Marvel żeruje na naiwności fanów. W "Doktor Strange 2" też zagrali wam na nosie z Illuminati
Od początku istnienia Marvel Cinematic Universe nie brakowało głosów, że Dom Pomysłów spełnia wieloletnie marzenia fanów o zobaczeniu najsłynniejszych przygód swoich idoli na dużym ekranie. Niektóry narzekali na przedmiotowe traktowanie komiksowego dziedzictwa, ale większość odbiorców czuła mimo wszystko zadowolenie. Ostatnio Marvel coraz częściej bawi się jednak naszą naiwnością. Illuminati z filmu "Doktor Strange 2" są na to kolejnym dowodem.
Uwaga! Tekst zawiera spoilery z nowej produkcji Marvel Cinematic Universe.
Na wstępie warto podkreślić jedną rzecz - "Doktor Strange w multiwersum obłędu" nie jest złym filmem. Ma swoje problemy i niedoróbki, ale Samowi Ramiemu tak czy inaczej udało się stworzyć dzieło mające swój styl i odwagę do przełamywania pewnych fabularnych barier MCU. Dlatego dziś w wielu fanach Marvela z pewnością walczą dwa uczucia. Z jednej strony cieszą się z zaskakujących elementów "Doktora Strange'a 2", a z drugiej czują się po raz kolejny trochę oszukani.
"Doktor Strange w multiwersum obłędu" obiecywał niesamowitą podróż po alternatywnych wersjach Ziemi, a także rozmaite cameos i spotkania z nowymi wariantami znanych bohaterów. Cała kampania marketingowa filmu opierała się właśnie na tych dwóch filarach. Nie ma żadnego przypadku w tym, że kulminacyjnym (i najbardziej dyskutowanym) momentem 2. trailera było pojawienie się głosu i sylwetki Charlesa Xaviera, granego przez Patricka Stewarta. Marvel z początku trochę bawił się z fanami, czy faktycznie dojdzie do tego powrotu, potem przypadkiem (albo i nie) wypuścił pełen spoilerów spot telewizyjny, w którym znaleźli potwierdzenie. Wszystko po to, by oczekiwania przed premierą sięgały zenitu.
Marvel coraz częściej używa kłamstw w zwiastunach. "Doktor Strange w multiwersum obłędu" niestety nie jest wyjątkiem.
Drobne różnice między treścią zwiastuna a skończonym filmem stały się popisowym chwytem Marvel Studios już kilka lat temu. Początkowo chodziło jednak o pewne drobnostki i chęć uniknięcia poważnych spoilerów. Dla przykładu: nikt raczej nie obraził się, że Hulkbuster z Bruce'em Bannerem w środku został zastąpiony Hulkiem w trailerze "Avengers: Koniec gry", bo dostaliśmy jednak coś w zamian. W ostatnim czasie można odnieść jednak wrażenie, że zwiastuny specjalnie oszukują widzów, by zachęcić ich do wizyty w kinie.
Pierwszym poważnym winowajcą byli "Eternals", których materiały wideo prezentowały granego przez Kita Haringtona Dane'a Whitmana jako ważny element fabularnej układanki. Tymczasem okazał się on postacią wręcz epizodyczną. Tworzony przez Sony Pictures "Morbius" poszedł o krok dalej i nakłamał w zwiastunach ile się wlezie, byleby tylko widzowie uwierzyli w jego powiązania z Marvel Cinematic Universe. Jeżeli fani liczyli, że akcja promocyjna "Doktora Strange'a 2" będzie w 100 proc. szczera, to też spotkał ich zawód.
Trailery filmu Raimiego, oglądane z dzisiejszej perspektywy, wypadają w gruncie rzeczy dosyć dziwacznie. Oba starają się bowiem za wszelką cenę przekonać widza (m.in. za sprawą krytycznych słów Wonga, które ten w filmie kieruje do Wandy), że najważniejszym elementem fabuły będzie pogwałcenie zasad wszechświata przez tytułowego bohatera. Tymczasem w rzeczywistości "Doktor Strange w multiwersum obłędu" właściwie nie podejmuje tego wątku. Wydarzenia z filmu "Spider-Man: Bez drogi do domu" nie odgrywają tutaj w zasadzie żadnej roli (powiązania "Doktora Strange'a 2" z resztą MCU są zresztą zaskakująco pobieżne). Illuminati wcale nie śledzili poczynań naszego bohatera, co zwiastuny sugerują, i aresztują go z zupełnie innych przyczyn.
Marvel nie oszukiwał może w temacie Illuminati, ale z pewnością potraktował ich i widzów przedmiotowo.
Plotki o pojawieniu się tej organizacji w MCU krążyły po sieci już od 2020 roku i wtedy szczegółowo przybliżaliśmy, dlaczego Illuminati powstali w komiksach i kto do nich należy. Już wtedy można było z góry założyć, że względem oryginalnej opowieści pojawi się sporo zmian. Marvel Studios lubi sięgać po komiksowe wzorce, ale potem przekształca je na własną modłę i nie ma w tym nic złego. Przykład Illuminati z "Doktora Strange'a w multiwersum obłędu" pokazuje jednak, że Kevin Feige i jego ekipa traktują komiksy coraz bardziej przedmiotowo.
Najpierw tygodniami kusili widzów pojawieniem się Illuminati w "Doktor Strange 2", by potem całkowicie odciąć tajną organizację od jej komiksowych korzeni. A samych członków potraktować jak chwilową przeszkodę na drodze "wielkiego złego" w postaci Scarlet Witch. Illuminati z Ziemi-838 to superbohaterski zespół jak każdy inny. Trochę takie połączenie Avengers z T.A.R.C.Z.Ą. Nie sposób powiedzieć, żeby działali w jakimś szczególnym sekrecie i mieli zakulisowy plan wobec swojego czy jakiegokolwiek uniwersum. Pełnią w filmie rolę przerywnika i niczego więcej. Wielu widzów poczuło z tego powodu zawód, ale cóż, taki wybór podjęli twórcy. Mieli do niego prawo, prawda?
Problem w tym, że Marvel doskonale wiedział, jak podekscytowani będą fani na myśl o powrocie Charlesa Xaviera, nowej Kapitan Marvel, alternatywnej wersji Black Bolta, debiutach Pana Fantastycznego i Namora czy kolejnego Iron Mana (dwa ostatnie przewidywania ostatecznie się nie sprawdziły). Dlatego obiecał im wystarczająco wiele, by chcieli pójść do kina, ale też na tyle mało, by nikt nie mógł faktycznie oskarżyć ich o kłamstwo w tej kwestii. To bardzo cyniczne i manipulatorskie podejście wobec fanów, kultowych postaci i ich twórców. Nie jestem oczywiście na tyle naiwny, by oczekiwać moralnego kręgosłupa od nastawionej na zarabianie pieniędzy korporacji. Natomiast jestem ciekaw, jak długo odbiorcy Marvela będą tolerować takie traktowanie.