"Doppelganger. Sobowtór" trafił na Netfliksa. To rasowy thriller, który wykąpał mnie w paranoi
"Doppelganger. Sobowtór" narobił szumu na zeszłorocznym festiwalu w Gdyni. Film Jana Holoubka zdobył bowiem aż sześć nagród. Prócz reżysera wyróżniony został Bartłomiej Kaczmarek za zdjęcia, Tomasz Schuchardt za drugoplanową rolę męską, Weronika Orlińska za kostiumy, Marek Warszewski za scenografię, a Radio Gdańsk postanowiło docenić efekty dźwiękowe. Czy produkcja, którą możecie obejrzeć na Netfliksie, zasłużenie zebrała te wszystkie laury?
OCENA
Krótko mówiąc: tak. "Doppelganger. Sobowtór" to wysmakowany wizualnie thriller szpiegowski, w którym napięcie stoi na równie wysokim poziomie, co aktorstwo. To film tłamszący widza, wykorzystujący każdą okazję, aby powalić go emocjonalnie na ziemię i skopać. Jan Holoubek nie zamierza się tu nad nami litować, bo zadaje fundamentalne pytania - same z siebie ciężkie i przytłaczające. Szuka na nie jednak odpowiedzi w gatunkowy sposób.
"Doppelgagner. Sobowtór" nie jest na pewno kinem łatwym. Fabuła skupia się na losach agenta służb specjalnych Hansa, który na przełomie lat 70. i 80. przejmuje tożsamość innego mężczyzny. Podszywając się pod niego, zaczyna robić karierę po drugiej stronie żelaznej kurtyny w Strasburgu. Z drugiej strony w smutnym i szarym PRL-u Jan Bitner po śmierci matki odkrywa, że nie jest Polakiem. Poszukując odpowiedzi na pytania o swoje pochodzenie, trafia na mur zbudowany ze szpiegowskich manipulacji, machlojek i oszustw.
Doppelganger. Sobowtór - recenzja filmu Jana Holoubka
Od samego początku jasne jest, dlaczego w scenariuszu Andrzeja Gołdy te dwie historie funkcjonują obok siebie. Przynajmniej na poziomie fabularnym, bo bardzo długo nie wiadomo, dokąd mają nas prowadzić, co twórcy chcą nam symultaniczną narracją przekazać. Holoubek nie śpieszy się bowiem ze swoją opowieścią. Pozwala Hansowi zachłysnąć się zachodnią wolnością, a Janowi bezskutecznie drążyć temat swojego pochodzenia. Aż w końcu pierwszy staje się bardziej zagubiony niż drugi. W jednej z mocniejszych scen filmu płacze na łóżku, gdyż czuje się pusty. I wtedy okazuje się, że jest to film o tożsamości - główny bohater nie ma własnej i może przyjąć każdą, a Bitner ją traci i próbuje znaleźć nową, tym razem prawdziwą.
Fabularnych i formalnych kodów twórcy poszukują w zimnowojennym kinie amerykańskim. "Doppelganger. Sobowtów" mocno się w nich zakorzenia, bo poczujemy tu ten sam rodzaj niepokoju. Komunistyczny aparat PRL-u staje się wszechwładnym bytem, bezwzględnie kontrolującym życie swoich pracowników i zdolnym wpływać na losy szarych obywateli - nawet tych bezgranicznie mu wiernych. W szaleńczych próbach zachwiania porządkiem krajów zgniłego Zachodu zdolny jest wszędzie wpychać agentów i każdy może stać się jego ofiarą. To niebezpieczna ośmiornica, która mackami chce objąć cały świat.
Doppelganger. Sobowtór - klimatyczna opowieść z przesłaniem
O innych filmach i serialach Jana Holoubka poczytasz na Spider's Web:
- Kim jest Filip Pławiak? Młody aktor zagrał w "Białej odwadze" i serialu "Rojst Millenium"
- "Rojst Millenium": zakończenie serialu. Odpowiadamy na najważniejsze pytania
- „Rojst '97” jest retro czy tylko udaje? W serialu Netfliksa sporo rzeczy to naciągane lata 90.
- "Wielka woda" jest trochę jak "Czarnobyl". Netflix dowiózł naprawdę świetny serial
- Historia jak z hollywoodzkiego filmu, która wydarzyła się naprawdę. Recenzja filmu „25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy”
Film osadzony jest w minionych już czasach, przez co jego styl należałoby określić mianem vintage. Bartłomiej Kaczmarek podkreśla tu zadłużenie "Doppelgangera. Sobowtóra" w paranoicznych thrillerach szpiegowskich z czasów zimnej wojny, korzystając z charakterystycznej dla nich poetyki - widać to tak we wypłowiałych barwach, jak i w ruchach kamery. Zdjęcia do pary z przejmującą muzyką Jana Komara budują gęstą atmosferę, która osacza widzów, aby ich przydusić.
"Doppelganger. Sobowtór" to kolejny dowód na to, że Holoubek robi aktualnie najmocniejsze rzeczy w polskiej kinematografii. Takie z flakami, które nawet jeśli opowiadają o przeszłości, rezonują z otaczającą nas rzeczywistością. Podczas gdy w "25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy" obnażał źle działający system prawny, tutaj wyraża głośny sprzeciw wobec władzy nadmiernie angażującej się w życie obywateli. To kino po części rozliczeniowe, po części zaangażowane, ale ciągle z wyraźnym rysem rozrywkowym. Sprawdza się na wielu różnych poziomach i dlatego nie pozostawia na widzu suchej nitki.