REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. VOD
  3. Netflix

Zapnijcie pasy. "Black Knight" od Netfliksa zafunduje wam jazdę w stylu "Mad Maxa". Recenzja

Nowy koreański serial Netfliksa nie bawi się w półśrodki - to pędzące na złamanie karku postapo czerpie z najlepszych przedstawicieli gatunku, z "Mad Maxem" na czele. Wady? Och, kilka się znajdzie. Co nie zmienia faktu, że "Black Knight" potrafi zapewnić rozrywkę, od której trudno się oderwać.

12.05.2023
16:33
black knight netflix serial recenzja opinie postapo
REKLAMA

"Black Knight" Netfliksa zabiera nas do postapokaliptycznej Korei AD 2071. Cztery dekady wcześniej kometa zderzyła się z Ziemią, w efekcie czego większość kontynentów została zalana, a Półwysep Koreański zmienił się w pustynię. Zagładę przetrwał zaledwie jeden procent populacji. Ocalałym potrzeba było nowego porządku, zasad i sprzętu - wynalazków dopasowanych do odmiennych warunków i potrzeb. Tak zwany Rdzeń Powietrzny zmienia oksyanion w tlen, ale jego ograniczone zasoby spowodowały podział społeczeństwa na dystrykty - klasyczną piramidę warstw społecznych.

Najliczniejsze grono pechowców wiedzie nędzne życie jako uchodźcy. Niektórzy, wykończeni dyskryminacją, głodem i niedoborem tlenu, wybrali drogę myśliwych - plądrują i rabują. Ich celem często bywają kurierzy, zahartowane i zdolne jednostki, które dostarczają tlen i towary utrzymujące ludzi przy życiu. Kurierzy muszą walczyć z pustynią i zanieczyszczonym powietrzem, nieustannie odpierając ataki, by dotrzeć do celu na czas. Niektórzy oddaliby wszystko, by zostać kurierami - dla wielu to jedyna szansa na przetrwanie.

Legendarny dostawca 5-8, przedstawiciel potężnych Mrocznych Rycerzy, bada sprawę budowy nowego osiedla. Na swojej drodze spotyka Sa-wola: uchodźcę, który marzy o pójściu w jego ślady. Sa-wol wie, że dzięki temu ma szansę zdobyć pożywienie i poprawić swój los.

REKLAMA
Black Knight - Netflix

Black Knight: recenzja serialu Netfliksa

Serialowa adaptacja webtoona Lee Yun-kyuna pt. "Delivery Knight" nie traci czasu - po krótkiej lekcji historii najnowszej i szybkim zapoznaniu widza z kondycją współczesnej Korei, od razu wrzuca nas w wir akcji i intrygi. I dobrze, bo to właśnie one - z naciskiem na akcję, rzecz jasna - stanowią siłę "Black Knighta". Serialu głupawego (choć bynajmniej nie za sprawą indolencji scenarzystów), rozbuchanego i przerysowanego w sposób, który sprawia satysfakcję. To uczciwa produkcja, w której najważniejsze są pościgi, starcia i kozactwo 5-8.

Świat przedstawiony - choć mroczny i nieprzyjazny - ma przy okazji cudownie kreskówkowa naturę. Twórcy nie zapomnieli o internetowych korzeniach tytułu i choć nie szczędzą widzom ponurych, dystopijnych wizji, ani na moment nie rezygnują z komiksowej energii. Porównania do "Mad Max: Na drodze gniewu" nie są przypadkowe i jakkolwiek "Knightowi" daleko do tego arcydzieła, perły blockbusterowego widowiska, to z pewnością dostrzeżecie kilka wspólnych cech. Dobrych cech.

Czytaj także:

REKLAMA

"Black Knight" składa się z sześciu odcinków, w związku z czym, siłą rzeczy, czasem gubi tempo - a wtedy, niestety, nie jest już tak pociągający. Gdy akcja zwalnia, poszczególne głupotki czy niekonsekwencje zaczynają nieco razić, na szczęście przez zdecydowaną większość czasu widz czuje się raczej... oczarowany. A gdy docieramy do momentu, w którym opowieść skupi się na kluczowym dla bohaterów powstaniu, wnet zapominamy o Bożym świecie. W tym momencie podróż z bohaterami koreańskiej produkcji staje się tak satysfakcjonująca, że łatwo wybaczyć jej rozmaite potknięcia (w tym, cóż, niemało technicznych niedociągnięć; tytuł jest bardzo nierówny wizualnie). Cóż, przynajmniej ja wybaczyłem.

W moim odczuciu to po prostu wzorowy akcyjniak. Stawka jest duża, napięcie rośnie, bohaterki i bohaterowie (okej, tych pierwszych nie ma zbyt wiele) nie irytują; sympatyzujemy z głównymi postaciami, kibicujemy im i chcemy się przekonać, jak skończy się ich przygoda. Wszystko na swoim miejscu. 

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA