REKLAMA

"Doktor Strange 2" to horror? Tak, dokładnie taki, jakiego potrzebowaliśmy

Być może "Doktor Strange w multiwersum obłędu" nie jest pełnokrwistym horrorem. Ma jednak w sobie na tyle grozy, że powinien zadowolić fanów gatunku. Sam Raimi mnoży nawiązania przede wszystkim do własnej twórczości i serwuje nam najlepsze cameo w MCU, odkąd Stan Lee nazwał Tony'ego Starka Stankiem w "Kapitanie Ameryce: Wojnie bohaterów".

doktor strange 2 horror
REKLAMA

Od dnia premiery filmu "Doktor Strange w multiwersum obłędu" w internecie toczy się dyskusja, czy można go uznać za horror. Z jednej strony za kamerą staną znany z tworzenia produkcji grozy Sam Raimi, z drugiej Marvel nie jest przesadnie znany z podejmowania podobnego ryzyka. I taki właśnie jest trochę "Doktor Strange 2" - zbudowany ze sprzeczności.

Sama Raimiego z pewnością najlepiej kojarzycie z trylogii "Spider-Mana". Zanim jednak stanął na planie adaptacji komiksów Marvela, reżyser dał się poznać jako kultowy twórca filmów grozy. Sygnowana jego nazwiskiem seria "Martwe zło" złotymi zgłoskami zapisała się na kartach historii horroru. Każdy, kto ją zna i szanuje, mógł poczuć przyjemny dreszczyk na plecach podczas seansu "Doktora Strange'a w multiwersum obłędu".

REKLAMA

Drugi "Doktor Strange" zdecydowanie jest filmem MCU. Rozwija wątki rozpoczęte wcześniej w innych produkcjach należących do uniwersum. Z dotychczasowych tytułów Marvela najodważniej eksploruje też ideę multiwersum i wprowadza znane nam skądinąd postacie (jak wykorzystuje chociażby Profesora X, jest już zupełnie inną sprawą). Przede wszystkim jest to jednak film Sama Raimiego. Temu nikt nie może zaprzeczyć.

Doktor Strange w multiwersum obłędu - Marvel zyskuje dzięki Raimiemu

Dotychczas jedynie Taika Waititi w "Thorze: Ragnarok" i James Gunn w dwóch częściach "Strażników Galaktyki" mogli pochwalić się ewidentną wolnością artystyczną. Wraz z "Doktorem Strange'em w multiwersum obłędu" do tej skromnej listy dołącza Sam Raimi. Od początku do samego końca widać w filmie jego rękę. Nasączył on tę opowieść swoim własnym, unikalnym stylem. Widać to już na samym początku, kiedy to tytułowy superbohater budzi się z koszmaru.

Doktor Strange w multiwersum obłędu

Zwróćcie uwagę na tę szaloną pracę kamery. Gdy tylko przechodzimy do dobrze nam znanego uniwersum, ona odjeżdża i obraca się wokół własnej osi. Toż to motyw żywcem wyjęty z "Martwego zła". "Cześć, Raimi, stęskniłem się" - aż chciałoby się rzec. Podobnych smaczków dla miłośników jego trylogii jest tu o wiele więcej. Kąty, pod jakimi nieraz spoglądamy na przedstawiane wydarzenia, punkt widzenia Scarlet Witch na Wandę z innego uniwersum - to wszystko wygląda znajomo i przyprawia fanów reżysera o niewymuszony uśmiech na ustach.

Doktor Strange w multiwersum obłędu: scena po napisach - o co chodzi?

Uwaga! Tekst od tego miejsca zawiera spoilery z fabuły filmu.

Sam Raimi nie byłby sobą, gdyby nie wkręcił do filmu Bruce'a Campbella. Panowie znają się od dziecka. W rzeczywistości są dobrymi przyjaciółmi i niejednokrotnie ze sobą współpracowali. Aktor do dzisiaj najlepiej jest kojarzony właśnie ze wspomnianej trylogii "Martwego zła". Jakżeby więc twórca mógł oprzeć się zawarciu w "Doktorze Strange'u w multiwersum obłędu" jakiegoś easter egga dla fanów horrorowej serii.

Bruce Campbell pojawia się w "Doktorze Strange'u w multiwersum obłędu" na dwie krótkie sceny. Wciela się w nich w sprzedawcę pizzowych kulek. Gdy upomina się o pieniądze za posiłek, tytułowy superbohater rzuca na niego zaklęcie. Jak za chwilę się dowiemy, uliczny restaurator będzie okładał się ręką po twarzy przez następne trzy tygodnie. Brzmi znajomo? Oczywiście. W "Martwym źle 2" aktorowi również przyszło przecież zmierzyć się z własną dłonią. Wtedy ją uciął i zastąpił piłą łańcuchową.

Doktor Strange w multiwersum obłędu - Bruce Campbell - scena po napisach

W nowym "Doktorze Strange'u" problemy z opętaną ręką kończą się zupełnie inaczej. Bruce'a Campbella wciąż okładającego się dłonią zobaczymy w scenie po napisach. Burząc czwartą ścianę, jego postać zaznaje ulgi, gdy zaklęcie tytułowego superbohatera przestaje działać. To znowuż jest oczko puszczone w stronę miłośników "Martwego zła". Lista podobnych odniesień jest całkiem pokaźna. Przykładów takiego podwójnego gotowania w filmie Sama Raimiego jest naprawdę sporo.

Doktor Strange w multiwersum obłędu - pierwszy horror od MCU?

REKLAMA

W nowym "Doktorze Strange'u" groza podana jest bardziej w stylu Kina Nowej Przygody niż bezkompromisowego "Martwego zła". Na tyle, na ile było to możliwe przy Kevinie Feige'u, stojącym z biczem nad głową, Sam Raimi mniej lub bardziej wyraźnie nawiązuje do słynnych horrorów. Dlatego, kiedy Scarlet Witch wychodzi z lustra w stronę Americy Chavez wygląda niczym Samara wypełzająca z telewizora w "The Ring". Z drugiej zaś strony pokryta krwią twarz Wandy z Uniwersum 838 będzie natomiast kojarzyć się z "Carrie". To tylko kilka przykładów podobnych smaczków.

Być może "Doktor Strange w multiwersum obłędu" nie jest pełnokrwistym horrorem od MCU. Miłośnikom kina grozy z pewnością sprawi jednak niemałą frajdę. Sam Raimi odbił bowiem na filmie Marvela własne piętno. Szalona praca kamery, cameo dla fanów "Martwego zła" i inne odniesienia do popularnych tytułów kina grozy, sprawiły, że taką świeżością i jakością w 4. fazie uniwersum może pochwalić się jeszcze jedynie "Spider-Man. Bez drogi do domu".

**Tekst oryginalnie opublikowany 11 maja.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA