zarobił, ale jego box office'owy wynik i tak zawiódł oczekiwania Warner Bros. Wytwórnia doszła do wniosku, że czas zrewitalizować kinową markę Człowieka Nietoperza.
Joel Schumacher był przekonany, że zabił filmową serię przygód Batmana. Miał jednak nadzieję na realizację jeszcze jednego tytułu. Nie tylko chciał, aby jego kolejna produkcja nie była rozbuchana w takim stopniu co "Batman i Robin", ale też pragnął oddać większą sprawiedliwość ówczesnym komiksom z Mrocznym Rycerzem. Za główną inspirację wybrał sobie "Batmana. Rok pierwszy" Franka Millera. Projekt nie doszedł do skutku, bo w oko Warner Bros. szybko wpadł inny reżyser.
Darren Aronofsky chciał zrobić Batmana
Darren Aronofsky tyle co wypuścił swój pełnometrażowy debiut "Pi", a już dostał od wielkiej wytwórni pytanie, jak podszedłby do filmowej wersji przygód Batmana. W książce "Tales From Development Hell: The Greatest Movies Never Made?" Davida Hughesa, reżyser wspomina tę sytuację następująco:
Chociaż Darren Aronofsky mówi pół żartem, pół serio, prawdą jest, że zainteresował swoim pomysłem decydentów z Warner Bros. Po tym jak seria filmowych przygód Człowieka Nietoperza zwróciła się w stronę estetyki campu, on chciał, aby na powrót stała się poważna. Pragnął ją nawet nasączyć brutalnym realizmem. Swój projekt widział bowiem jako połączenie "Życzenia śmierci" lub "Francuskiego łącznika" z Batmanem. Zdjęcia miały odbywać się na ulicach całych Stanów Zjednoczonych, zamiast w hollywoodzkim studiu. Tak jak Joelowi Schumacherowi marzyła mu się adaptacja "Roku pierwszego", bo tam właśnie "Gordon jest jak Serpico, a Batman przypomina Travisa Bickle" z "Taksówkarza.
Na pokładzie projektu znalazł się scenarzysta "Roku pierwszego" Frank Miller. Obaj twórcy dobrze się znali, bo już wcześniej wspólnie pracowali nad niezrealizowaną adaptacją wcześniejszego komiku tego ostatniego pt. "Ronin". Teraz zasiedli do pisania scenariusza nowego Batmana, w którym, słowami reżysera, chcieli odpowiedzieć na pytanie: "Co sprawia, że mężczyzna zakłada rajtuzy, aby walczyć z przestępczością?" O dziwo ich pomysł został zaakceptowany przez Warner Bros. Studio nie było jednak gotowe na to, co miało nadejść.
"Batman" Aronofsky'ego to było oryginalne spojrzenie na mitologię Mrocznego Rycerza
Darren Aronofsky i Frank Miller postanowili skorzystać z licentia poetica i odeszli od powszechnie znanej mitologii Człowieka Nietoperza. Według ich scenariusza Bruce Wayne nie od razu korzysta z odziedziczonej fortuny. Zamiast tego po morderstwie rodziców zostaje przygarnięty przez mechanika prowadzącego skromny warsztat. Pomagając przybranemu ojcu, główny bohater spotyka cały przekrój społecznego marginesu - prostytutki, alfonsów, naciągaczy i skorumpowanych gliniarzy. To sprawia, że decyduje się samemu wymierzać sprawiedliwość w Gotham City.
Darren Aronofsky i Frank Miller mieli wiele ciekawych pomysłów na swój film o Batmanie. W ich projekcie nie zabrakłoby odniesień do "Roku pierwszego". James Gordon miał więc ratować dziecko z rąk przestępców, zostać pobitym przez skorumpowanych policjantów, a nawet podejrzewać, że Harvey Dent jest Człowiekiem Nietoperzem. Jakby tego było mało, twórcy planowali też masę easter eggów. Puszczeniem oczka do fanów superbohatera miało być pojawienie się chichoczącego, zielonowłosego pacjenta Azylu Arkham. Mówiąc w skrócie, według zapewnień reżysera: przy tej produkcji "Batman" i "Powrót Batmana" Tima Burtona "wyglądałyby jak kreskówka":
Jak przyznaje Darren Aronofsky, Warner Bros. chyba od początku wiedziało, że nie może sobie pozwolić na ten projekt. W opinii reżysera, całkiem słusznie, bo nie mogłoby zarabiać na merchandisingu dla dzieci. Twórca miał jednak nadzieję, że jego projekt rozpocznie nowy trend i wytwórnia zacznie wypuszczać z jednej strony produkcje dla młodszych widzów, a z drugiej tytuły skierowane do dorosłych - z mniejszym budżetem i potencjałem komercyjnym. Tak się jednak nie stało.
Historia filmów z Batmanem mogła wyglądać inaczej
W czasie, gdy Darren Aronofsky i Frank Miller pracowali nad scenariuszem, wielką popularnością cieszyły się animacje osadzone w świecie Batmana. Warner Bros. inwestowało w rozwój tej dziedziny, serwując widzom nawet pełnometrażowe spin-offy słynnego serialu Bruce'a Timma i Erica Radomskiego (pierwszym z czterech było "Mask of the Phantasm") oraz siostrzane tytuły pokroju "Batman przyszłości". Ta ostatnia wymieniona produkcja miała nawet doczekać się swojej aktorskiej wersji. Nigdy jednak do tego nie doszło.
Ekranowe przygody Człowieka Nietoperza przez niemal dekadę ograniczały się do animacji. Na film aktorski musieliśmy czekać do 2005 roku, kiedy to pojawiła się pierwsza część trylogii Mrocznego Rycerza. Chociaż wszyscy zachwycaliśmy się wizją Christophera Nolana, pojawia się żal, że Warner Bros. nie było na tyle odważne, aby dać zielone światło projektowi Darrena Aronofsky'ego i Franka Millera. Dzięki ich filmowi historia kinowych przygód Batmana mogłaby rysować się dzisiaj zupełnie inaczej. Czy lepiej czy też gorzej, pozostaje już pytaniem otwartym.
*Przy pisaniu tego tekstu korzystałem z informacji zawartych w książce "Tales From Development Hell: The Greatest Movies Never Made?" Davida Hughesa. Z niej pochodzą również wszystkie przywołane cytaty.
Tekst opublikowano w sierpniu 2022 r.