Podczas festiwalu w Gdyni "Ministranci" zostali obsypani nagrodami. Trudno się co prawda dziwić, że szanowne grono jury tak polubiło nowy film Piotra Domalewskiego. A mimo to wciąż ze swojego werdyktu powinno się wyspowiadać.

Piotr Domalewski osiągnął limit dla swojego stylu. Nieironiczne podejście do najprostszych emocji w stylu Nowej Szczerości, które urzekało w "Cichej nocy", potrafiło wzruszyć w "Jak najdalej stąd" i nawet w "Hiacyncie" się sprawdzało, w "Ministrantach" zmienia się w manierę. To film tak prosty, że aż naiwny. Tak liryczny, że aż bełkotliwy. Tak prowokacyjny, że aż tani. Próbuje przecież nabrać charakteru, pokazując nam rapujących ministrantów. "Nie wierzę!" - chciałoby się rzec.
Ziomalska nawijka o czynieniu dobra nie jest w filmie całkowicie od czapy. Domalewski chce pokazać swoich bohaterów, jako typowych chłopaków z osiedla w małym mieście. Na zawody ministranckie przychodzą więc w bluzach z kapturem, na które zakładają komże, w trakcie próby chóru rozmawiają o dziewczynach, a kiedy proboszcz akurat nie patrzy, wchodzą do konfesjonału. Takie to małe rozrabiaki ze szlachetnymi intencjami, bo nie mogą patrzeć, gdy rówieśnicy znęcają się nad niepełnosprawnym kolegą i na pewno nie zamierzają stać z założonymi rękoma, kiedy zbierane przez nich pieniądze na biednych, wcale na biednych nie idą.
Ministranci - recenzja polskiego filmu
Domalewski nie kopie w drzwi otwarte przez Wojciecha Smarzowskiego w "Klerze", żeby taplać się w kościelnej patologii. Zamiast się (i nas przy okazji) biczować, woli opowiadać w sposób lekki, zabawny. Zadaje co prawda poważne pytania o wspólnotę i instytucję Kościoła katolickiego, ale lubi zarzucić przy tym żartem, gdy spogląda na nie oczami żywiołowych nastolatków. Crowdpleaserowo niesie dzięki temu pozytywny przekaz, gdy młodzi bohaterowie zakładają niebieskie, uszyte przez babcię kominiarki i niczym chuligani Jezusa Chrystusa postanawiają ukraść pieniądze z parafii, aby oddać je potrzebującym.
"Ministrantom" brakuje co prawda wciągającej fabuły "Bożego Ciała" i artystycznego pazura "Wszystkich naszych strachów", ale wyrasta z tego samego przekonania, że Kościół katolicki potrzebuje reformy w stylu Marcina Lutra. Oddalił się od ludzi, nadgnił od chciwości i zapomniał o swojej podstawowej funkcji, ale nie zasługuje na potępienie, spalenie czy porzucenie. Dlatego chłopcy zaczynają pracę u podstaw, aby naprawić jego błędy, nawet jeśli wymaga to umieszczenie kamerki w konfesjonale i podsłuchiwanie spowiedzi parafian, aby dowiedzieć się, którzy są tymi najbardziej potrzebującymi.
Domalewski spogląda na swoich bohaterów z sympatią, wręcz im kibicuje, co z łatwością może udzielić się widzom, gdy chłopaki ze swoją nieco uproszczoną wizją świata w kopertach niosą parafianom pomoc. Reżyser sprawia, że ich rozumiemy, bo każdy ministrant ma własną minihistorię - jeden opiekuje się samodzielnie wychowującą go matką alkoholiczką, rodzice drugiego chcą się wyprowadzić za granicę, a dwóch braci akurat ma całkiem sympatycznego ojca. To film społecznie zaangażowany, któremu na dobre wychodzi, że ma więcej ciepła niż publicystycznego charakteru. Gatunkowymi atrakcjami próbuje więc napełniać nas nadzieją.
Choć pachnie kadzidłem, nie jest to kazanie.
Choć słychać niemy krzyk ofiar przemocy domowej, nie ma prawienia morałów. Choć bohaterowie interpretują Pismo Święte, nie prowadzą lekcji katechezy. To komedia, dramat i przygoda w jednym. Narracyjnie nie ma się do czego przyczepić - wszystkie punkty zwrotne są na swoim miejscu, ale pomiędzy Domalewski plącze się jak po mszalnym winie. Fajne chłopaki z sąsiedztwa czynią dobro i gdy tylko im się to udaje za pierwszym razem, to postanawiają to powtórzyć. Sceny z tymi samymi emocjami powracają i mnożą się, przez co "Ministranci" stają się jednostajni, ich rytm i tempo są co chwilę zaburzane.
Aż szkoda, że scenariuszowi daleko do energii wcielających się w główne role chłopaków. Tobiasz Wajda, Bruno Błach-Baar oraz Mikołaj i Filip Juszczykowie ciągną ten film, dodając mu zadziornego uroku. Nie udaje im się jednak ukryć, że mamy do czynienia z szantażem emocjonalnym. To jedna z tych produkcji, których jak się nie polubi, to można zostać oskarżonym o brak serca. Cóż jednak poradzić, gdy tak usilnie próbując poruszać, bawić i wywoływać głośne "oooouuuu", zbywa się ją wzruszeniem ramion z lekkim "meh". Po prostu "Ministranci" maxiprzyjemności z oglądania nie dają.
- Tytuł filmu: Ministranci
- Rok produkcji: 2025
- Czas trwania: 110 minut
- Reżyser: Piotr Domalewski
- Obsada: Tobiasz Wajda, Bruno Błach-Baar, Mikołaj Juszczyk, Filip Juszczyk
- Nasza ocena: 5/10
"Ministranci" już w kinach.
Więcej o polskich filmach poczytasz na Spider's Web:
- 11 filmów o 11 wielkich Polakach. Wybraliśmy tylko te dobre
- Najlepsze polskie filmy o gangsterach. Te tytuły to czyste złoto
- "Chopin, Chopin" fałszuje, Eryk Kulm ratuje. Recenzja filmu
- Domu dobrego Smarzowskiego nie da się oglądać. Ledwo wysiedziałem
- Polski horror prosto z kina właśnie wbił na Netfliksa. To będzie hit







































