REKLAMA

„Gąskę” da się lubić tylko pod jednym warunkiem. Oceniamy serial od twórców "1670"

Na Prime Video trafił właśnie polski serial z Tomaszem Kotem w roli głównej. „Gąska” obiecuje opowieść absurdalną, ale „z życia wziętą”. Serial przygotowywali twórcy „1670”. Czy i tym razem udało im się dowieźć dobry serial?

gaska prime video recenzja
REKLAMA

„Gąska” to franczyzowa sieć supermarketów, która już na pierwszy rzut oka budzi ciepłe skojarzenia. Sklep jest nieduży, ma stałych, pewnie lokalnych klientów i równie niezmienną obsługę. Jest swojsko, spokojnie i prawie nigdy nie widać, co dzieje się na zapleczu. Serial Prime Video chce to zmienić i całą swoją produkcję opiera właśnie na tym, co niewidoczne dla oka klienta. Jest w tym jednak pewna przewrotność, bo po twórcach „1670” spodziewałem się ostrej satyry, może na stosunki społeczne, może pracę jako taką. Tymczasem okazało się, że „Gąska” to po prostu ciepła komedia o współpracownikach z polskim krajobrazem w tle.

REKLAMA

Gąska – serial od twórców „1670”: recenzja

Szefem „Gąski” (a w zasadzie tego jednego sklepu w ramach franczyzy) jest Włodek, który bardzo kocha Stany Zjednoczone. To właśnie na wizerunku USA, który kolportowany był w Polsce w latach 90. tworzy całą swoją tożsamość. Są tu więc wszystkie te kalki o kraju wolności gospodarczej i nieskończonych szans zmiksowane z kulturą motywacyjną i kapitalistyczną propagandą sukcesu. Grany przez Tomasza Kota bohater wygłasza swoje motywacyjne bon moty, prowadzi swój kanał o biznesie, cały czas myśli o tym, jak stworzyć coś wielkiego. Jego sposób bycia jest mocno przestarzały, ale jednocześnie pocieszny. Nie ma w nic z krwiożerczego i zapatrzonego w zysk szefa, jak Jan Paweł z „1670”. Bliżej mu raczej do Michała Holca z „The Office PL”, choć nie ma w nim za grosz narcyzmu.

Już na podstawie Włodka widać, że serial nie jest satyrą, a raczej rodzinną komedią. Zdarza mu się od czasu do czasu ciąć na odlew krytyką choćby beznadziejnej wiary w teorie spiskowe, czy gig economy, ale to raczej epizody. W „Gąsce” na pierwszy plan zawsze wychodzą bohaterowie i ich dość niedorzeczne przygody.

Dowcip jest tu więc raczej przytępiony, ale trudno odmówić mu uroku. Twórcy, aby jeszcze bardziej podkręcić absurd zdecydowali, aby Lena (Aleksandra Grabowska) miała wizje. To pierwsze dni tej bohaterki w Gąsce. Dziewczyna straciła pracę w serwisie plotkarskim, z którego wyleciała z hukiem. W ważnych momentach jej życia objawiają się celebryci, którzy na bieżąco komentują jej decyzje.

Odkrywanie, jakie gwiazdy pojawiły się w serialu, jest jedną z przyjemności, jakie daje „Gąska”.

Gąska - recenzja

Muszę jednak powiedzieć, że te występy udały się połowicznie. Są absurdalne, często wywołują ciarki żenady, ale niestety równie często są po prostu od czapy – ani zabawne, ani przesadnie potrzebne. To zresztą jeden z problemów ze scenariuszem (za którego sformatowanie odpowiada Jakub Rużyłło z „1670”), że widać w nim głębszy pomysł, ale brak mu szlifu. Żarty bywają toporne, a dialogi – mówię to z bólem – niepotrzebnie przeciągnięte. Żartom brakuje odpowiedniego timingu i przez to nie wybrzmiewają tak, jak powinny. Uczciwie muszę jednak powiedzieć, że są tu perełki, dowcipy błyskotliwe, ostre lub po prostu tak absurdalne, że nie da się ich zignorować.

„Gąska” jest może i nierówna, ale nie da się jej odmówić serca. Pod koniec seansu widzę, że twórcom i aktorom udało się stworzyć przyjazne i bardzo ciepłe miejsce, gdzie spotyka się grubą kreską rysowany przekrój polskiego społeczeństwa. Nie ma co doszukiwać się tu większych metafor, ale nie jestem w stanie nie docenić uroczego nastroju, którym czasem warto się otoczyć. I obiecuję, że po kilku pierwszych odcinkach będziecie chcieli wracać.

REKLAMA

Więcej o nowościach Prime Video poczytasz na Spider's Web:

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA