REKLAMA

Gen V, sezon 2.: opinia. Trudny powrót do świata The Boys

Spin-off uwielbianych „The Boys”, czyli „Gen V”, powraca z 2. sezonem. Już 17 września na Prime Video zadebiutują pierwsze odcinki, a tymczasem część polskich mediów mogła już obejrzeć dwa z nich na specjalnym przedpremierowym pokazie. Rzecz jasna: nie sposób ocenić całości po zapoznaniu się z zaledwie jedną czwartą, ale można pogadać o pierwszych wrażeniach. A zatem - czy nowa seria zaliczyła udany start?

gen v sezon 2 opinia recenzja serial prime video
REKLAMA

Twórcy „Gen V” zdecydowali się uśmiercić Andre Andersona, w którego wcielał się tragicznie zmarły w 2024 r. Chance Perdomo (nowa odsłona jest zresztą dedykowana jego pamięci i składa mu elegancki hołd). Darujmy sobie jednak rozważania na temat tego, czy to słuszna decyzja, czy może jednak lepiej byłoby postawić na recasting: Andre nie żyje, a śmierć tej postaci pełni kluczową rolę w pierwszych dwóch epizodach 2. sezonu. Zarówno uciekinierka Marie, jak i Cate wraz z Jordanem, którzy zostają odesłani z powrotem do Godolkin University i zmuszeni do udawania, że nic się nie wydarzyło (nie chcę wdawać się w spoilerowe szczegóły), dowiadują się o losie Andersona na naszych oczach. Spora część z tego, co wydarzy się później, to bezpośredni lub pośredni efekt wpływu tej informacji na związane z nieżyjącym młodym supkiem postacie.

Protagoniści - potajemnie, unikając oczu nowego dziekana wysłanego wprost z laboratorium - wszczynają śledztwo. Intryga się zagęszcza, pozyskane odpowiedzi rodzą kolejne pytania, a napięcia polityczne (radykalizujący się supkowie kontra zwykli ludzie, popierająca Homelandera większość kontra tzw. Starlighterzy) sięgają zenitu, coraz częściej eskalując. 

REKLAMA

Gen V, sezon 2. - opinia o nowych odcinkach serialu Prime Video

Można rzec: boys being boys. „Gen V” niespecjalnie walczy o własną tożsamość, przeciwnie - na każdym kroku przypomina, że mamy do czynienia z bezpośrednio związanym z „The Boys” serialem, z jego odnogą, nie zaś w pełni autonomicznym tekstem kultury. Pierwsze odcinki obfitują zatem w kilka krwawych i obleśnych scen, nie oszczędzają bohaterów, w warstwie satyrycznej otwarcie drwią sobie (ale nie bez troski!) z rozmaitych okołopolitycznych aspektów amerykańskiej rzeczywistości, nawiązują do skrajnie spolaryzowanego społeczeństwa. Największą różnicą względem „Boysów” w tej sferze jest zapewne perspektywa młodych dorosłych oraz wbijanie szpili w młodzieżowe trendy i mentalność. Twórcy nigdy nie są w tym subtelni, ale hej, przecież wcale nie powinni. Nie o subtelność chodzi w tym uniwersum. Chodzi o brawurę, środkowe palce, lekceważenie tabu, ciosy wymierzone wprost w splot słoneczny Stanów Zjednoczonych AD 2025. Kupujemy tę formę i czerpiemy z niej frajdę, albo odpuszczamy, zmęczeni i zniechęceni - bo trzeba przyznać, że serial nie mówi nam już nic nowego. Jeśli o mnie chodzi: nie musi. Zaglądając do uniwersum Erika Kripkego oczekuję właśnie tego.

Drogi „Gen V” i „The Boys” wciąż się przecinają: możecie liczyć na sporo cameos, bezpośrednich nawiązań i fabularnych zderzeń. Momentami można dostrzec, że scenariusz przebudowano, a wątek śmierci nie zawsze zgrabnie wpasowuje się w pierwotne założenia - obraz zachowuje większość odświeżającej, młodzieńczej energii, a jednocześnie nosi ślady nieuniknionych niezręczności, wynikających z nagłej konieczności zmiany kursu.

Wiele wydarzyło się „poza kadrem” - powrót do fabuły po kulminacyjnych wydarzeniach 1. sezonu wymaga od widza sporego zawieszenia niewiary, ale szanuję decyzję twórców. Postanowili się zaadaptować, zmodyfikować skrypt na tyle sensownie, na ile się da, uwzględniając tragedię, i po prostu przejść dalej. Żadnych dodatkowych wyjaśnień nie otrzymujemy, ale w istocie wcale ich nie potrzebujemy - „Gen V” robi to, co konieczne, by opowieść mogła toczyć się dalej.

I toczy się: po niedługim czasie widz jest już wystarczająco zaangażowany w intrygę i wkręcony w ekranowe wydarzenia. „Gen V” szczyci się też naprawdę fajnymi postaciami pierwszego i drugiego planu - łatwo je polubić. Albo polubić nienawidzenie ich. Co więcej, aspekt dojrzewania części z nich czyni „Gen V” serialem bardzo szczerym, a nawet emocjonalnym - jeśli chodzi o te drugi aspekt, spin-off ma znaczącą przewagę nad „The Boys”, gdzie od sfery emocjonalnej ważniejszy jest rozwój akcji i satyra (nie narzekam - wcale mi to nie przeszkadza).

„Gen V” ma swoje bolączki, ale wciąga i sprawia sporo frajdy już na poziomie pierwszych dwóch epizodów. Czekam na kolejne. 

Serial obejrzysz tutaj:
Prime Video
GEN V
Prime Video

Gen V, sezon 2. - premiera pierwszych odcinków w Prime Video odbędzie się 17 września.

REKLAMA

Czytaj więcej:

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-09-16T14:40:24+02:00
Aktualizacja: 2025-09-16T09:19:10+02:00
Aktualizacja: 2025-09-15T18:15:00+02:00
Aktualizacja: 2025-09-15T16:15:00+02:00
Aktualizacja: 2025-09-15T15:11:39+02:00
Aktualizacja: 2025-09-15T13:40:33+02:00
Aktualizacja: 2025-09-15T12:51:48+02:00
Aktualizacja: 2025-09-15T09:37:34+02:00
Aktualizacja: 2025-09-14T13:37:00+02:00
Aktualizacja: 2025-09-14T09:05:00+02:00
Aktualizacja: 2025-09-13T17:02:49+02:00
Aktualizacja: 2025-09-13T14:51:49+02:00
Aktualizacja: 2025-09-13T09:19:00+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA