REKLAMA

Netfliksie, zmień strategię, bo HBO Max i inne serwisy z tobą wygrają. To więcej niż pewne

Disney+ 14 czerwca pojawi się w Polsce, a przed chwilą HBO GO zmieniło się w HBO Max. To sygnał dla Netfliksa, że trzeba zmienić swoją strategię, bo inaczej inne serwisy go wykoszą. I nie pomogą nawet najlepsze rozwiązania technologiczne, jeśli jakość produkcji utrzyma się na tym poziomie co teraz.

disney plus kontra netflix
REKLAMA

Disney+ lada chwila wystartuje na kolejnych rynkach, HBO Max chwilę temu trafił między innymi do Polski. Na rynku VOD zaczyna robić się coraz ciaśniej, a widz, który gotowy jest płacić staje się na wagę złota. W tej sytuacji Netflix powinien zweryfikować swoją strategię i już tłumaczę, dlaczego jest to takie ważne.

Disney+ wchodzi na kolejne rynki, Amazon Prime Video się zbroi, HBO Max kusi szybki premierami kinowych hitów, a co w tym czasie robi Netflix? To samo, co przez ostatnie lata i jeśli się nie ogarnie, to za kilka lat może przegrać wyścig o czas i pieniądze widzów.

REKLAMA

Disney+ w Polsce może sporo namieszać

Disney+ jest już w drodze do Polski. Pojawi się u nas za zaledwie kilka miesięcy, bo 14 czerwca tego roku. Słuchać wiwaty, tłum ludzi na ulicach, Kaczor Donald i Myszka Mickey tańczą poloneza. Co prawda ekscytacja nowym serwisem gaśnie trochę, gdy uświadomimy sobie, że trzeba było czekać na niego niemal trzy lata od startu oraz że w gruncie rzeczy, kto był zdeterminowany, aby obejrzeć treści tam zawarte, to po prostu je obejrzał. Najczęstszym argumentem, jaki słyszę, jest, że Disney Plus ma niewiele do zaoferowania. Autorzy tych słów podnoszą, że kilka marevelowych premier i seriale ze świata „Gwiezdnych wojen”, które można policzyć na palcach jednej ręki Yody, to niezbyt zachęcająca wizja.

Disney+ kontra Netflix

To oczywiście nie do końca prawda - a raczej półprawda. Rzeczywiście, te najgłośniejsze i tworzone na wyłączność Disney+ seriale są nieliczne, ale platforma ma setki produkcji zarówno Disneya, jak i innych marek należących do medialnego giganta. A co jeśli powiem wam, że w tej ascezie jest metoda?

Disney+ nie rozpieszcza, ale wie, co robi. Netflix - odwrotnie

Strategia giganta może wydawać się dziwna. Największym konkurentem wszystkich serwisów VOD jest Netflix. To on pokazał koncernom medialnym, że własny streaming jest bardzo bezpiecznym źródłem dochodu, a przy okazji, że jeśli tworzy się własne treści, to najlepiej zarządzać całym procesem - od produkcji do dystrybucji. Tylko że zanim Netflix stał się tym serwisem, który chwali się tym, że wydaje dziesiątki miliardów dolarów na produkcje oryginalne, szedł drogą, którą dzisiaj podążają mniejsze serwisy VOD.

Zarówno Disney+, jak i Apple TV+ wykombinowały, że raz jeszcze będą podążały drogą, jaką przeszedł Netflix, a wcześniej HBO (jeszcze jako kablówka). Z grubsza polega ona na tym, że okej, może i liczba produkcji ma znaczenie, może i chodzi o to, że widz musi czuć się przytłoczony tym, ile dostaje za w gruncie rzeczy niewielki miesięczny abonament. Znacznie jednak ważniejsze jest to, jak go pozyskać.

Widza przekupuje się jakością seriali.

Netflix dwoi się i troi, żeby utrzymywać swój wizerunek nowoczesnego serwisu konkurującego już nie tylko z telewizjami czy innymi serwisami VOD, ale również z kinami. Dlatego też każdego roku dzielnie pracuje nad tym, aby jak najlepiej pokazać się na oscarowej gali. Tyle że Netflix nie jest już tą samą firmą, która wyprodukowała "House of Cards" czy pierwsze sezony "Stranger Things" i "Orange Is the New Black". Dziś serwis rozmienił na drobne wartość swoich originalsów, zasypując widza dziesiątkami produkcji. Przy takiej skali Netflix wychodzi z założenia, że duża liczba różnorodnych filmów i seriali tak, aby sprostać najróżniejszym (i masowym gustom).

Disney+ kontra Netflix - Servant

Jeśli złapaliście się na tym, że do serwisu trafił film z gwiazdorską obsadą i topowym reżyserem za kamerą, a wy zauważyliście to pół roku później, to nie ma w tym nic dziwnego - algorytm uznał, że lepiej polecić wam 15 innych filmów, gorszych, ale teoretycznie odpowiadających waszym gustom.

Apple TV+ i Disney robią to trochę inaczej. Wzorem HBO i wczesnego Netfliksa, dostarczają mało, ale każda z tych produkcji starannie wyselekcjonowana. Myszka Mickey idzie drogą kinowych hitów, robiąc seriale, które naśladują kinowy rozmach, poszerzając już i tak popularne i rozbudowane uniwersa. Z kolei Apple TV+ mocno stawia na seriale autorskie, często powiązane z nazwiskami znanych reżyserów, często prezentujące bardzo wykręcone i oryginalne pomysły.

Możemy rzecz jasna dyskutować o decyzjach poszczególnych twórców, czepiać się wtórności niektórych produkcji Marvela czy kwestionować dyscyplinę scenarzystów w serialach Apple TV+ ("Servant", patrzę na ciebie) - jasne, nie wszystko się udało. Ich poziom jest jednak na tyle wysoki, że można je włączyć bez obawy, że za chwilę będzie trzeba zmienić kanał.

REKLAMA

Disney nie pokona serwisu Netflix, przynajmniej nie teraz.

I nie tylko Disney+, długa droga zarówno przed HBO Max, jak i serwisem Amazona, a także przed Apple’m (który nawiasem mówiąc na razie udaje, że nie ma takich ambicji). Z każdym kolejnym serwisem wracają jednak głosy, że usług streamingowych jest już za dużo, żeby płacić za wszystkie. Patrząc na strategie mniejszych serwisów VOD te będą konkurowały głównie treściami, jednak nie ich ilością, ale właśnie jakością. Z czasem i Netflix będzie musiał zauważyć, że te konsumują coraz większą część tortu i być może pewnego dnia przestanie on być serwisem pierwszego wyboru.

Wiele lat temu, gdy Reed Hastings, założyciel serwisu, mówił, że Netflix musi stać się HBO, zanim HBO stanie się nimi. Nawiązywał tym samym do przebojowości i wysokiej jakości kablówki. Jeśli dziś gigant nie zrobi kroku w tył, za kilka serialowych sezonów może się okazać, że  na podium robi się tłoczno.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-06-13T20:19:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T19:31:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T19:19:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T16:16:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T11:46:33+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T11:17:15+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T07:33:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-12T14:58:03+02:00
Aktualizacja: 2025-06-12T09:18:57+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T20:11:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T15:59:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T14:50:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T10:25:14+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T09:23:45+02:00
Aktualizacja: 2025-06-10T20:00:00+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Bezbłędne sci-fi rozgromiło użytkowników Disney+

Najnowsza odsłona genialnej serii science fiction święci triumfy na Disney+. "Predator: Pogromca zabójców" niedługo po swojej premierze wdrapał się na szczyt listy najpopularniejszych tytułów dostępnych na platformie. To nie jest bajeczka dla dzieci.

predator science fiction disney co obejrzeć śnieżka
REKLAMA

Na ten moment fani "Predatora" czekali od dawna. A dokładnie od 2022 roku, kiedy to na Hulu (a u nas na Disney+) pojawiło się "Prey", które po wielu wpadkach przywróciło widzom wiarę we franczyzę. Ten film science fiction okazał się olśnieniem, więc postanowiono pójść za ciosem. Reżyserowi Danowi Trachtenbergowi kazano kontynuować serię. I właśnie (wraz z Joshuą Wassungiem) ponownie wszystkich zaskoczył. Czemu? Bo kosmicznego łowcy w takim wydaniu jak w "Pogromcy zabójców" jeszcze nie widzieliśmy.

W "Pogromcy zabójców" po raz pierwszy możemy zobaczyć Predatora w animowanej wersji. Nie znaczy to, że mamy do czynienia z bajeczką dla dzieci. To film science fiction dla dorosłych - bardzo brutalny i makabryczny. Składają się na niego cztery segmenty, z czego ostatni spaja ze sobą trzy poprzednie. W antologii śledzimy losy skandynawskiej wojowniczki, która wraz z synem rusza na krwawą zemstę; ninja walczące z bratem samurajem o sukcesję i pilota z czasów II wojny światowej, mierzącego się z pozaziemskim zagrożeniem. Wszystkich ich na swój celownik biorą kosmiczni łowcy.

REKLAMA

Disney+ - co obejrzeć?

Założenie "Predatora: Pogromcy zabójców" jest proste: ma być cool, ma być kozacko, ma być szalenie. Dlatego akcja rozgrywa się w różnych epokach, aby na sam koniec trafić na planetę kosmicznych łowców. Cały czas jest widowiskowo. Takie podejście bardzo spodobało się najpierw krytykom (95 proc. pozytywnych recenzji), a potem widzom. Przynajmniej w Polsce.

Przez "Pogromcę zabójców" użytkownicy Disney+ oderwali się od Marvela i animowanych "Lilo i Stitcha" oraz "Gwiezdnych wojen". Porzucili po prostu największe popkulturowe franczyzy na rzecz nowego "Predatora", który prześcignął "Kapitana Amerykę: Nowy wspaniały świat" i zajmuje w tym momencie pierwsze miejsce na liście najpopularniejszych tytułów dostępnych na platformie w naszym kraju.

Jak długo najnowsza odsłona "Predatora" będzie się utrzymywać na szczycie zestawienia? Trudno powiedzieć. Disney+ ciągle poszerza swoją ofertę, a użytkownicy platformy chętnie sprawdzają nowości platformy. Szczególnie te, co wpadają do serwisu prosto z kina. A taką właśnie premierę mieliśmy w ostatnich dniach.

REKLAMA

W mijającym tygodniu na Disney+ wpadła "Śnieżka" - aktorski remake klasycznej animacji Disneya. W kinach nie porwał on publiczności. Na całym świecie zarobił ponad 205,5 mln dol. Daleko mu więc do hitu. Klapę tę można zrzucić na karb kontrowersji, jakie wybuchły jeszcze na długo przed premierą produkcji. Prawdopodobnie jednak w streamingu nie będą one problemem i użytkownicy serwisu chętnie sprawdzą, jak film wypada. Wtedy może się zakończyć dominacja "Predatora: Pogromcy zabójców" na liście najpopularniejszych tytułów dostępnych na platformie w Polsce.

Więcej o Disney+ poczytasz na Spider's Web:

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-06-14T08:01:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T20:19:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T19:31:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T19:19:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T16:16:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T11:46:33+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T11:17:15+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T07:33:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-12T14:58:03+02:00
Aktualizacja: 2025-06-12T09:18:57+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T20:11:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T15:59:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T14:50:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T10:25:14+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T09:23:45+02:00
Aktualizacja: 2025-06-10T20:00:00+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

To sci-fi wgniotło użytkowników Prime Video w ziemię

"Ewaluacja" jeszcze w maju zadebiutowała na Prime Video. Tego thrillera science fiction Amazon jakoś specjalnie nie reklamował. Użytkownicy platformy musieli odkrywać go na własną rękę. I są nim zachwyceni.

science fiction amazon prime video co obejrzeć ewaluacja thriller
REKLAMA

Po cichu, bez fajerwerków, jakoś między "Kolejną zwyczajną przysługą" a "Nadrabiaj miną" na Prime Video wpadł thriller science fiction, który przeorał użytkowników Amazona. "Ewaluacja" przenosi nas do niedalekiej przyszłości. Rodzicielstwo jest ściśle kontrolowane i starające się o dziecko pary, muszą przejść rygorystyczną tygodniową ocenę. Głównych bohaterów zmusza to do zakwestionowania zasad społecznych i zastanowienia się, co tak naprawdę znaczy być człowiekiem.

Jak widać, sięgając po charakterystyczne dla science fiction motywy "Ewaluacja" zadaje fundamentalne pytania egzystencjonalne. I robi to po mistrzowsku, na co wskazują pozytywne recenzje (82 proc. na Rotten Tomatoes). Ich autorzy nie dość, że zachwalają samą koncepcję filmu, to jeszcze zwracają uwagę na znakomitą grę aktorską - w główne role wcielają się gwiazda Marvela Elizabeth Olsen i Himesh Patel. A prócz nich na ekranie zobaczymy jeszcze m.in. Alicię Vikander.

REKLAMA

Ewaluacja - widzowie odkrywają sci-fi na Prime Video

Przez brak odpowiedniej akcji promocyjnej "Ewaluacja" mogła przejść pod radarem użytkowników Prime Video. Na szczęście nie do końca tak się stało. Nawet w naszym kraju przez jakiś czas ten thriller science fiction gościł w topce najpopularniejszych tytułów dostępnych na platformie Amazona. Wciąż jednak zasłużył na większe zainteresowanie.

Ewaluacja - science fiction - Amazon Prime Video - co obejrzeć?

Powyższą tezę potwierdzają opinie użytkowników Prime Video, którzy ciągle "Ewaluację" odkrywają. Zachwycają się nią w mediach społecznościowych, wyrażając niedowierzanie, że Amazon jej nie promował. Z tego właśnie względu zachęcają też innych widzów do obejrzenia filmu.

Sądząc po opiniach "Ewaluacja" do najłatwiejszych filmów nie należy - jeden z użytkowników Prime Video napisał, że można ją analizować w nieskończoność. Ewidentnie jednak sprawia mnóstwo satysfakcji. Jeśli przemknęła wam niezauważona, to warto nadrobić tę zaległość.

Więcej o science fiction poczytasz na Spider's Web:

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-06-13T07:33:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-12T14:58:03+02:00
Aktualizacja: 2025-06-12T09:18:57+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T20:11:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T15:59:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T14:50:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T10:25:14+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T09:23:45+02:00
Aktualizacja: 2025-06-10T20:00:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-10T16:31:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-10T15:36:59+02:00
Aktualizacja: 2025-06-10T14:30:18+02:00
Aktualizacja: 2025-06-10T13:28:41+02:00
Aktualizacja: 2025-06-10T12:16:20+02:00
Aktualizacja: 2025-06-10T10:48:37+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Użytkownicy Netfliksa odkładają kryminały, bo wrócił ukochany serial akcji

Pierwszy serial z Arnoldem Schwarzeneggerem w roli głównej doczekał się 2. sezonu. Nowe odcinki "Fubar" właśnie pojawiły się na platformie. Użytkownicy zamierzają je bindżować. W mediach społecznościowych piszą, że inne tytuły muszą zaczekać. Teraz najważniejsza jest dla nich akcja z jednym z największych twardzieli kina.

fubar 2 sezon serial akcji netflix co obejrzeć arnold schwarzenegger
REKLAMA

Co się ogląda na Netfliksie? Obecnie najpopularniejszym globalnie tytułem jest dramat "Ginny i Georgia". Ale tuż za nim znajdziemy kryminał "Dept. Q". A nieco dalej jeszcze jeden kryminał "Ocaleni". Teraz wszystkie ich intrygi mogą. Użytkowników platformy na chwilę przestaje interesować kto zabił, jak zabił, dlaczego zabił. Liczy się tylko akcja. Na powrót serialu z Arnoldem Schwarzeneggerem czekali przecież zdecydowanie zbyt długo, żeby zwlekać z oglądaniem 2. sezonu "Fubar".

"Fubar" zadebiutował na Netfliksie w maju 2023 roku. Co prawda recenzje nie były zbyt przychylne (56 proc. na Rotten Tomatoes), ale widzowie zachłysnęli się pierwszym serialem z Arnoldem Schwarzeneggerem w roli głównej na tyle, że platforma postanowiła zamówić 2. sezon. Dokładnie wczoraj - 12 czerwca - pojawił się on na platformie, a jego fani bez ogródek piszą w mediach społecznościowych, że zamierzają nowe odcinki bindżować.

REKLAMA

Netflix - nowy serial akcji będzie hitem

Nic dziwnego, że fani zamierzają rzucić się na nowe odcinki i nic ich od nich nie oderwie. W końcu ponad dwa długie lata czekali, żeby zobaczyć, co stanie się z bohaterami "Fubar" po cliffhangerze na koniec 1. sezonu. W 2. odsłonie serialu główny bohater - grany przez Arnolda Schwarzeneggera agent CIA - na dobre wraca do gry. Tym razem przyjdzie mu się zmierzyć ze... swoją byłą. Zamierza ona zniszczyć świat, zaraz po tym, jak zniszczy jego życie. Zapowiada się na wybuchową mieszankę komedii z kinem szpiegowskim i sensacyjnym, prawda?

Fubar: 2. sezon - Arnold Schwarzenegger - serial akcji - Netflix - co obejrzeć?

2. sezon "Fubar" - podobnie zresztą jak 1. - składa się z ośmiu około 50-minutowych odcinków. Jak na obecne standardy Netfliksa, do najkrótszych więc nie należy. Niemniej nadarza się idealny czas, aby pójść w ślady internautów, którzy zamierzają obejrzeć wszystkie nowe odcinki serialu naraz. W końcu idzie weekend i bez wyrzutów sumienia można zarwać dla produkcji nockę.

Więcej o serialach Netfliksa poczytasz na Spider's Web:

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-06-13T07:33:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-12T14:58:03+02:00
Aktualizacja: 2025-06-12T09:18:57+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T20:11:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T15:59:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T14:50:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T10:25:14+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T09:23:45+02:00
Aktualizacja: 2025-06-10T20:00:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-10T16:31:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-10T15:36:59+02:00
Aktualizacja: 2025-06-10T14:30:18+02:00
Aktualizacja: 2025-06-10T13:28:41+02:00
Aktualizacja: 2025-06-10T12:16:20+02:00
Aktualizacja: 2025-06-10T10:48:37+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Miał być dobry film wojenny od Prime Video. Budził mnie huk karabinów

"Anioły wojny" niedawno pojawiły się na Prime Video. Szybko wdrapały się na wysokie miejsce na liście najpopularniejszych tytułów dostępnych na platformie. Na pewno nie z powodu wysokiej jakości.

OCENA :
3/10
Miał być dobry film wojenny od Prime Video. Budził mnie huk karabinów
REKLAMA

Łatwo zrozumieć, czemu użytkownicy Prime Video rzucili się na "Anioły wojny". Film wojenny ma całkiem obiecujący koncept. Akcja rozgrywa się w trakcie wycofywania wojsk z Afganistanu. Grupa komandosek otrzymuje wtedy niebezpieczną misję. Mają przeniknąć na terytorium wroga i uratować porwane nastolatki - uwięzione gdzieś między siłami ISIS a talibami. Według opisu fabuły z każdą sceną robi się coraz goręcej, ale to tylko teoria. W praktyce idzie się zanudzić na śmierć.

Choć - trzeba to "Aniołom wojny" oddać - początek mają równie intrygujący, co fabularny skrót. W pierwszej scenie główna bohaterka ma zostać ukamieniowana. Ale w trakcie egzekucji przybywa kawaleria. Dochodzi wtedy do starcia islamskich bojowników z amerykańskimi żołnierzami. Zacofanie kontrastuje z nowoczesnością; kamienie w rękach z helikopterami; uzbrojeni wojskowi z Afgańczykami w turbanach. Przynajmniej dopóki jeden z rebeliantów nie wyjmuje bazuki. Jake, granej przez Evę Green, udaje się uciec, ale wbrew sobie zostawia swoich ludzi na pewną śmierć. Wywołuje to w niej traumę. Dlatego właśnie w dalszej części filmu wielokrotnie podkreśla, że nie można nikogo porzucić

REKLAMA

Anioły wojny - recenzja filmu wojennego na Prime Video

W drugiej połowie "Aniołów wojny" padają nawet strzały. Są wybuchy, potyczki, podrzynanie gardła. Wspominam o tym, bo co mniej wytrwali widzowie, mogą do tego czasu nie wytrwać seansu. Wcale nie znaczy to jednak, że jest na co czekać. Sceny akcji do najbardziej rozbudowanych nie należą. Są krótkie. Intensywne, krwawe, acz krótkie i szybkie. Zupełnie pozbawione polotu w żaden sposób nie wynagradzają całego gadania.

Anioły wojny - film wojenny - Amazon Prime Video - co obejrzeć?

To nie jest slow burner, którego atrakcje zepchnięto na koniec, żeby wcześniej mógł chwycić widza za gardło dusznym klimatem. "Anioły wojny" całą swą siłę opierają na gadaniu. A stojący za kamerą Martin Campbell nie jest Kathryn Bigelow, żeby film mógł trzymać nas wtedy w napięciu niczym "Wróg numer jeden". Mamy po prostu do czynienia z rozwleczoną dialogami opowieścią. Słowa, słowa i słowa padają z ekranu jak naboje z karabinu, ale niewiele wnoszą i leniwie posuwają akcję do przodu.

Fabuła jest prosta jak instrukcja obsługi granatu. Campbell zupełnie niepotrzebnie ją komplikuje, wprowadzając kolejne przewidywalne zwroty akcji. Choć wszystko wykłada ustami bohaterów jak na tacy, wciąż idzie się w tym pogubić. Pozwala chaosowi przejąć władzę nad fabułą, jakby sam nie miał na nią konkretnego pomysłu. Dlatego powtarzalne żarty o kierowcy, który nie potrafi jeździć, ale śpiewa jeszcze gorzej, z czasem tracą swój urok. Żenują zamiast bawić.

"Anioły wojny" to emocjonalna pustynia. W ukazywaniu rozterek wewnętrznych głównej bohaterki są tak samo bezskuteczne jak przy próbie zabrania nas w sam środek wojennego piekła. Nawet feministyczny pazur - Jake z dumą mówi o świetnych żołnierkach w amerykańskiej armii, a przewinieniem porwanych dziewczyn jest chęć nauki, a nie dążenie do bycia dobrymi żonami - gdzieś się po drodze tępi. Zmienia się w czystą pozę, nawet przy próbach niuansowania tematu. Wychodzi z tego streamingowy film/treść. Można włączyć, obejrzeć paręnaście minut, a potem zająć się domowymi porządkami, aby przy odgłosach walk powrócić przed ekran. W przeciwnym razie oglądanie tej produkcji to misja samobójcza.

Więcej o filmach na Prime Video poczytasz na Spider's Web:

REKLAMA

Tytuł filmu: Anioły wojny
Rok produkcji: 2024
Czas trwania: 100 minut
Reżyser: Martin Campbell
Obsada: Eva Green, Maria Bakalova, Ruby Rose
Nasza ocena: 3/10
Ocena IMDB: 4,4/10

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-06-13T16:16:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T11:46:33+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T11:17:15+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T07:33:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-12T14:58:03+02:00
Aktualizacja: 2025-06-12T09:18:57+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T20:11:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T15:59:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T14:50:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T10:25:14+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T09:23:45+02:00
Aktualizacja: 2025-06-10T20:00:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-10T16:31:00+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Netflix zrobił serial o Spotify. Udało mi się go odkopać

Niektórzy zapewne pamiętają jeszcze czasy, kiedy można było słuchać wyłącznie tych kawałków, które zgrało się na MP3 lub telefon komórkowy albo korzystać z płyt, które były schowane w etui od discmana. Dziś każdy posiadacz aplikacji Spotify za pomocą jednego stuknięcia w ekran może odsłuchać dowolny kawałek. Dacie głowę, że kiedyś taki luksus nie każdemu się podobał? Jeśli jeszcze nie znacie historii Spotify, to pędźcie na Netfliksa na seans serialu "Playlista".

playlista polecajka netflix serial
REKLAMA

W 2003 r. Szwedzi - Fredrik Neij, Gottfrid Svartholm i Peter Sunde - przedstawili światu The Pirat Bay, darmową witrynę torrentową, za pośrednictwem której można było ściągać filmy, muzykę, gry wideo czy oprogramowanie. Ludzie ją kochali, przedstawiciele wytwórni nienawidzili - nic dziwnego, w końcu była ona na bakier z prawami autorskimi i prawami własności intelektualnej. Wszystko miało się zmienić już kilka lat później.

W tym samym kraju programista Daniel Ek otworzył list od korporacji Google, która odrzuciła jego wniosek o staż z powodu braku wyższego wykształcenia. W związku z tym mężczyzna postanowił spróbować szczęścia gdzie indziej i stworzył plan, w myśl którego sprzeda i otworzy firmę w rok. Nie wiedział jednak do końca, jaką. Odpowiedź przyszła w czasie, kiedy trwała dyskusja na temat serwisu Pirate Bay, z którego zaczęło korzystać coraz więcej Szwedów. Ściąganie darmowej muzyki spotykało się jednak ze sprzeciwem wytwórni muzycznych, które obawiały się, że Pirate Bay zawładnie rynkiem muzycznym. I wtedy w głowie Eka narodziło się pytanie: a co, gdyby stworzyć dla serwisu konkurencję?

REKLAMA

Playlista: opinia o serialu Netfliksa

Serial stworzony przez Christiana Spurriera i Luke'a Franklina składa się z sześciu odcinków - "Wizja", "Branża", "Prawo", "Programista", "Partner" i "Artystka" - a każdy z nich jest opowiedziany z innej perspektywy. W pierwszym poznajemy Daniela Eka (Edvin Endre), który po odrzuceniu swojej kandydatury przez Google postanawia zdigitalizować przemysł muzyczny. W drugim twórcy przybliżają sylwetkę Pera Sundina (Ulf Stenberg), dyrektora muzycznego, który próbuje uchronić branżę przed cyfryzacją, czego symbolem jest jego nieśmiertelna szafa grająca, a w kolejnych epizodach poznajemy pozostałych bohaterów, którzy byli częścią historii o powstaniu serwisu Spotify.

Playlista - zwiastun

Serial relacjonuje wydarzenia z tamtych lat z dbałością o szczegóły i to jest jego największy plus. Zaletą produkcji jest również to, że możemy poznać historię stworzenia serwisu z perspektywy różnych graczy, co pozwala jednocześnie zrozumieć, jaką rolę każdy z nich odegrał przy jego powstawaniu. Całość okraszona jest świetnie dobraną muzyką, co idealnie wpisuje się w poszczególne momenty tej produkcji.

W "Playliście" zabrakło mi jednak ważnej rzeczy. Bo chociaż zagrała tu z reporterską dokładnością przedstawiona historia, która została opowiedziana z perspektywy różnych osób, a także świetnie dobrany soundtrack, przy którym nóżka sama chodzi, to jednak minusem jest brak czegoś, co podniosłoby nieco napięcie. Bo powiem szczerze, że gdybym nie dała szansy temu serialowi po pierwszym odcinku, to najpewniej dałabym sobie z nim spokój - przez brak adrenaliny i nutki tajemnicy, "Playlista" trochę traci i nie każdy będzie miał ochotę zostać z nią na dłużej. Myślę też, że bohaterowie zostali przedstawieni trochę w sposób mechaniczny, jako reprezentanci poszczególnych stanowisk - brakowało im więcej cech ludzkich, jak choćby w przypadku Pera Sundina.

"Playlista" to mimo wszystko świetny serial, który zaspokoi głód miłośników produkcji biograficznych. Został bardzo starannie zrealizowany, choć rzeczywiście zabrakło jakiejś nutki tajemnicy czy intrygi, która sprawiłaby, że oglądałoby się go z jeszcze większym zainteresowaniem. Jeśli zatem lubicie tego typu tytuły, to koniecznie zajrzyjcie na Netfliksa - myślę, że to jeden z lepszych seriali w swoim gatunku, o którym powinno się mówić trochę głośniej.

Zdjęcie główne: materiały prasowe Netflix.

REKLAMA

O produkcjach Netfliksa czytaj w Spider's Web:

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-06-13T20:19:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T19:31:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T19:19:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T16:16:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T11:46:33+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T11:17:15+02:00
Aktualizacja: 2025-06-13T07:33:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-12T14:58:03+02:00
Aktualizacja: 2025-06-12T09:18:57+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T20:11:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T15:59:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T14:50:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T10:25:14+02:00
Aktualizacja: 2025-06-11T09:23:45+02:00
Aktualizacja: 2025-06-10T20:00:00+02:00
REKLAMA
REKLAMA