REKLAMA

Netfliksie, zmień strategię, bo HBO Max i inne serwisy z tobą wygrają. To więcej niż pewne

Disney+ 14 czerwca pojawi się w Polsce, a przed chwilą HBO GO zmieniło się w HBO Max. To sygnał dla Netfliksa, że trzeba zmienić swoją strategię, bo inaczej inne serwisy go wykoszą. I nie pomogą nawet najlepsze rozwiązania technologiczne, jeśli jakość produkcji utrzyma się na tym poziomie co teraz.

disney plus kontra netflix
REKLAMA

Disney+ lada chwila wystartuje na kolejnych rynkach, HBO Max chwilę temu trafił między innymi do Polski. Na rynku VOD zaczyna robić się coraz ciaśniej, a widz, który gotowy jest płacić staje się na wagę złota. W tej sytuacji Netflix powinien zweryfikować swoją strategię i już tłumaczę, dlaczego jest to takie ważne.

Disney+ wchodzi na kolejne rynki, Amazon Prime Video się zbroi, HBO Max kusi szybki premierami kinowych hitów, a co w tym czasie robi Netflix? To samo, co przez ostatnie lata i jeśli się nie ogarnie, to za kilka lat może przegrać wyścig o czas i pieniądze widzów.

REKLAMA

Disney+ w Polsce może sporo namieszać

Disney+ jest już w drodze do Polski. Pojawi się u nas za zaledwie kilka miesięcy, bo 14 czerwca tego roku. Słuchać wiwaty, tłum ludzi na ulicach, Kaczor Donald i Myszka Mickey tańczą poloneza. Co prawda ekscytacja nowym serwisem gaśnie trochę, gdy uświadomimy sobie, że trzeba było czekać na niego niemal trzy lata od startu oraz że w gruncie rzeczy, kto był zdeterminowany, aby obejrzeć treści tam zawarte, to po prostu je obejrzał. Najczęstszym argumentem, jaki słyszę, jest, że Disney Plus ma niewiele do zaoferowania. Autorzy tych słów podnoszą, że kilka marevelowych premier i seriale ze świata „Gwiezdnych wojen”, które można policzyć na palcach jednej ręki Yody, to niezbyt zachęcająca wizja.

Disney+ kontra Netflix

To oczywiście nie do końca prawda - a raczej półprawda. Rzeczywiście, te najgłośniejsze i tworzone na wyłączność Disney+ seriale są nieliczne, ale platforma ma setki produkcji zarówno Disneya, jak i innych marek należących do medialnego giganta. A co jeśli powiem wam, że w tej ascezie jest metoda?

Disney+ nie rozpieszcza, ale wie, co robi. Netflix - odwrotnie

Strategia giganta może wydawać się dziwna. Największym konkurentem wszystkich serwisów VOD jest Netflix. To on pokazał koncernom medialnym, że własny streaming jest bardzo bezpiecznym źródłem dochodu, a przy okazji, że jeśli tworzy się własne treści, to najlepiej zarządzać całym procesem - od produkcji do dystrybucji. Tylko że zanim Netflix stał się tym serwisem, który chwali się tym, że wydaje dziesiątki miliardów dolarów na produkcje oryginalne, szedł drogą, którą dzisiaj podążają mniejsze serwisy VOD.

Zarówno Disney+, jak i Apple TV+ wykombinowały, że raz jeszcze będą podążały drogą, jaką przeszedł Netflix, a wcześniej HBO (jeszcze jako kablówka). Z grubsza polega ona na tym, że okej, może i liczba produkcji ma znaczenie, może i chodzi o to, że widz musi czuć się przytłoczony tym, ile dostaje za w gruncie rzeczy niewielki miesięczny abonament. Znacznie jednak ważniejsze jest to, jak go pozyskać.

Widza przekupuje się jakością seriali.

Netflix dwoi się i troi, żeby utrzymywać swój wizerunek nowoczesnego serwisu konkurującego już nie tylko z telewizjami czy innymi serwisami VOD, ale również z kinami. Dlatego też każdego roku dzielnie pracuje nad tym, aby jak najlepiej pokazać się na oscarowej gali. Tyle że Netflix nie jest już tą samą firmą, która wyprodukowała "House of Cards" czy pierwsze sezony "Stranger Things" i "Orange Is the New Black". Dziś serwis rozmienił na drobne wartość swoich originalsów, zasypując widza dziesiątkami produkcji. Przy takiej skali Netflix wychodzi z założenia, że duża liczba różnorodnych filmów i seriali tak, aby sprostać najróżniejszym (i masowym gustom).

Disney+ kontra Netflix - Servant

Jeśli złapaliście się na tym, że do serwisu trafił film z gwiazdorską obsadą i topowym reżyserem za kamerą, a wy zauważyliście to pół roku później, to nie ma w tym nic dziwnego - algorytm uznał, że lepiej polecić wam 15 innych filmów, gorszych, ale teoretycznie odpowiadających waszym gustom.

Apple TV+ i Disney robią to trochę inaczej. Wzorem HBO i wczesnego Netfliksa, dostarczają mało, ale każda z tych produkcji starannie wyselekcjonowana. Myszka Mickey idzie drogą kinowych hitów, robiąc seriale, które naśladują kinowy rozmach, poszerzając już i tak popularne i rozbudowane uniwersa. Z kolei Apple TV+ mocno stawia na seriale autorskie, często powiązane z nazwiskami znanych reżyserów, często prezentujące bardzo wykręcone i oryginalne pomysły.

Możemy rzecz jasna dyskutować o decyzjach poszczególnych twórców, czepiać się wtórności niektórych produkcji Marvela czy kwestionować dyscyplinę scenarzystów w serialach Apple TV+ ("Servant", patrzę na ciebie) - jasne, nie wszystko się udało. Ich poziom jest jednak na tyle wysoki, że można je włączyć bez obawy, że za chwilę będzie trzeba zmienić kanał.

REKLAMA

Disney nie pokona serwisu Netflix, przynajmniej nie teraz.

I nie tylko Disney+, długa droga zarówno przed HBO Max, jak i serwisem Amazona, a także przed Apple’m (który nawiasem mówiąc na razie udaje, że nie ma takich ambicji). Z każdym kolejnym serwisem wracają jednak głosy, że usług streamingowych jest już za dużo, żeby płacić za wszystkie. Patrząc na strategie mniejszych serwisów VOD te będą konkurowały głównie treściami, jednak nie ich ilością, ale właśnie jakością. Z czasem i Netflix będzie musiał zauważyć, że te konsumują coraz większą część tortu i być może pewnego dnia przestanie on być serwisem pierwszego wyboru.

Wiele lat temu, gdy Reed Hastings, założyciel serwisu, mówił, że Netflix musi stać się HBO, zanim HBO stanie się nimi. Nawiązywał tym samym do przebojowości i wysokiej jakości kablówki. Jeśli dziś gigant nie zrobi kroku w tył, za kilka serialowych sezonów może się okazać, że  na podium robi się tłoczno.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA