REKLAMA

Tęskniłem za takimi komediami. Ten film to ubaw po pachy

Darren Aronofsky to poważny (żeby nie powiedzieć pretensjonalny) reżyser poważnego (żeby nie powiedzieć pretensjonalnego) kina. Jeśli śmiejemy się na jego filmach, to dlatego że groteska weszła mu za bardzo ("Mother!"), albo nie dostrzega infantylności swojej smutnej opowieści ("Wieloryb"). Aż w końcu postanowił zrobić komedię. I choć paradoksalnie okazuje się jej największym problemem, "Złodziej z przypadku" wyszedł mu świetnie.

złodziej z przypadku recenzja co obejrzeć premiera
REKLAMA

"Złodzieja z przypadku" od początku do końca napędza charakter głównego bohatera. W dodatku nie byle jakiego, bo wyjętego wprost z kart otoczonych w Stanach Zjednoczonych kultem powieści Charlie'ego Hustona. Dzięki temu uzbrojony w scenariusz napisany przez autora oryginału Darren Aronofsky z ironicznym uśmiechem wchodzi na niezbadane przez siebie do tej pory tereny komedii, w której złamany człowiek wpada w wielkie tarapaty. Punktem zapalnym w życiu byłego baseballisty staje się niewinna z pozoru prośba o zaopiekowanie się kotem sąsiada. Od tego momentu spirala kłopotów sama się nakręca. A właściwie nakręca ją sam Hank Thompson.

Nie jest to na pewno bohater aktywny. Nawet kiedy po pobiciu przez rosyjskich gangsterów traci nerkę, zamiast zająć się napędzaniem fabuły, woli napić się z kumplami. Dlatego Huston szturcha go coraz bardziej - groźbami i morderstwami bliskich mu osób, które zawsze są wynikiem zbiegów okoliczności. Bo zgodnie z tytułem życiem Hanka rządzi totalny przypadek. Przypadek ciągle pcha go do jakiegoś działania. Ale zawsze tylko na tyle, żeby w międzyczasie Aronofsky mógł skrupulatnie zbudować autorską wizję Nowego Jorku 1998 roku.

REKLAMA

Złodziej z przypadku - recenzja nowej komedii

Porównanie "Złodzieja z przypadku" do "Po godzinach" to już krytycznofilmowa klisza. Nie da się jednak od niej uciec, skoro w jedną z ról wciela się Griffin Dunne - ten sam, który grał głównego bohatera w komedii Martina Scorsesego. Aronofsky tak samo zmienia Nowy Jork w nocny koszmar, wciągający Hanka w serię coraz dziwniejszych zdarzeń. Podobnie mamy do czynienia z miejską odyseją, tylko amerykańska metropolia nie jawi się już jako po kafkowsku śmieszno-straszna. Wciąż pulsuje życiem, ale jest chorobliwa - pełna klaustrofobicznych zaułków, obdrapanych klatek schodowych i labiryntów bez wyjścia. Kamera Matthew Libatique'a lubi zatrzymywać się na ścianach pokrytych grafitti czy śmieciach na ulicy. Z tego właśnie względu Wielkie Jabłko jawi się niczym ledwo dychający organizm - jest brudne, zmęczone, zużyte.

Aronofsky filtruje całą przestrzeń przez zwichrowaną psychikę głównego bohatera, przez co dybiący na jego życie przestępcy - w tym żydowscy mordercy z nienagannymi manierami - zdają się emanacją jego największych lęków. Bo Hank nie jest pechowym everymanem z "Po godzinach", a wbrew pozorom doskonale wpisuje się w katalog postaci twórcy "Reqiem dla snu". Nosi w sobie ciężar neuroz, obsesji, traum. One go przytłaczają, bo wciąż pożera go poczucie winy za wypadek, który przekreślił jego karierę sportową i nie może przeżyć dnia bez rozmowy z matką na temat wyników ulubionej drużyny baseballowej. Wcielający się w niego Austin Butler pozwala temu wszystkiemu wybrzmieć na ekranie. Balansując na granicy groteski tworzy bohatera gnijącego od środka - wydaje się bucem, ale pęka w obliczu każdego zagrożenia.

"Złodziej z przypadku" to komedia w swej istocie bardzo mroczna. I tutaj pojawia się problem. Przydałoby się jej więcej życia - choćby bardziej energiczny montaż, lekki filtr z teledyskową estetyką. Dostajemy bowiem opowieść, w której świetnie odnalazłby się Guy Ritchie. Z Aronofsky'ego wychodzi totalny nudziarz. Nawet pomimo wprowadzenia postaci Brytyjczyka w skórze nabitej ćwiekami i z kolorowym irokezem na głowie reżyser boi się anarchii. Prowadzi narrację bardzo w swoim stylu - dłuższymi ujęciami, nieraz niepotrzebnie wymuszającymi w widzach refleksję. Wykonanie "po bożemu" gryzie się z buntowniczą fabułą.

Przez Aronofsky'ego, który nie potrafi porzucić swojego przyciężkiego stylu, "Złodziej z przypadku" zdaje się filmem z rozdwojeniem jaźni. Reżyser gubi się w komediowej lekkości, ale za to świetnie odnajduje się w scenach mrocznych, mających podkreślać zaciskanie się pętli wokół szyi głównego bohatera. Bo nawet jeśli w scenie masakry w barze bazuje na czarnym humorze, to wciąż przytłacza go przestylizowaną przemocą. Tak zaburzana tonacja potrafi wytrącić z rytmu opowieści i sprawić, że widz gubi się w niej emocjonalnie.

Błyskotliwy scenariusz z całą galerią wyrazistych bohaterów sprawia, że "Złodziej z przypadku" wznosi się ponad drobne zgrzyty. Aronofsky składa w nim miejscami pokraczny, ale ciągle urokliwy hołd nightmare comedies - konwencji, która w ostatnich latach praktycznie nie istniała. Patrząc na jego dotychczasową twórczość, rzucono w niego mocno podkręconą piłką. A on i tak ją pewnie odbił. Mistrzostwa może nie zdobywa, ale punkty mu się należą. I to nie za same starania, a również za efekt końcowy.

"Złodziej z przypadku" już w kinach.

Więcej o filmach poczytasz na Spider's Web:

REKLAMA

Tytuł filmu: Złodziej z przypadku
Rok produkcji: 2025
Czas trwania: 107 minut
Reżyser: Darren Aronofsky
Aktorzy: Austin Butler, Regina King, Zoe Kravitz
Nasza ocena: 7/10
Ocena IMDB: 7,4/10

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-09-01T16:21:00+02:00
Aktualizacja: 2025-09-01T11:53:04+02:00
Aktualizacja: 2025-09-01T10:36:42+02:00
Aktualizacja: 2025-09-01T04:33:00+02:00
Aktualizacja: 2025-08-31T15:03:00+02:00
Aktualizacja: 2025-08-31T14:05:00+02:00
Aktualizacja: 2025-08-31T12:12:00+02:00
Aktualizacja: 2025-08-31T11:22:00+02:00
Aktualizacja: 2025-08-31T08:01:00+02:00
Aktualizacja: 2025-08-31T04:01:00+02:00
Aktualizacja: 2025-08-30T17:03:18+02:00
Aktualizacja: 2025-08-30T14:34:00+02:00
Aktualizacja: 2025-08-30T11:05:00+02:00
Aktualizacja: 2025-08-30T09:09:00+02:00
Aktualizacja: 2025-08-29T19:13:06+02:00
Aktualizacja: 2025-08-29T18:05:00+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA