REKLAMA

Obejrzałem serial Netfliksa, który wkurzył Rycha Peję

„Cały ten rap”, nowy miniserial Netfliksa skupiający się - przynajmniej z założenia - na drodze, jaką gatunek, scena i cała związana z nimi kultura przebyły od swoich początków aż po lata 20. XXI wieku, imponuje liczbą zaangażowanych w projekt postaci. Przekrój raperów, raperek, producentów, wokalistek czy dziennikarzy jest naprawdę szeroki, szkoda tylko, że całość - być może między innymi za sprawą tego nadmiaru - jedynie prześlizguje się po całej tej złożonej, wielowątkowej historii. Nie dziwię się reakcji Rycha Pei. 

cały ten rap netflix 2024 recenzja serial peja opinie
REKLAMA

To nie tak, że dokument „Cały ten rap” okazał się jedną wielką pomyłką. Jest tu niemało dobra, dzięki któremu ostatecznie przedarłem się przez wszystkie sześć epizodów - a pisząc „dobro” mam na myśli przede wszystkim wielu świetnych i cenionych przeze mnie artystów, których komentarzy byłem autentycznie ciekaw (jakkolwiek ich pokaźna liczba ostatecznie okazała się wadą, ale o tym później).

W serialu usłyszycie raperów-prekursorów, którzy dosłownie budowali podwaliny gatunku w naszym kraju (m.in. wspomniany Peja, Vienio, Włodi, Ero, Sokół, Mes czy Pezet). Inni wkroczyli na scenę już w XX w., ale niewątpliwie można ich nazwać młodszymi weteranami (Solar, Białas, Ryfa Ri), a jeszcze inni działają w branży krócej niż dekadę (Avi, Jan-Rapowanie, a nawet świeżaki - np. Bambi). To tylko wierzchołek góry lodowej - wymieniłem zaledwie garstkę spośród naprawdę pokaźnej grupy raperek i raperów. Do tego należy doliczyć uznanych producentów (DJ Decks, Kubi, DJ 600V) czy cenionych dziennikarzy (Bogna Świątkowska, Hieronim Wrona) - i szczęka bezwiednie opada.

Każda z tych osób w ten czy inny sposób współtworzy tę muzykę, tę kulturę - wnosi coś od siebie; wzbogaca, odświeża, rozwija, niezależnie od opinii części słuchaczy, którzy mogą burzyć się na nowe trendy lub, przeciwnie, negować wartość starego stylu. Serial zgrabnie podkreślił fakt, że rap rozwija się właściwie nieustannie, jego ramy są ciągle poszerzane (by ostatecznie całkiem zniknąć); style, brzmienia, zabawy wokalem, barsy, konwencje, to wszystko ciągle ewoluuje, stając się coraz bardziej różnorodne. Żaden inny gatunek muzyczny (i prawdopodobnie żadna inna dziedzina sztuki) nie przeistacza się w tak zawrotnym tempie, ulegając właściwie permanentnej autoaktualizacji. Kolejne odnogi rapu wyrastają z niego rok po roku, jednocześnie wcale nie zabierając miejsca oldschoolowi, który pozostaje nieśmiertelny - również w słuchawkach i sercach młodszych odbiorców. Dodajmy do tego wartość reporterską, a nawet historyczną gatunku, który - znowu jak żaden inny - rejestruje bieżące bolączki, problemy. To pełnoprawne, bezcenne archiwum kondycji społeczeństwa. Dlatego też cieszy, że twórcy serialu uwzględnili te i inne wartości rapu w swojej produkcji.

Niestety, rzesza świetnych gości i umiejętne wskazanie walorów tej muzyki to za mało, by kompetentnie i rzetelnie oddać jej sprawiedliwość.

REKLAMA

Cały ten rap - recenzja pierwszego polskiego serialu dokumentalnego Netfliksa

Choćby nie wiem jak się starać, nie sposób na przestrzeni zaledwie sześciu nieco ponad półgodzinnych odcinków opowiedzieć pełną historię polskiego rapu. Nie sposób z uwagą pochylić się nad każdym z okresów jego historii, skrupulatnie uwzględniając wszystkie kluczowe wątki czy niuanse, przyglądając się najważniejszym artystom nieco dłużej, badając korzenie, modernizacje, nowe nurty, przenikanie gatunku do mainstreamu, aż do chwili, gdy to on stał się gatunkiem dominującym, który wyznacza trendy i gwarantuje największe korzyści. Po prostu: nie da się.

Cały ten rap

Jasne, to wszystko gdzieś się tu czai - autorzy dotykają tych wątków, jednak zamiast je zgłębić, po prostu się po nich prześlizgują. Niektóre tematy są ucinane w momencie, który aż prosi się o rozwinięcie - nic z tego. „Cały ten rap” to przebieżka, streszczenie barwnej, bogatej historii prawdziwego fenomenu, które może co nieco nakreślić laikom, ale fanów-słuchaczy pozostawi z uczuciem wielkiego niedosytu i rozczarowania.

Wbrew temu, jak pozytywne emocje wywołało we mnie zaangażowanie tak wielu związanych z rapem gości, jestem zdania, że przy tak krótkiej formie serialowi zdecydowanie na lepsze wyszłoby zredukowanie ich liczby. Niektórzy z nich - przy całej mojej sympatii - zajmują czas, a kompletnie nic nie wnoszą swoimi wypowiedziami. Z monologów innych wyrwano tylko kilka fragmentów, które mógłby rzucić każdy, bo albo są oczywiste, albo zgadzają się z daną tezą. Jeszcze innym - i to często tym najbardziej doświadczonym, którzy wydają się najbardziej bezpośredni, otwarci, poruszają najciekawsze wątki i ewidentnie mogliby opowiedzieć widzom wiele arcyciekawych historii - odebrano głos, ograniczając ich występy do kilku krótkich, najwyżej 3-minutowych fragmentów. Jedną z takich osób jest wspomniany Rychu Peja, który podobno nagrał ze 3 godziny rozmów na potrzeby dokumentu. Absolutnie nie dziwię się jego reakcji w mediach społecznościowych - to, jak niewiele przestrzeni otrzymał, nazwałbym skandalem.

W miejsce części wyciętych gości przydałoby się natomiast dorzucić trochę więcej obiektywnej, zdystansowanej narracji, a nawet komentarza - można odnieść wrażenie, że twórcy nie tylko zrezygnowali z poruszania bardziej drażliwych sfer tematu, ale i w ogóle odpuścili sobie autorską perspektywę. W efekcie oglądamy serial o rapie, którego historię poznajemy wyłącznie z perspektywy gości biorących w nim udział - i to wybiórczo, z rozrzuconych skrawków informacji. Doświadczenia i spostrzeżenia wielu muzyków są wartościowe, ale często znacząco się od siebie różnią - otrzymaliśmy zatem garść dość jednostronnych spojrzeń, będących zaledwie wycinkiem pełnego pejzażu.

Czytaj więcej o produkcjach Netfliksa w Spider's Web:

REKLAMA

Ograniczenie liczby występów to jedno, ale kluczowym problemem pozostaje całość czasu trwania dokumentu. Sześć tak krótkich odcinków to, powtórzę, zwyczajnie za mało - potrzeba ich znacznie więcej, by naprawdę skrupulatnie opowiedzieć o polskim rapie. Marzeniem byłoby kilka sezonów, ale na tak duży projekt nie ma przecież co liczyć. Co więcej, po „Cały ten rap” zapewne długo jeszcze nie zobaczymy nowego, bardziej zaangażowanego i uczciwego podejścia do tematu. Ten wyprany z konkretów, choć miejscami klimatyczny, a nawet nostalgiczny wielogłos to wszystko, co mamy. Szkoda. 

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA